A gdyby dla odmiany na ulicach ludzie mogli zobaczyć jak wygląda pęknięte kobiece krocze z wbitą gałęzią, którą kobieta próbowała nielegalnie przerwać ciążę (niedawno taka kobieta trafiła do jednego z warszawskich szpitali)? Gdyby mogli zobaczyć twarze kobiet, które zabił zakaz aborcji, bo lekarze musieli patrzeć na to, jak umierają na sepsę, zamiast uratować im życie przerwaniem ciąży? Gdyby Polki i Polacy zobaczyli, jak wygląda płód bez rąk, nóg i głowy?
Po ćwierćwieczu przegrywania walki o język i na obrazy, środowiska kobiece zaczynają dojrzewać do tego, by dać obrazowy odpór fundamentalizmowi religijnemu biskupów, którzy żądają, by polskie prawo totalnie zakazało wszystkim kobietom (nie tylko katoliczkom) przerywania ciąży.
Premier Szydło "prywatnie" popiera projekt totalnego zakazu
Podczas gdy zwolennicy totalnego zakazu aborcji naciskają na rząd PiS, by ten odebrał kobietom prawo do przerwania ciąży w najbardziej skrajnych przypadkach (zagrożenia życia i zdrowia, gwałtu, upośledzenia płodu), przeciwniczki i przeciwnicy zaostrzenia przepisów wychodzą na ulice, wysyłają wieszaki premier Szydło i zalewają jej stronę na Facebooku kpiarskimi raportami o stanie swojej macicy w ramach akcji #trudnyokres.
Premier Szydło, która kilka dni temu publicznie poparła totalny zakaz, próbuje tonować nastroje mówiąc, że to nie rząd przygotował ustawę i "nie ma teraz takiego tematu", ale nie powiedziała, że PiS zagłosuje przeciw totalnemu zakazowi. W społeczeństwie wrze.
Wizja zmuszenia do rodzenia ofiar gwałtu (w tym również małych dziewczynek), kobiet umierających i ciężko chorych, oraz tych, których ciąża jest ciężko i nieodwracalnie uszkodzona, wyprowadziła na ulice kobiety, które nigdy wcześniej nie były na żadnej manifestacji. – Popłakałam się z bezsilności – mówi jedna z nich. - Jak oni mogą?! - krzyczy. Dotychczasowe demonstracje w obronie prawa kobiet do wyboru gromadziły zazwyczaj kilkadziesiąt, w porywach ponad sto, tych samych osób. Jednak ostatnia niedziela pokazała, że to się zmieniło. Na ulice wyszły dziesiątki tysięcy ludzi.
Deja vu
Kobiety są wściekłe. Krzyczą nawet w kościele, gdy trwa tam agitacja mężczyzn z episkopatu na rzecz ograniczenia ich praw. Piszą sprayem na murach i chodnikach. W internecie kpiarsko zdają relację premier Szydło ze stanu swojego cyklu miesiączkowego, skoro polityczka PiS jest tak zainteresowana wzięciem w ryzy ciał kobiet. Protestują również mężczyźni, którzy nie chcą prawa zabijającego lub okaleczającego ich żony, dziewczyny, partnerki, koleżanki, matki i siostry. Inni wyrażają swój niesmak – nie godzi się, by kobieta mówiła "pierdolcie się" lub wyrażała swoją opinię w kościele. Jednak opinia publiczna jest zdecydowanie przeciwko totalnemu zakazowi. Tylko czy ta energia się nie wypali?
Przecież jeszcze bardziej gwałtowne protesty odbywały się na początku lat 90-tych, przeciwko odebraniu kobietom prawa do przerwania niechcianej ciąży niezależnie od powodu. Milion podpisów pod referendum, które miało zablokować zakaz aborcji, posłowie, którzy dogadali się z biskupami, wyrzucili do kosza. Obowiązującą obecnie restrykcyjną ustawę, którą przyjęli ponad głowami zarówno politycy jak i biskupi nazwali kompromisem. Teraz biskupi zrywają ten rzekomy kompromis z prawami kobiet, żądając, by prawo polskie całkowicie zakazywało przerywania ciąży.
