Marzec 1983 roku, Jan Paweł II przybywa na Haiti. Zdziwił się ten, kto sądził, że to tylko kolejna, niczym nieodznaczająca się pielgrzymka. Na spotkanie z głową Kościoła przybywa delegacja z Cazale, trudno dostępnej górskiej wioski. Wita go biało-czerwonymi flagami i... polskimi pieśniami.
Dla niewielkiej haitańskiej społeczności, mówiącej o sobie "La Pologne" ("Polska"), przyjazd głowy Kościoła był wydarzeniem o niezwykłej randze i symbolice. Nic dziwnego. Ci na pozór zwykli mieszkańcy karaibskiej wyspy, wręcz szczycą się płynącą w ich żyłach polską krwią. – Wszyscy jesteśmy Polakami i musimy sobie pomagać – mówił do żywiołowo reagujących Haitańczyków papież-Polak.
To on zresztą jest patronem placu w oddalonym o ok. 45 kilometrów od stolicy Haiti (Port-au-Prince) Cazale, do której nie sposób dojechać. Na placu Jana Pawła II mieści się rzymskokatolicki kościół. W położonej obok kapliczce na wiernych spogląda znana nam dobrze... Matka Boska Częstochowska. Skąd na odległej wyspie kult patronki Polski?
Haiti zamieszkują co prawda w zdecydowanej większości katolicy, jednak powszechnie uprawia się tam praktyki voodoo. Religia nierozerwalnie miesza się z magią. Nie powinien dziwić zatem fakt, że znany wizerunek Matki Boskiej, którego oryginał przechowywany jest na Jasnej Górze, stał się inspiracją dla mieszkańców wyspy. Zapewne przywieźli go ze sobą polscy żołnierze. Miejscowi utożsamili Czarną Madonnę z lokalną świętością – Erzulie, boginią piękna, miłości i płodności.
Jeśli ktoś szuka kolejnego dowodu na związki haitańskiej wsi z dalekim krajem nad Wisłą, powinien bliżej przyjrzeć się jej mieszkańcom. Już w rysach twarzy można doszukać się słowiańskich cech. Mieszkańcy Cazale dzielą się na czarnych, mulatów oraz tzw. białych Haitańczyków. Niektórzy mają jasne włosy i niebieskie czy szare oczy. Panowie tańczą "polkę" z paniami, przykuwającymi uwagę swoimi... długimi warkoczami.
Posługują się najczęściej miejscową odmianą kreolskiego, rzadziej francuskim. W wyrażenia i słowa wplatają jednak polskie akcenty, stąd np. takie powiedzenie jak: Lá-bas en Pologne, czyli "Tam w Polsce".
Ślady polskości pozostały także w obecnie używanych nazwiskach. Te typowo polskie, którzy nosili niegdyś nasi przodkowie, trudno byłoby w ogóle wymówić. Aby nie "łamać" sobie języka, zniekształcono je i dostosowano do "własnych potrzeb". Innymi słowy: uproszczono, skracając po prostu poprzez odcięcie końcówki. Stąd popularne dziś "Belno" to stare "Belnowski", z kolei "Poto" – obecna wersja "Potockiego".
Co więcej, Cazale, jak wierzą mieszkańcy, to... po prostu "dom Zalewskiego". Nazwa wioski miałaby odnosić się więc do któregoś z naszych rodaków o tym na wskroś polskim nazwisku. Zapewne żołnierza z armii cesarza Napoleona, który ponad dwa stulecia temu przybył na wyspę. Ale nie w pokojowej misji...
Wtedy na Haiti mówiono jeszcze "San Domingo" bądź "Hispaniola" ("Mała Hiszpania"). Bonaparte rozkazał swym żołnierzom, w tym ok. 5300 polskim legionistom, przypłynąć do odległych zakątków świata, aby zdławić powstanie czarnych niewolników i mulatów. Zafascynowani ideami Rewolucji Francuskiej, ogłosili niepodległość najbogatszej kolonii Francji. Jeden z największych wodzów w historii nie mógł pozwolić na taką samowolę.
Dlatego właśnie na Haiti, w pięknych okolicznościach przyrody, nasi rodacy musieli walczyć z tymi, którym również marzyła się wolność i suwerenność. To była jedna z dwóch "brudnych wojen" Polaków w tamtych czasach, obok udziału legionistów w tłumieniu oporu hiszpańskich powstańców (w latach 1808-1812).
Szybko okazało się, że problemem dla świetnie uzbrojonych przybyszów z Europy nie są waleczni tubylcy, a niesprzyjający klimat i szerzące się wszędzie choroby, szczególnie żółta febra. Jesienią 1803 roku przy życiu pozostało zaledwie tysiąc Polaków. Gdy stało się jasne, że interwencja zakończy się zupełną klęską, ok. 300 z nich powróciło na Stary Kontynent.
Co stało się z resztą? Część przeszła na stronę powstańców, inni trafili do niewoli... W raportach francuskich dowódców mowa o żołnierzach, którzy stronią od walki i nie radzą sobie z zastaną na miejscu rzeczywistością. Mowa o Polakach. Tych samych, którzy już po wywalczeniu niepodległości Haiti, osiedli na wyspie na stałe, traktując ją jako drugą ojczyznę. Było ich około czterystu. Poślubiali miejscowe kobiety, płodzili dzieci, przekazując im gen polskości...
Gdy w 1805 roku uchwalono na wyspie konstytucję, nie zapomniano o białych żołnierzach, którzy nie chcieli walczyć przeciw "dobrej sprawie". Jako że w ustawie zaznaczono, iż ludność nie-czarna była pozbawiona wszelkich praw, Polaków zaczęto traktować jak swoich. Nadano im nawet haitańskie obywatelstwo.
Dziś najwięcej potomków polskich legionistów mieszka w Cazale, ale "nasi" są obecni także w innych wioskach: Cap-Haïtien, Fond-des-Blancs, Jacmel, La Baleine, La Vallée-de-Jacmel, Port-Salut oraz Saint-Jean-du-Sud. Polscy Haitańczycy z dumą mówią o swojej odrębności, odwołując się do tradycji z dalekiego, zupełnie nie znanego im kraju.