Aleksander G. miał niemal wszystko. Rodzinę, mnóstwo pieniędzy, senatorski immunitet. Lecz jak wiadomo, apetyt rośnie w miarę jedzenia. W końcu noga mu się powinęła. Gdy rozeszła się wieść o jego kontaktach z gangsterami, skończyła się dobra passa. Za oszustwa podatkowe trafia na 8 lat do więzienia. Tam za kilka dodatkowych kąpieli oddaje strażnikowi zegarek o wartości kilkudziesięciu tysięcy dolarów.
Teraz okazuje się, że były senator ma kolejne problemy. Jak donosi TVN24, prokurator generalny potwierdził jego zatrzymanie w związku ze sprawą zabójstwa dziennikarza Jarosława Ziętary. Aleksandra G. ujęto na polecenie Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie. Były polityk jest obecnie przesłuchiwany w Poznaniu. Za podżeganie do zabójstwa grozi kara od 8 lat pozbawienia wolności do dożywocia.
Aleksander G. z więzienia wyszedł w 2009 roku. W czerwcu 2012 udzielił "Gazecie Wyborczej" wywiadu, w którym wyznał, że "jeszcze wróci do gry". Do winy otwarcie się nie przyznaje. Opowiada o swojej biznesowej działalności, pobycie w więzieniu. O ironio, Aleksander G. wyznał, że pracował przez rok w zakładzie karnym jako wychowawca. Potem zwerbowany został przez SB. W biznesie odniósł sukces po otrzymaniu zezwolenia na prowadzenie kantoru w 1989 roku.
Jak sam przyznaje, kłopoty z prawem zaczęły się wraz z początkiem współpracy z firmą Art-B. Jego zdaniem to była najgorsza decyzja w życiu. Przekonuje, że Bogusław Bagsik i Andrzej Gąsiorowski, założyciele firmy poprosili go o to, by wymienił im 4 biliony złotych na 400 milionów dolarów.
W rozmowie z "GW" dodał, że zła sława wtedy zaczęła mu towarzyszyć. Stracił dom. W międzyczasie po raz drugi został wybrany senatorem. W 2001 roku ujawniono jego znajomość z "Pershingiem" z grupy pruszkowskiej. Zarzut brzmi - wyłudzenie razem z gangiem do 20 milionów złotych. Sąd dowodów nie znalazł, ale skazał G. na 9 lat za wyłudzenia podatkowe. – Twarz Pershinga znałem, bo przychodził do Holiday Inn, gdzie miałem biuro, ale nie wiedziałem, że to gangster –przekonywał w "GW".
Były senator przyznawał, że w więzieniu było ciężko. Opowiada, jak proponował reformy w systemie więziennictwa, Wykłócał się z dyrekcją o zwracanie uwagi na regulamin. Pisał wiersze, uczył czytać przestępców.
W 2012 roku mówił, że mieszka w bloku, w Poznaniu. Zbierał papiery do emerytury. – Muszę udokumentować 35 lat pracy. Brakuje mi w dokumentach półtora roku. Ale czekam, aż wywiad potwierdzi, że dla nich pracowałem – dodawał.
Nie unikał opowieści o swoim majątku. - Mam konie, w garażu limuzynę z kierowcą, mercedesa 500 dla żony, terenowego wranglera do jazdy po wiejskich drogach, range rovera do jazdy po lesie, małą wojskową amfibię do przejażdżek po jeziorze Golfa cabrio dla syna drugiej żony. Są dwie gosposie, koniuszy, ogrodnicy.
Aleksander G.
Zapakowałem te dolary, w workach, do dwóch samochodów i poprosiłem szefa policji wielkopolskiej, by dał mi radiowozy i helikopter. Pojechaliśmy do Pęcic k. Warszawy, gdzie była siedziba Art-B. Bagsik dostał zezwolenie na wywóz dewiz, to był taki blankiecik za 50 złotych, więc zapakował worki do prywatnego samolotu i pofrunął do Izraela. Nie wiedziałem wtedy, że pieniądze mogły zostać nielegalne zabrane ze spółki.
Aleksander G.
Gdy ktoś próbował się zaprzyjaźnić, mówić mi po imieniu, mówiłem, ze jest pewna różnica między nami i tego się trzymajmy. Spotkałem kilku więźniów na poziomie, jeden był niezwykle inteligentny ale to wielokrotny morderca.