Jacek Kurski swojego pierwszego wywiadu udzielił, jak można się było spodziewać, tygodnikowi braci Karnowskich "w Sieci". Już na okładce obwieszcza "Zrobię porządek w TVP". Zapewnia, że nie będzie narzucał swojego poglądu redakcjom programów informacyjnych, by kilka zdań później wprost zrecenzować jedno z wydań "Wiadomości" i powiedzieć, co mu się nie podobało.
Kiedy Jacek Kurski obejmował TVP, poprosił o kilka tygodni spokoju i zapowiedział, że poświęci ten czas na prace koncepcyjne. Teraz przerywa milczenie. Robi to – tu nie ma zaskoczenia – na łamach tygodnika braci Karnowskich.
Kurski opowiada, że przejmując TVP musiał zadbać o to, by nie doszło do "prowokacji ani prób wywołania chaosu". Komplementuje też Jarosława Kaczyńskiego jako "lidera i twórcę największego sukcesu politycznego w Polsce", nazywa go też "dobrym politykiem", bo Prezes nie kieruje się urazami.
Kurski mówi też o swoim życiu, zarówno prywatnym, jak i politycznym. Ocenia, że musiał wypaść z polityki i przejść przez problemy osobiste, by trafić do miejsca, gdzie jest najbardziej szczęśliwy. I to pomimo tego że – jak mówi – pracuje do drugiej w nocy. Karnowscy pytają, jak człowiek zajmujący się przez ostatnie lata polityką zagwarantuje bezstronność TVP.
Kurski próbuje dać dowody na brak ręcznego zarządzania, ale w istocie na łamach "w Sieci" właśnie takie ręczne sterowanie realizuje. Mówi, że "udana, ważna wizyta premier Szydło w Budapeszcie zostaje okrojona i zepchnięta na drugie miejsce przez pozbawioną treści wizytę komisji weneckiej". Dodaje, że szanuje ten wybór szefowej "Wiadomości", ale w istocie tym wywiadem wywiera na nią presję. Wskazuje też na to to, co Kurski mówi dalej.
Prezes Kurski tłumaczy też falę zwolnień. Przekonuje, że w nowej formule "Wiadomości" odnalazłby się nawet Piotr Kraśko, gdyby nie to, że po wyborach wszedł w rolę "organizatora tej dziwacznej rewolty". Bracia Karnowscy mówią nawet o "próbie obalenia nowego rządu". Stwierdza, że to były niemal standardy stanu wojennego.
Jacek Kurski mówi też o swoim bracie, Jarosławie, I wicenaczelnym "Gazety Wyborczej", który na wiecu KOD stwierdził, że "nie wszyscy Kurscy są do kitu". – To rzeczywiście bolesne – mówi dawny "bulterier PiS". – Uważam, że z moim bratem dzieje się coś złego. Codziennie modlę się za niego. Mama też – dodaje. Diagnozuje też, że to "coś złego" to efekt... nieprzepracowania utraty statusu jedynaka.
Ale moja polityczna przeszłość jest tutaj jakąś gwarancją, lepszą, niż gdyby na moim miejscu był ktoś udający niezależność, a de facto zależny, tyle że zakulisowo. I to podwójnie. Zdaję sobie sprawę, że będę szczególnie ostro oceniany, że nie ujdą mi na sucho rzeczy, które pewnie uszłyby innym. Rozumiem świat polityki. Z olbrzymią większością najważniejszych polityków, chyba z wyjątkiem Ryszarda Petru, jestem na "ty". Dzięki temu będę umiał bronić zasad i odmawiać tego, z czym się nie zgadzam.
Źródło: "w Sieci"
Jacek Kurski
prezes TVP
Tak, czuję się redaktorem naczelnym. Takim, który pilnuje reguł gry. Gdy trzeba, także mówiąc "nie". Nie będę np. ukrywał, że żarty z tragedii smoleńskiej w kabaretach uważam za niedopuszczalne. To nie jest sprawa, która powinna śmieszyć.
Z PiS będzie można się śmiać?
Oczywiście. Podczas rozdania Telekamer Robert Górski pożartował sobie i z PiS, i ze mnie. Jeśli coś będzie śmiechem, a nie rechotem, to z największą przyjemnością zasiądę w pierwszym rzędzie. Ale to musi mieć godny poziom.