Słynny konwojent wpadł przez..."Dudę"?
Słynny konwojent wpadł przez..."Dudę"? Fot. KWP Poznań

Przez ponad pół roku był nieuchwytny. Po nietypowym "skoku" przepadł jak kamień w wodę. Konwojent, który ukradł 8 mln złotych został odnaleziony przed dwoma tygodniami. Udało się ustalić, jakich błędów mógł się dopuścić. Jednym z nich było fałszywe nazwisko, które przybrał.

REKLAMA
W toku śledztwa ustalono, że słynny konwojent miał pomocników. Współpracowali z nim m.in. dwaj policjanci. Na przesłuchaniach jednak milczeli i nie przyznawali się do winy.
W końcu do gry wszedł grafolog. Porównano podpis Mirosława Dudy, konwojenta pod fałszywym nazwiskiem, który miał ukraść pieniądze, z podpisem Krzysztofa W., krawca z Łodzi. Ekspert nie miał wątpliwości – podpisy należały do jednej i tej samej osoby. – Krawiec próbował zmienić charakter pisma, ale są pewne cechy, których zmienić się nie da. To go pogrążyło – zdradza śledczy.
– Wydaje się, że krawiec był tylko sprawnym wykonawcą poleceń. Za pomysłem i organizacją stał ktoś inny. Nie znaleźliśmy u krawca żadnych pieniędzy – przekonuje z kolei informator, na którego powołuje się "Gazeta Wyborcza".
To miał być skok stulecia. Poszukiwany konwojent przez rok posługiwał się fałszywą tożsamością, potem zatrudnił się w profesjonalnym biurze ochrony, gdzie pracował przez kilka miesięcy. W tym czasie przyglądał się, jak dokładnie działa firma i konkretne procedury.
Zuchwałej kradzieży dokonał 10 lipca ubiegłego roku. Jak pisaliśmy w naTemat, tego dnia mężczyzna wraz z ekipą pojechał rozwozić pieniądze do bankomatów. Przy pierwszym z nich, gdy dwaj konwojenci wyszli z kasetką uzupełnić bankomat w Swarzędzu, mężczyzna odjechał z furgonetką pełną pieniędzy.