Artystka Julita Wójcik specjalizuje się w lekko surrealistycznych, miejskich akcjach. Uwielbia wybijać odbiorców z myślowej rutyny za pomocą prostych, ale efektownych gestów. W 2001 roku obierała ziemniaki w warszawskiej Zachęcie. Potem, pod Pomnikiem Powstańców Śląskich w Katowicach, usypała z węgla napis „Bogactwo”. Teraz zafundowała mieszkańcom Warszawy tęczę ze sztucznych kwiatów. Obcy element w przestrzeni miejskiej emanuje pięknem i radością, ale też przypomina o tolerancji, której wciąż brakuje na polskich ulicach.
Pierwszą tęczę Julita Wójcik stworzyła w Domu Pracy Twórczej na Wigrach. Druga stanęła w Brukseli, jako symbol otwarcia Polski na integrację, również przekaźnik pozytywnej energii i most łączący odmienne kultury. Wreszcie nadszedł czas na Warszawę. Dzisiaj magiczna tęcza pojawiła się nad klombem na stołecznym Placu Zbawiciela. Przez trzy miesiące, bez względu na pogodę, będzie przypominać warszawiakom, a także przybyłym na Euro turystom, że Warszawa powinna być miastem pozbawionym społecznych, etnicznych czy wyznaniowych barier.
Z ponad szesnastu tysięcy kwiatów, w sześciu żywych kolorach, artystka utkała radosny symbol porozumienia. Przygotowując elementy instalacji w Narodowej Galerii Zachęta Wójcik powtarzała, że „Tęcza” przyda się Warszawie szczególnie po smutnych wydarzeniach, związanych z obchodami Święta Niepodległości 11 listopada ubiegłego roku. Miejskie rozruchy, podczas których do głosu doszły (czy też raczej dorwały się) ugrupowania nacjonalistyczne, były objawem wciąż żywych w naszym społeczeństwie konfliktów. Wójcik marzy, żeby stolica Polski już nigdy więcej nie była areną do prezentacji ksenofobicznych, szowinistycznych haseł. Po tej burzy spadł oczyszczający deszcz. I nad miastem zakwitła jej – integrująca – tęcza.
– Ludzie pytają mnie, czyja ta tęcza. Doszukują się ukrytych znaczeń, powiązań z konkretnymi hasłami czy poglądami. Tymczasem ta tęcza jest własnością wszystkich – podkreśla Wójcik. Tym samym ucina spekulacje, czy tęcza nawiązuje na przykład do tęczowych symboli środowisk LGBT. Nawiązuje, ale w identycznym stopniu, co do innych emblematów otwartości myślowej oraz tolerancji. „Czyj ten kraj?” – pytał niegdyś w słynnym sejmowym przemówieniu Jan Olszewski, tuż przed upadkiem stworzonego przez siebie rządu. „Czyja ta tęcza?” – pytają warszawiacy, a Julita Wójcik zdecydowanie odpowiada: moja i twoja. Nasza i wasza.
Na Placu Zbawiciela „most miłości” może się przydać bardziej niż na placu przed Parlamentem Europejskim w Brukseli. To właśnie artyści wykorzystują najpełniej potencjał do przeobrażeń drzemiący w Warszawie – za pomocą miejskich akcji oraz instalacji „uzdrawiają” chore punkty na mapie stolicy. Joanna Rajkowska „dotleniła” Plac Grzybowski w Warszawie, rozrzedziła duszną atmosferę i zaoferowała warszawiakom relaks w miejskich dekoracjach.
Ozdobiła też palmą centrum miasta, z jednej strony zwracając uwagę opinii publicznej na genezę używanej mechanicznie nazwy „Aleje Jerozolimskie”, z drugiej zaś manifestując dystans i poczucie humoru. Świetlna instalacja nad warszawską Chłodną, nowoczesna i atrakcyjna wizualnie, jest z kolei artystycznym nawiązaniem do historycznej kładki, łączącej dwie odrębne części Getta Warszawskiego podczas II Wojny Światowej. „Kładka pamięci” Tomasza Leca mówi o przeszłości bez zbędnego patetyzmu. Bardziej łączy z przeszłością niż dzieli ludzi żyjących obok niej.
Czy „Tęcza” wrośnie w krajobraz Warszawy tak, jak wrosły kiedyś różowe jelonki w pejzaż Powiśla? Chyba nie ma na to szans – zgodnie z planem łuk z kwiatów postoi trzy miesiące, a potem zwiędnie. Najważniejsze, żeby tęczowe przesłanie odcisnęło się trwale w umysłach warszawiaków. To piękno, do którego nawołuje Julita Wójcik.