Kornel Morawiecki znalazł się w samym centrum burzy, bo poprosił klubową koleżankę o zagłosowanie za niego, czyli o złamanie prawa. Jednak dalece bardziej gorszące są tłumaczenia posła, który od początku kadencji jest kreowany na sumienie polskiej polityki. Ale nie da się być sumieniem, nie będąc jednocześnie rozumem.
Kornel Morawiecki to człowiek-legenda. Ma ogromne zasługi w walce z komunistami, w czasach PRL wielokrotnie dowiódł swojej odwagi. To daje mu prawo do głośnego oceniania tego, co robią politycy. Jednak Morawiecki kilkakrotnie próbował wejść do polityki, m.in. startując na prezydenta w 2010 roku.
Kreowanie autorytetu
W ostatnich wyborach udało mu się zdobyć mandat z list Pawła Kukiza. Robienie kogoś politykiem tylko w uznaniu zasług nigdy nie kończy się dobrze. Najlepszym dowodem jest słaba prezydentura Lecha Wałęsy. Szybko zaczęło się kreowanie Morawieckiego na moralny autorytet Sejmu i w ogóle polskiej sceny politycznej. Morawiecki jest doświadczony, a poza tym ma piękny życiorys – to działa na wyborców.
Do tego często to, co mówił, pomagało Prawu i Sprawiedliwości. Dlatego był bardzo promowany przez media związane z partią. To całkiem logiczne i zasadne, bo nawet, jeśli nie do końca ma argumenty na poparcie swoich tez, ludzie mu wierzą, bo jest doświadczony i zasłużony.
Słaby polityk
Teraz jednak wyraźnie widać, że Morawiecki może i nadaje się na sumienie polityki, ale nie na polityka. Pierwszy raz pokazał to, kiedy podczas jednego z pierwszych posiedzeń Sejmu wdał się w rozważania nad prawem. – Prawo jest ważną rzeczą, ale prawo to nie świętość – powiedział poseł. – Nad prawem jest dobro narodu (...) Prawo, które nie służy nam to jest bezprawie – dodał.
To niesamowite, że coś takiego powiedział poseł, czyli człowiek, który prawo stanowi. Bo czym jest to "dobro narodu"? Kto ma je definiować? Nie ma żadnego sądu od oceniania "dobra narodu". A taką wypowiedzią Morawiecki daje sygnał, że prawa nie trzeba przestrzegać, kiedy uznamy, że jest nam z nim niewygodnie. To wschodnie standardy.
Słaby autorytet
Jednak zajście z głosowaniem na cztery ręce pokazuje, że poseł Kukiz '15 mówił o możliwości ignorowania prawa z myślą o sobie. Bo po tym, jak przyłapano Małgorzatę Zwiercan na głosowaniu "na dwie ręce", Morawiecki przyznał, że poprosił ją o to, choć miał świadomość łamania prawa. – Uważam, że nic specjalnego się nie stało (...) Uważam, że jak upoważniam kogoś do głosowania, to jest w porządku. W sensie moralnym – powiedział "Faktom" TVN.
To ten sam schematy, co podczas wspomnianej debaty z początku kadencji: to ja wiem, co jest dobre, a jeśli nie mieści się to w granicach prawa, to źle dla prawa. Żaden polityk nie powinien tak mówić, a tym bardziej tak postępować.
Lex Morawiecki
Zaskakujące, że Morawiecki nie widzi, że namawia dokładnie do tego, z czym sam walczył. Bo to za PRL-u władza uzasadniała wszystko wolą obywateli, czyli klasy robotniczej i inteligencji pracującej. Wtedy prawo było tylko fasadą. Przez ostatnie 25 lat wiele wysiłku włożono w to, by instytucje działały w granicach i na podstawie prawa, a obywatele mieli do niego szacunek.
Klub Kukiz '15 usunął Zwiercan, a Morawiecki sam zawiesił swoje członkostwo. To pokazuje, że nadal jeszcze istnieje coś takiego jak odpowiedzialność polityczna, a niektórzy politycy potrafią być pryncypialni. Trudno jednak oczekiwać, by zrezygnowali z mandatów. Tym samym staną się łakomymi kąskami dla PiS, które ma bardzo kruchą większość. Gdyby nie wyłamanie się szóstki posłów Kukiza, partia rządząca przegrałaby ważne głosowanie – nie było aż 10 posłów klubu.
Test PiS
Dlatego PiS będzie próbowało przeciągnąć tę dwójkę do siebie, w zamian oferując bezkarność: nie dość, że rządzi prokuraturą, to większość sejmowa musi się zgodzić na uchylenie immunitetu. Jeśli PiS obroni łamiących prawo posłów, po raz kolejny skompromituje swoje hasło "Dobra zmiana".
Kornel Morawiecki miał być sumieniem Sejmu. Ale żeby pełnić tę funkcję, samemu trzeba być nieskazitelnym. Bo o ile można mu było wybaczyć to, że jest słabym politykiem, to już złamanie prawa go dyskwalifikuje. Na koniec chciałoby się wezwać, by postąpił honorowo i złożył mandat. Jeśli to niemożliwe, to niech chociaż już nie poucza innych, jak powinni się zachować i co jest dobre dla narodu.