Janusz Waluś urodzony w Zakopanem wyjechał z Polski w 1981 roku. W kraju za chwilę miał wybuchnąć stan wojenny, a Waluś zastawił żonę i córkę i wyemigrował do Republiki Południowej Afryki. Zanim to się stało, był mistrzem Polski w wyścigach samochodowych w kategorii Fiat 127. A od ponad 20 lat jest jednym z najbardziej znienawidzonych i jednocześnie najbardziej szanowanych ludzi w RPA.
Szklarz, kierowca, nacjonalista
W Afryce dołączył do ojca i do brata, którzy wyemigrowali tam kilka lat wcześniej, w połowie lat 70-tych. Panowie Waluś prowadzili w Polsce niewielką hutę szkła, ten biznes przenieśli na południe Afryki. Janusz pojechał im pomóc, ale biznes zbankrutował, więc emigrant zatrudnił się jako kierowca ciężarówki. Waluś, który wyjechał z niespokojnej politycznie Polski zaangażował się niespokojną politykę RPA.
W latach osiemdziesiątych władzę sprawowała tam Partia Narodowa, konserwatywna i rasistowska. Jej członkowie chcieli segregacji rasowej, twierdzili, że rasa biała jest dominująca. Panował apartheid, który zakładał między innymi zakaz zawierania mieszanych małżeństw, ludzi dzielono ze względu na kolor skóry, biali mieszkali i przebywali w osobnych strefach mieszkaniowych i komercyjnych. W instytucjach publicznych obowiązywała segregacja rasowa, władza w pastwie dzieliła się na białą i na czarną. Był zakaz strajków i tworzenia związków zawodowych.
W 1987 roku Janusz Waluś przyjął południowoafrykańskie obywatelstwo i wstąpił do Partii Narodowej. Wpisywał się w jej rasistowską i nacjonalistyczną retorykę. Na tym nie poprzestał, związał się też z neonazistami z Afrykanerskiego Ruchu Oporu (Afrykanerzy to biali mieszkańcy RPA, kalwiniści mówiący w africaans). Kiedy na początku lat 90-tych uwolniono z więzienia kierującego Afrykańskim Kongresem Narodowym Nelsona Mandelę, który przebywał tam od 1962 roku za „akcje sabotażowe”, działalność Afrykańskiego Kongresu Narodowego, Kongresu Panafrykańskiego i Południowoafrykańskiej Partii Komunistycznej została zalegalizowana.
Przywódcą tej ostatniej był Chris Hani, jeden z najbardziej wpływowych i uwielbianych przez młodzież liderów czarnoskórych mieszkańców RPA, którego później zastrzelił Polak.
Lęk przed zmianą
Jak można się domyślić, środowisko, w którym obracał się Waluś, czyli skrajna prawica, nie była zadowolona z zachodzących zmian, obawiali się, że komuniści mogą przejąć władzę w RPA. 10 kwietnia 1993 roku Waluś, który utrzymywał kontakty ze służbami specjalnymi i z wywiadem wojskowym, zastrzelił Haniego – przed jego domem w Johannesburgu. Nie chciał strzelać w plecy, więc go zawołał. Oddał dwa strzały, najpierw w klatkę, a kiedy mężczyzna upadł na ziemię – w głowę. Potem wsiadł do samochodu i odjechał.
Śmierć Haniego miała doprowadzić do zerwania rokowań między białym prezydentem Frederikiem de Klerkiem, Mandelą i przywódcami Afrykańskiego Kongresu Narodowego, które miały ostatecznie zlikwidować apartheid, doprowadzić do pierwszych wolnych wyborów i pokojowego przekazania władzy czarnej większości.
Zamach Walusia na Haniego omal nie doprowadził do wybuchu wojny domowej w RPA, ponieważ zwolennicy Afrykańskiego Kongresu Narodowego planowali odwet, jednak zostali odwiedzeni od tego planu. Biali w ramach ustępstwa zgodzili się na wybory prezydenckie, które wygrał Nelson Mandela, jako pierwszy czarnoskóry w historii RPA.
Kara
Za tę zbrodnię południowoafrykański sąd skazał Walusia na śmierć, tak jak Clive’a Derby-Lewisa, który go do niej podżegał i dostarczył mu broń. Kiedy zniesiono karę śmierci w RPA, wyrok ten zamieniono na dożywotnie więzienie. W śledztwie wyszło na jaw, że planowano również zabójstwo Nelsona Mandeli. Jak dużo straciłby świat, gdyby to się udało?
Cztery lata później odbyło się posiedzenie Komisji Prawdy i Pojednania, które miało być rozliczeniem ze zbrodniami apartheidu. Wyrok Janusza Walusia nie został uchylony. Wielu mieszkańców RPA do dziś uważa, że jest on winny morderstwa człowieka, który mógłby wyciągnąć kraj z problemów.
Jednak dla białych, konserwatywnych Afrykanerów jest bohaterem, który uratował RPA przed komunizmem i represjami. Wbrew pozorom morderstwo Chrisa Haniego połączyło mieszkańców RPA, co zauważył Nelson Mandela w przemówieniu emitowanym wtedy w telewizji – zabójcą był biały, ale też został odnaleziony dzięki białej Afrykanerce.
Teraz Janusz Waluś może wyjść na wolność. 63-letni dziś Polak, który odsiaduje dożywocie w południowoafrykańskim zakładzie karnym, może w ciągu 14 dni po ustaleniu wysokości kaucji warunkowo opuścić więzienie. Ta informacja ucieszyła polski Obóz Narodowo-Radykalny, który utrzymuje ścisły kontakt z nacjonalistami z RPA. Waluś jest dla nich bohaterem.