
W polskiej polityce przywykli do tego, że bezpodstawnie rzucane oskarżenia to świetny sposób na rozgrywanie przeciwników. W dyplomacji tego typu zagrywki nie przechodzą jednak tak łatwo i często doprowadzają do zmrożenia relacji. I tak prawdopodobnie skończy się skandal, który PiS właśnie wywołuje do spółki z tabloidem "Super Express" i innymi sympatyzującymi z partią rządzącą mediami.
REKLAMA
Niemiec znowu bije
Tabloid kierowany przez Sławomira Jastrzębowskiego wypalił w Niemcy z najmocniejszego działa. "Super Express" poinformował o "tajnej notatce", jaka rzekomo trafiła w ręce rządu Prawa i Sprawiedliwości, a w której to napisano, że niemiecki resort spraw zagranicznych wzywa dziennikarzy zza Odry na odprawy, by instruować ich, jak "szkalować Polskę". To od rządu Angeli Merkel media mają dostawać rozkazy, by opisywać PiS jako o "putinowski model władzy" sięgający po "antydemokratyczne działania".
Tabloid kierowany przez Sławomira Jastrzębowskiego wypalił w Niemcy z najmocniejszego działa. "Super Express" poinformował o "tajnej notatce", jaka rzekomo trafiła w ręce rządu Prawa i Sprawiedliwości, a w której to napisano, że niemiecki resort spraw zagranicznych wzywa dziennikarzy zza Odry na odprawy, by instruować ich, jak "szkalować Polskę". To od rządu Angeli Merkel media mają dostawać rozkazy, by opisywać PiS jako o "putinowski model władzy" sięgający po "antydemokratyczne działania".
Te doniesienia chętnie uwiarygadnia poseł Tadeusz Dziuba z poznańskiego PiS. – Mam informacje, że niemieccy dziennikarze bywają instruowani przez przedstawicieli rządu w Niemczech. To forma realizacji polityki niemieckiej względem Polski – stwierdza w rozmowie z "Super Expressem". – Chodzi o to, jakie treści są korzystne dla racji stanu Niemiec, a jakie niekorzystne dla Polski i naszego rządu – dodaje.
Efekt domina nastąpił szybko i po chwili te rewelacje podchwycili bracia Karnowscy, którzy w tytule swojego newsa wprost zasugerowali, że "Berlin wypowiada Warszawie cichą wojnę". W kolejnym materiale na ten temat poproszony o komentarz prof. Bogdan Musiał oznajmił, że wszystko to dowodzi temu, że w Niemczech wciąż mają się za "nadludzi".
Plotka w roli dowodu
Na jakiej podstawie rozpętano ten skandal, który może doprowadzić do napięcia na linii Berlin-Warszawa? Każdy dziennikarz, który dociera do "tajnej notatki" i decyduje się na ujawnienie jej treści, pamięta o zasadzie "pics or it didn't happen", a więc wzbogaca materiał o choćby fragment takiego dokumentu. "Super Express" oprócz słów posła Dziuby nie ma żadnego dowodu na swoje rewelacje.
Na jakiej podstawie rozpętano ten skandal, który może doprowadzić do napięcia na linii Berlin-Warszawa? Każdy dziennikarz, który dociera do "tajnej notatki" i decyduje się na ujawnienie jej treści, pamięta o zasadzie "pics or it didn't happen", a więc wzbogaca materiał o choćby fragment takiego dokumentu. "Super Express" oprócz słów posła Dziuby nie ma żadnego dowodu na swoje rewelacje.
Co więcej, uwagę czytelnika przykuwa hasło "tajna notatka", ale zarazem dowiadujemy się, że nawet jeśli ona istnieje, to jest de facto jakaś wewnątrzpartyjną korespondencją PiS. W której twarde dowody zastępuje raczej kolejna spiskowa teoria, że "ktoś kogoś gdzieś tam...".
Cały ten skandal skrojono zapewne z myślą o użytku wewnętrznym i wykorzystaniu germanofobii do zracjonalizowania powodów, przez które rząd PiS ma tak złą prasę na Zachodzie. Jednak skrajną naiwnością byłoby sądzić, że wszystko obejdzie się bez echa w Niemczech.
Ekipa Jastrzębowskiego poinformowała, że o ustosunkowanie się do sprawy poprosili rzecznika niemieckiego rządu Steffena Seiberta. Chcieli, by w ich materiale niemiecki polityk tłumaczył, że nie jest wielbłądem. Tymczasem to z gabinetu kanclerz Merkel prawdopodobnie przyjdzie wkrótce prośba o wskazanie przez rząd w Warszawie dowodów na zasadność nowej antyniemieckiej nagonki.
Jeśli nikt ich nie wskaże, niemieckie media nie będą potrzebowały żadnych instrukcji, by sytuację w Polsce porównywać do putinowskiego modelu władzy...
Napisz do autora: jakub.noch@natemat.pl
