
Żul, meliniarz i dziadyga spod bloku – tak większość z nas widzi ludzi nadużywających alkoholu. Tak też widzą ich piękni panowie, pracownicy korporacji, którzy wracając do domu sięgają po kieliszek winka, no może drineczek na wódeczce albo może jednak szocik czystej. Bo dzień był stresujący. A przecież dopóki ogarnia życie, dopóty problemu nie ma.
Podobno najgorszym rodzajem uzależnionego od alkoholu pacjenta jest człowiek zamożny. Status i pieniądze, to dwa elementy, dzięki którym można nałóg dużo dłużej ukrywać. A także pozostawać poza kontrolą społeczną, zawodową i rodzinną. Taki człowiek nie ma ograniczeń finansowych, które mogłyby stanąć na drodze do zdobycia kolejnej butelki dobrej whiskey. Ma też bardzo wiele okazji do picia – lunche, suto zakrapiane konferencje czy delegacje. To nie sprzyja "odmowom".
Ludzie z wysokiej półki nie mają szefa. Albo razem z szefem piją, bo ten też popija. Znam przykład mężczyzny, który jest właścicielem zespołu adwokackiego, który ma za sobą dwa małżeństwa z oskarżeniami o przemoc domową. Jest alkoholikiem, ale na tyle funkcjonalnym, że nie można zakwestionować jego sprawności zawodowej. Jest nietykalny.
Uzależniony na ogół nie zauważa, że ma problem. Działa mechanizm obronny, który jest wpisany w naszą psychikę – będziemy się tłumaczyć do upadłego. Według terapeutów, jako pierwszy, problem zawsze zauważa ktoś z otoczenia.
Osobiście znałam kobietę, która będąc z bardzo zamożnym człowiekiem, nie mogła znieść jego alkoholizmu. „To jest nie do wytrzymania. Nie wyobrażasz sobie jak wygląda pościel, kiedy wpada w ciąg” – mówiła. Oszczędzę graficznych szczegółów. To są fizjologiczne czynności – to samo dzieje z menelem, który mieszka w działkowym domku.
Sama kultura picia alkoholu w Polsce wciąż pozostawia wiele do życzenia. Chociaż wydaje się, że coraz częściej sięga się po słabsze alkohole jak wino i piwo, to niestety dane z Ministerstwa Zdrowia pokazują, o jak iluzorycznej poprawie mówimy. Sprawozdanie z ustawy o wychowaniu w trzeźwości za 2013 rok informuje, że statystyczny Polak wypił 9,67 litra 100-proc. alkoholu. To o 5,6 proc. więcej niż rok wcześniej. Spożycie alkoholu rośnie w Polsce od 10 lat i osiągnęło najwyższy poziom w historii. Również od dekady rośnie spożycie alkoholu wysokoprocentowego, a jednocześnie pijemy coraz mniej wina.
Kobiety są konsumentkami alkoholu na równi z mężczyznami. Kiedyś to było nie do pomyślenia. Ale z czasem nastąpiło równouprawnienie alkoholików.
Alkoholicy z wyższej półki nie są jedynie polskim problemem. To się dzieje wszędzie, ale u nas jest społeczne przyzwolenie, ogromna dostępność alkoholu na każdym kroku i mała świadomość związana z dbaniem o siebie. Na Zachodzie ludzie bardziej dbają o zdrowie, natomiast w Polsce alkohol stał się napojem do picia. – Mamy całą kulturę alkoholową. Poprawiły się bytowe warunki i nie ma ograniczeń w kupowaniu dobrych alkoholi. Szwankuje edukacja prozdrowotna. - Siadają i doją całą butelkę. To straszne – mówi terapeutka.
Relacje z osobą uzależnioną od alkoholu są obciążone bardzo wielkim cierpieniem. Jest to upokorzenie, poczucie winy, wstydu, niezliczone przykłady rozczarowania, ofiary biorą na siebie odpowiedzialność.
Napisz do autorki: kalina.chojnacka@natemat.pl
