
Podczas gdy zwolennicy totalnego zakazu aborcji naciskają na rząd PiS, by ten odebrał kobietom prawo do przerwania ciąży w najbardziej skrajnych przypadkach (zagrożenia życia i zdrowia, gwałtu, upośledzenia płodu), przeciwniczki i przeciwnicy zaostrzenia przepisów wychodzą na ulice, wysyłają wieszaki premier Szydło i zalewają jej stronę na Facebooku kpiarskimi raportami o stanie swojej macicy w ramach akcji #trudnyokres.
Kobiety są wściekłe. Krzyczą nawet w kościele, gdy trwa tam agitacja mężczyzn z episkopatu na rzecz ograniczenia ich praw. Piszą sprayem na murach i chodnikach. W internecie kpiarsko zdają relację premier Szydło ze stanu swojego cyklu miesiączkowego, skoro polityczka PiS jest tak zainteresowana wzięciem w ryzy ciał kobiet. Protestują również mężczyźni, którzy nie chcą prawa zabijającego lub okaleczającego ich żony, dziewczyny, partnerki, koleżanki, matki i siostry. Inni wyrażają swój niesmak – nie godzi się, by kobieta mówiła "pierdolcie się" lub wyrażała swoją opinię w kościele. Jednak opinia publiczna jest zdecydowanie przeciwko totalnemu zakazowi. Tylko czy ta energia się nie wypali?
Długo przygotowywali grunt pod zmuszenie kobiet do rodzenia zawsze i za wszelką cenę. W szkołach zainstalowali katechezę, na której księża i katechetki wbijają już małym dzieciom do głów, że największym złem świata jest edukacja seksualna, antykoncepcja, przerywanie ciąży i in vitro, jakby centrum katolicyzmu leżało między kobiecymi nogami.
Dotąd feministki generalnie optowały za spokojnym tłumaczeniem, uświadamianiem, pracą u podstaw. Jednocześnie sformułowanie "przegrałyśmy walkę o język" stało się najbardziej banalną kliszą podczas kobiecych dyskusji. Jednak większość była przekonana, że nawet w obliczu kościelnych kłamstw i manipulacji (vide pokazywanie noworodka jako 8-tygodniowego płodu lub zwalczanie in vitro obrazem zamrożonego niemowlęcia w próbówce), należy zachować moralność, etykę i klasę.
Symbolem tej zmiany było "pie..olcie się!" Sylwii Chutnik na niedzielnej manifestacji pod Sejmem, zakrzyknięte w stronę fanatyków katolickich z PiS-u i episkopatu, którzy chcą zmusić kobiety do rodzenia za wszelką cenę. Skoro nie przemawiają do nich argumenty racjonalne, to czas na argumenty emocjonalne.
Trzeba zagryźć zęby i zacząć stosować niefajne, ale skuteczne środki przekonywania do naszych racji. Próby złagodzenia ustawy z 1993 nie spotkały się z poparciem społecznym, dopiero próby zaostrzenia ustawy - tak. Nie możemy nadal grać w szachy, jeśli oni grają w bejsbol.
Ci, którzy podpisali projekt ustawy zakazującej aborcji płodów z wadami letalnymi, powinni zobaczć, co tak naprawdę podpisali. Ludziom wychodzącym z kościołów dawajmy ulotki pokazujące straszliwą prawdę. Zasypmy premier i episkopat takimi fotkami. Zróbmy galerię zdjęć w internecie ze zdjęciami płodów z chorobami letalnymi. Mamy aktualnie aferę ze szpitalem na Madalińskiego, ludzie uwierzyli, że 23-tygodniowy płód krzyczał głośno przez godzinę! Ludzie naprawdę łyknęli te brednie! Potrzebna jest edukacja, setki stron i zdjęć, miliony wpisów na Facebooku. Innej drogi po prostu nie ma. Jak się ludziom nie chce wygooglać zespołu Pataua, to trzeba to zrobić za nich.
Napisz do autorki: anna.dryjanska@natemat.pl