Ten biznes nabiera tempa wiosną. Setki tysięcy Polaków zaczynają się odchudzać, a tę ważną decyzję manifestuje kupując torebkę z sałatą w hipermarkecie. Tymczasem na zapleczu Green Salad, największego producenta gotowych sałat w Polsce rozpoczyna się gorączka. W marketach sprzedaż rośnie o 50 procent górę. Trzeba wyciągać warzywa z chłodni, zebrać te dojrzałe w szklarniach, umyć, zapakować i dostarczyć na półkę. Do firmy zaczyna płynąć rzeka pieniędzy.
39-letni Artur Rytel już w 2014 roku ogłosił, że jego firma będzie liderem rynku paczkowanej sałaty w Polsce. – Szacujemy, że za 3 lata nasze przychody ze sprzedaży produktów convenience i świeżych warzyw, przekroczą 300 mln zł – powiedział Portalowi Spożywczemu.
Brzmiało to jak czcze przechwałki, ale już w pierwszym roku działalności Green Factory Zdunowo miała już 30 mln zł przychodów. Jej flagowy produkt to paczkowana sałata Fit&Easy. Dziś znajdziecie ją w każdym sklepie spożywczym.
Taka jest siła wpływu klientów, którzy zamiast świeżej główki sałaty wolą kupić tę gotową do spożycia, w torebce. To przecież takie wygodne. Ktoś już tą sałatę zebrał z pola, umył, porwał na kawałki i jeszcze dodał liście roszponki, cykorii, selera naciowego oraz skrawki marchewki. Wystarczy dorzucić pokrojonego pomidora, ser feta lub grillowanego kurczaka, podlać oliwą i danie fit gotowe.
Zielone hektary
Artur Rytel, który jako jeden z pierwszych wprowadził na masową skalę pakowane sałaty zbiera właśnie premię z rynku. Według szacunków firmy analitycznej PMR ze względu na modę na zdrowe odżywianie wartość rocznej sprzedaży kategorii mieszanek sałat sięga już 200 mln zł, zaś w ciągu ostatnich 7 lat sprzedaż takich produktów wzrosła o ponad 100 proc. Wcześniej paczkowaną sałatę jako produkt luksusowy importowano z Holandii i Włoch. W sklepie ze zdrową żywnością w Galerii Mokotów w Warszawie torebka kosztowała około 20 złotych. Jaki to problem zrobić to samo w Polsce, skoro pod Płońskiem rodzina Rytelów miała liczącą kilkaset hektarów uprawę sałat, brokułów i innych warzyw?
Rytelowie biznes na sałacie robią od kilku dekad 64-letni Edward Rytel to znany w Zakroczymiu gospodarz. Jeszcze przed wejściem Polski do Unii Europejskiej sprzedawał świeżą sałatę na rynek niemiecki oraz do sieci hipermarketów w Polsce. Dopiero syn przestawił firmę na nowe tory. Wykorzystał do tego unijne dotacje. Główne gospodarstwo w powiększył do 750 hektarów. Zainwestował budowę chłodni i przechowalni warzyw. Sałaty nie mrozi się, ale „schładza szokowo” do temperatury bliskiej zeru. Wtedy liście zachowują świeżość i sprężystość. Jeśli kupujecie hamburgery w McDonaldsie to listek sałaty na ich kotlecie niemal na pewno pochodzi z pola rodziny Rytelów.
Znacznie ważniejsze było jednak stworzenie grupy producenckiej Primavega – ponownie z wykorzystaniem milionów euro z Brukseli. – Rodzinie Rytelów udało się skrzyknąć kilku mazowieckich rolników. Łącząc udziały w grupie z pewnością są najwięksi w Polsce. Dopiero tak silne podmioty mogą rozpocząć duże inwestycje i sprzedaż świeżych warzyw przez cały rok. Wówczas udziałowcy mogą twardo negocjować warunki z sieciami handlowymi – ocenia Małgorzata Skoczewska z rynku hurtowego w Broniszach.
Awantura o "made in Poland"
Uzbrojony w argumenty biznesmen ruszył na podbój rynków europejskich. – Polscy producenci nie mają łatwego dostępu do niemieckich sieci handlowych, jednak będziemy walczyć – oceniał. I niemal od razu sprowokował awanturę. Branżowy portal Freshplaza.com donosił o konflikcie z plantatorami z Holandii. Polska firma zaczęła ich wygryzać z Włoch. Green Factory rzuciło sałatę na ten rynek w newralgicznym momencie – latem, kiedy Włosi ze względu na temperatury kończą uprawę sałaty. W dodatku polskie produkty sprzedawane były po niższej cenie od holenderskich. Prezes Green Factory tylko wzruszał ramionami tłumacząc, że do Włoch ma bliżej niż holenderscy dostawcy i stąd niska cena.
Sałaciany biznes w Polsce od razu zwrócił uwagę europejskich potentatów. Sprzedażą w Polsce natychmiast zainteresowała się grupa Eisberg ze Szwajcarii. Wprawdzie od 20 lat jest właścicielem dużych zakładów przetwórstwa warzyw w Legnicy, ale produkowały one sałaty głównie na rynki Europy Zachodniej. Z kolei Hiszpańska firma Primaflor dogadała się z rodziną Toronowskich – to bohaterowie list najbogatszych Polaków i najwięksi importerzy bananów w Polsce. Oni także postanowili zainwestować w liściasty biznes nad Wisłą. Wszyscy przedstawiają się, że teraz to oni będą numer jeden w Polsce. Kto by pomyślał, że kupując zwykłą sałatę bierzemy dział w tak żartej wojnie handlowej.