
Jacek Kurski swojego pierwszego wywiadu udzielił, jak można się było spodziewać, tygodnikowi braci Karnowskich "w Sieci". Już na okładce obwieszcza "Zrobię porządek w TVP". Zapewnia, że nie będzie narzucał swojego poglądu redakcjom programów informacyjnych, by kilka zdań później wprost zrecenzować jedno z wydań "Wiadomości" i powiedzieć, co mu się nie podobało.
Kurski mówi też o swoim życiu, zarówno prywatnym, jak i politycznym. Ocenia, że musiał wypaść z polityki i przejść przez problemy osobiste, by trafić do miejsca, gdzie jest najbardziej szczęśliwy. I to pomimo tego że – jak mówi – pracuje do drugiej w nocy. Karnowscy pytają, jak człowiek zajmujący się przez ostatnie lata polityką zagwarantuje bezstronność TVP.
Ale moja polityczna przeszłość jest tutaj jakąś gwarancją, lepszą, niż gdyby na moim miejscu był ktoś udający niezależność, a de facto zależny, tyle że zakulisowo. I to podwójnie. Zdaję sobie sprawę, że będę szczególnie ostro oceniany, że nie ujdą mi na sucho rzeczy, które pewnie uszłyby innym. Rozumiem świat polityki. Z olbrzymią większością najważniejszych polityków, chyba z wyjątkiem Ryszarda Petru, jestem na "ty". Dzięki temu będę umiał bronić zasad i odmawiać tego, z czym się nie zgadzam.
Tak, czuję się redaktorem naczelnym. Takim, który pilnuje reguł gry. Gdy trzeba, także mówiąc "nie". Nie będę np. ukrywał, że żarty z tragedii smoleńskiej w kabaretach uważam za niedopuszczalne. To nie jest sprawa, która powinna śmieszyć.
Z PiS będzie można się śmiać?
Oczywiście. Podczas rozdania Telekamer Robert Górski pożartował sobie i z PiS, i ze mnie. Jeśli coś będzie śmiechem, a nie rechotem, to z największą przyjemnością zasiądę w pierwszym rzędzie. Ale to musi mieć godny poziom.