Grunt pod totalny zakaz przerywania ciąży (i zakaz in vitro)
Długo przygotowywali grunt pod zmuszenie kobiet do rodzenia zawsze i za wszelką cenę. W szkołach zainstalowali katechezę, na której księża i katechetki wbijają już małym dzieciom do głów, że największym złem świata jest edukacja seksualna, antykoncepcja, przerywanie ciąży i in vitro, jakby centrum katolicyzmu leżało między kobiecymi nogami.
Na ulicach miast i miasteczek od lat prezentują płodoshop – upozowane i komputerowo przerobione krwawe szczątki na przykład na tle rozsypanych monet. Kilka lat temu zaczęli prowadzić podobnie zmanipulowaną kampanię na rzecz delegalizacji in vitro, tyle że jeszcze nie udało im się przekonać społeczeństwa, że mikroskopijny zarodek wygląda jak zamrożone w ciekłym azocie niemowlę (a takie fantazje prezentują na swoich plakatach). Ale słowa biskupów nie pozostawiają wątpliwości – w sprawie zapłodnienia in vitro, podobnie jak w przypadku przerywania ciąży, przywódcy kościelni będą dążyć do totalnego ograniczenia praw kobiet.
Środowiska kobiece latami przekonywały, polemizowały, przytaczały fakty naukowe i historyczne, podawały statystyki, tłumaczyły, że kobieta która nie chce być w ciąży i tak ją przerwie, tyle że w sposób który zagraża jej życiu, odwoływały się do koncepcji wolności jednostki (w końcu nikt nie zmusza mężczyzn do oddawania organów ludziom, nie płodom, by uratować ich życie). Wszystko na nic.
Po 23 latach od wprowadzenia do prawa polskiego zakazu przerywania ciąży, biskupi żądają, by rodzić musiały dziewczynki i kobiety zgwałcone, umierające i ciężko chore, których ciąża jest ciężko i nieodwracalnie uszkodzona. Część środowiska kobiecego jest zdania, że czas na subtelności się skończył i w tej sytuacji trzeba pokazać ludziom, jak strasznie wyglądają konsekwencje ustawy popieranej przez biskupów.
Obiekcje moralne
Dotąd feministki generalnie optowały za spokojnym tłumaczeniem, uświadamianiem, pracą u podstaw. Jednocześnie sformułowanie "przegrałyśmy walkę o język" stało się najbardziej banalną kliszą podczas kobiecych dyskusji. Jednak większość była przekonana, że nawet w obliczu kościelnych kłamstw i manipulacji (vide pokazywanie noworodka jako 8-tygodniowego płodu lub zwalczanie in vitro obrazem zamrożonego niemowlęcia w próbówce), należy zachować moralność, etykę i klasę.
Feministki nie pokazywały zdjęć kobiet, które wolały się zabić, niż być w niechcianej ciąży, umarły, bo wykrwawiły się, gdy podczas chałupniczej aborcji przebiły sobie macicę wieszakiem, czy które stały się niepełnosprawne, bo prawo wyżej ceni nawet niewidzialny gołym okiem zarodek niż ich życie i zdrowie. Jednak wygląda na to, że w sytuacji zagrożenia totalnym zakazem przerywania ciąży, postawa środowisk kobiecych zaczyna się zmieniać.
Kwestia priorytetów
Symbolem tej zmiany było "pie..olcie się!" Sylwii Chutnik na niedzielnej manifestacji pod Sejmem, zakrzyknięte w stronę fanatyków katolickich z PiS-u i episkopatu, którzy chcą zmusić kobiety do rodzenia za wszelką cenę. Skoro nie przemawiają do nich argumenty racjonalne, to czas na argumenty emocjonalne.
Emocjonalnie, choć bez wulgaryzmów, przemówiła też matka młodej kobiety, która żyje do dziś tylko dlatego, że lekarze mogli ratować jej życie przerwaniem ciąży, która zaczęła się rozwijać poza macicą. Po wprowadzeniu totalnego zakazu przerywania ciąży – mówiła – jej córka umarłaby, bo lekarze baliby się przerwać ciążę zagrażającą jej życiu. Na szczęście lekarze przerwali ciążę, córka żyje, a nawet doczekała się dziecka – tym razem ciąża przebiegała bez komplikacji. Reakcją manifestującego tłumu na tę historię były rzęsiste brawa, jednak w dyskursie publicznym odbiór mógłby być różny.
