logo
Eugeniusz Bodo - najsłynniejszy amant polskiego kina. Fot. NAC
Reklama.
Z reklamą mu do twarzy
/ Fot. NAC
Czarujący uśmiech, zawsze nienaganne uczesanie, niezrównany na scenie, i ten głos... Za Eugeniuszem Bodo, właściwie Eugeniuszem Bogdanem Junotem, przepadali i młodzi, i starsi, i wzdychające za gwiazdorem panie, i doceniający jego talent panowie. Dziś Polacy pokochali go na nowo – za sprawą serialu telewizyjnego "Bodo". Ale tytułowy bohater to nie tylko wielki artysta, lecz także prawdziwy przedwojenny celebryta. Bywał na rautach, ale i docierał do mas. Był pionierem przedwojennej reklamy.

Firmował swoją osobą różnorakie produkty – od garniturów Old England, znanych wszędzie krawatów od Chojnackiego, kapeluszy Młodkowskiego, czy butów szewca Kielmana, przez firmy ubezpieczeniowe, po czekoladowe smakołyki z fabryki Wedla, a nawet... pastę do zębów. Na jednym z materiałów reklamowych Bodo wczytuje się w "Przegląd Sportowy", choć ze sportem nie miał zbyt wiele wspólnego. Czego się nie robi dla sławy?

Towarzysz-olbrzym
/ Fot. Wikimedia Commons / Domena publiczna
Wszędzie, gdzie mógł, pokazywał się ze swoim czworonożnym przyjacielem – dogiem arlekinem o imieniu Sambo. Chętnie razem przesiadywali w znanych warszawskich kawiarniach i restauracjach. Ich właściciele zdawali sobie doskonale sprawę, że obecność gwiazdora i jego coraz bardziej rozpoznawalnego łaciatego pupila, mimo zakazu wstępu psów do tego typu lokali, na pewno nie zaszkodzi...

Potężne gabaryty psa wywoływały u niejednego trwogę, choć aktor, w typowym dla siebie tonie, żartobliwie uspokajał fanów: "Proszę się nie bać, on już dzisiaj zjadł na śniadanie parę osób".

Bodo i Sambo rozdzieliła dopiero wojna i śmierć artysty, wywiezionego w 1943 roku do sowieckiego łagru. Sambo, oddany pod opiekę zaufanym ludziom, zginął najprawdopodobniej w 1944 roku.

Dziękuję, nie piję
/ Fot. NAC
Możliwe, że wcześniej nie wylewał za kołnierz, ale przynajmniej od 1929 roku powtarzał wszem i wobec, że wódka nie jest dla niego. Głęboko przeżył wypadek kierowanego przez siebie samochodu, w którym zginął pasażer – aktor Witold Roland. Bodo zarzucano później, że jechał pod wpływem alkoholu, ale ten zarzekał się, że wypił jedynie kawę. Od tej pory, częstowany kieliszkiem, a okazji do tego było co nie miara, zawsze odmawiał.

Nawet wtedy, gdy chodziło o spore pieniądze. Kiedy najsłynniejsza polska fabryka wysokoprocentowego trunku – Baczewski ze Lwowa – zaproponowała artyście współpracę reklamową, ten nie miał wątpliwości. – Jestem abstynentem, toteż zachwalanie trunków brzmiałoby w moich ustach niewiarygodnie – odpowiedział dyplomatycznie.

Niezwykła kawiarnia
/ Fot. Facebook / Domena publiczna
"Café Bodo", ulica Pierackiego 17 (obecnie Foksal) – ten adres znali wszyscy warszawiacy, którzy uwielbiali spędzać czas przy filiżance dobrej kawy i występach artystycznych najwyższych lotów. Nieduża kawiarnia na 10 stolików, uwielbiana w kręgach warszawskiej bohemy, zaczęła funkcjonować wiosną 1939 roku. W gmachu, w którym Bodo wynajął właśnie czteropokojowe mieszkanie.

Niedługo po wybuchu wojny aktor przeniósł się jednak z Warszawy do Lwowa, oddając kawiarnię firmowaną swym nazwiskiem całkowicie w użytek wspólnikowi. Tak naprawdę nigdy nie był jej właścicielem, a jedynie reklamował lokal własną osobą. Kawiarnię prowadził jego znajomy Zygmunt Wojciechowski, płacąc Bodo za "użyczanie nazwiska" aż 500 zł miesięcznie! Na owe czasy była to naprawdę spora suma.

Lokal przy Pierackiego funkcjonował także po 1939 roku. Nazywany często "kawiarnią aktorów", ze względu na śmietankę towarzyską, która często w nim przesiadywała. Codziennie odbywały się tam występy artystyczne, grała orkiestra jazzowa. Zapraszano takie gwiazdy jak m.in. Lucyna Messal, Stefan Jaracz czy król piosenki – Mieczysław Fogg.

Wrak człowieka
/ Fot. Wikimedia Commons / Domena publiczna
Mężczyzna sfotografowany w więzieniu NKWD niczym nie przypomina dawnego amanta, który rozkochał w sobie miliony Polaków. Nieogolony, w pomiętej koszuli, bez szerokiego uśmiechu na ustach, z jakim powszechnie go kojarzono. To Bodo na swym ostatnim znanym zdjęciu. Tuż po tym, jak trafił w ręce NKWD we Lwowie. Feralnego 26 czerwca 1941 roku rozpoczął się upadek wielkiej sławy polskiego kina.

Aktora zgubiło szwajcarskie obywatelstwo, jakim się legitymował (jego ojciec był Szwajcarem, a sam Bodo urodził się w Genewie). Sowieci wzięli go za szpiega i osadzili w niesławnym moskiewskim więzieniu na Butyrkach. Po dwóch latach niegdysiejszą gwiazdę, a wówczas już tylko wraka człowieka, wywieziono do łagru w Kotłasie w obwodzie archangielskim. Tam, po krótkim pobycie, zmarł 7 października 1943 roku.

Przedwojennego celebrytę pochowano... w anonimowej mogile. Przez lata głoszono, że zamordowali go Niemcy a w hasłach encyklopedycznych poświęconych Bodo pisano lakonicznie o jego tajemniczym zaginięciu. Przy takiej wersji władze PRL nie musiały się o nic spierać...[photo position="inside"]453073[/photo]