Po dekadach katechizacji dzieci i innych działań biskupów, a także taktownych działaniach środowisk kobiecych uznano, że ciąża ma być karą dla kobiety, która uprawia seks lub krzyżem który trzeba nieść w tych trzech skrajnych, dopuszczalnych jeszcze przypadkach. Coraz więcej feministek dochodzi do wniosku, że czas pokazać ludziom brutalną, krwawą, prawdę o zabójczym dla kobiet zakazie aborcji.
Jedną ze zwolenniczek odpowiedzi radykalizmem na radykalizm jest Anita Kucharska-Dziedzic, prezeska Stowarzyszenia BABA z Zielonej Góry. Jest przekonana, że czas zmienić nieskuteczną strategię środowisk kobiecych. Jej zdaniem, gdyby ludzie zobaczyli straszliwe konsekwencje zakazu aborcji, to przestaliby go popierać. Na swoim profilu na Facebooku udostępniła zdjęcia straszliwie upośledzonych noworodków.
Na "płodoshopowe" zaczepki zwolenników zakazu aborcji zaczęła odpowiadać wysyłając im prawdziwe zdjęcia przerażających deformacji. Jak mówi dr Kucharska-Dziedzic, to właśnie to, a nie subtelne argumenty, zamyka im pełne frazesów usta. Nagle okazuje się, że trudniej im zarządzać cudzą macicą. Rzeczywistość jest zbyt przerażająca, by zbyć ją wyświechtanymi słowami.
Zdaniem dr Kucharskiej-Dziedzic mówienie z przerażającą szczegółowością i pokazywanie konsekwencji zakazu przerywania ciąży da ludziom do myślenia i odbierze amunicję fanatykom katolickim. Ograniczy także hipokryzję w dyskursie publicznym, którego uczestnicy często stawiają zarodek lub płód nad człowiekiem w ciąży.
– A propos szczypiec, znam głęboko wierzącą katoliczkę, która zaszła w ciążę pozamaciczną i ją przerwała, ale okłamuje sama siebie, że nie miała aborcji, tylko lekarze podali jej tabletki i "to coś" z jej jajowodu nagle zniknęło. Oszukuje sama siebie, że nie była w ciąży, ale podpisała się pod totalnym zakazem! – mówi dr Kucharska-Dziedzic.
W środowisku kobiecym nadal nie brakuje głosów, że osoby walczące o prawa kobiet nie powinny zniżać się do epatowania kobiecymi tragediami, że trzeba tłumaczyć, tłumaczyć i jeszcze raz tłumaczyć. Coraz silniej wybrzmiewają jednak głosy, że przyszedł czas na pokazanie brutalnej prawdy o krzywdzie, jaką zakaz aborcji wyrządza kobietom.
mówi, że czas na subtelności w walce o prawa kobiet się skończył
Trzeba zagryźć zęby i zacząć stosować niefajne, ale skuteczne środki przekonywania do naszych racji. Próby złagodzenia ustawy z 1993 nie spotkały się z poparciem społecznym, dopiero próby zaostrzenia ustawy - tak. Nie możemy nadal grać w szachy, jeśli oni grają w bejsbol.
dr Anita Kucharska-Dziedzic
Ci, którzy podpisali projekt ustawy zakazującej aborcji płodów z wadami letalnymi, powinni zobaczć, co tak naprawdę podpisali. Ludziom wychodzącym z kościołów dawajmy ulotki pokazujące straszliwą prawdę. Zasypmy premier i episkopat takimi fotkami. Zróbmy galerię zdjęć w internecie ze zdjęciami płodów z chorobami letalnymi. Mamy aktualnie aferę ze szpitalem na Madalińskiego, ludzie uwierzyli, że 23-tygodniowy płód krzyczał głośno przez godzinę! Ludzie naprawdę łyknęli te brednie! Potrzebna jest edukacja, setki stron i zdjęć, miliony wpisów na Facebooku. Innej drogi po prostu nie ma. Jak się ludziom nie chce wygooglać zespołu Pataua, to trzeba to zrobić za nich.