
Wojciech Staroń przeprowadza minimalistyczną obserwację ich stanów. Pokazuje swoich bohaterów jako ludzi niezniszczalnych, którzy kilka razy zaczynali życie od nowa. Jak twierdzi reżyser - i trudno się z nim nie zgodzić - Kułakowscy są młodzi duchem, łamią stereotypy o starości.
REKLAMA
Malarz Alfons Kułakowski, po stracie dorobku całego swojego życia, narodził się ponownie jako artysta. W filmie "Bracia" mało jest słów, więcej spojrzeń i gestów. I to jest jego siła. Dawno nie było dokumentu tak prostego i pięknego i poruszającego. Widz zakochuje się w braciach Kułakowskich, współczuje im, ale nie przesadnie, ponieważ jest pokrzepiony ich siłą.
Wojciech Staroń braci Kułakowskich spotkał ponad 20 lat temu w Kazachstanie, kiedy odbywał podróż z „aparatem fotograficznym”. – Bracia Kułakowscy to jest takie idealne dopełnienie się – mówi w materiale przygotowanym przez portal Culture.pl. – W nich dwóch jest całość, którą człowiek może w sobie nosić.
Według reżysera Alfons niesie w sobie niechwytny pierwiastek sztuki i marzenia. Twierdzi, że wszyscy powinni tworzyć sztukę, żeby świat się zmienił i był pełny. Miał za złe swojemu bratu Mieczysławowi, że marnuje swoje talenty. – Mieczysław jest bardzo praktyczny, osadzony blisko życia – mówi dokumentalista.
Od lat Mieczysław pomagał Alfonsowi, utrzymywał go. Kiedy Alfons nie miał swoich pieniędzy, kupował mu potrzebne rzeczy do malowania, dawał mu dach nad głową. Ciąg dramatycznych wydarzeń, od momentu deportacji całej ich rodziny w latach 30-tych, doprowadził do tego, że zamieszkali w Kazachstanie.
Z terenów współczesnej Ukrainy zostali przesiedleni do syberyjskich łagrów. Stryj chciał zabrać chłopców do siebie, żeby nie musieli jechać na zsyłkę, ale mały Mieczysław chciał być z matką. Płakał, uczepił się jej spódnicy, więc NKWD wsadziło rodzinę do wagonu, zamknęło drzwi na kłódkę i Kułakowscy rozpoczęli podróż na Syberię.
Na zesłaniu byli jedyną polską rodziną - co dla Alfonsa było wtedy najgorsze. Nie rozumiał przecież, że zsyłka była akcją polityczną. W krótkim dokumencie zamieszczonym na YouTube („Powrót z Kazachstanu”) mówi, że były tam dobre momenty, bo byli z rodzicami. Źle było, kiedy przenieśli ich do Tajgi, gdzie panował głód i mrozy.
Braciom udało się uciec z niewoli. Trzy lata starszy Mieczysław poszedł do szkoły z internatem, gdzie uczył się na geodetę, a Alfons w tym czasie przechowywał się u ciotki. Pod koniec wojny zaczął szukać Mieczysława i znalazł go na ekspedycji w Kazachstanie. Podczas tej podróży ciężko zachorował. Kiedy przetrwał krytyczną noc, Mieczysław wyruszył po lekarstwa. Przez wiele dni wędrował i w końcu przyniósł leki, które wyleczyły Alfonsa i bracia zostali w Kazachstanie.
Kołakowscy byli przekonani, że zsyłka jest dożywotnia, więc starali się żyć normalnie. Przed śmiercią matka powiedziała, że trzeba koniecznie wrócić do Polski. Była patriotką i bardzo za krajem tęskniła. To było jej największe marzenie. Alfons, Mieczysław i jego córka Wanda wrócili dopiero w 1997 roku. Dostali dom, który samodzielnie wyremontowali.
Wystawa w Brukseli, która pokazana jest w dokumencie, odbyła się w 2009 roku. To wtedy Wojciech Staroń zaczął intensywne prace nad filmem. Alfons mówił w przemówieniu: – Moje dzieciństwo to bose nogi i błoto. To mróz i głód. To zesłanie i więzienie. Lecz skrzydła moich trudów wzniosły mnie na wysokość Brukseli. Tej wieży wolności, pokoju i nadziei.
Wojciech Staroń realizował „Braci” przez kilka lat. Długo nie miał pomysłu na to, jak przedstawić historię braci Kułakowskich. Szukał odpowiedniego języka, w jakim miałby opowiedzieć o ich niezwykłej relacji, nie wiedział do końca, co jest tematem filmu. Przeszłość czy teraźniejszość? Twórczość Alfonsa czy może relacja braci? Na szczęście skupił się na relacji. – Dla mnie to jest film o szukaniu piękna w życiu. O tym, że samo życie jest dziełem sztuki, które oni stworzyli – mówi reżyser w rozmowie z Culture.pl.
Film „Bracia” dostał wyróżnienie na festiwalu Camerimage w Konkursie Pełnometrażowych Filmów Dokumentalnych i Nagrodę Specjalną na festiwalu w Locarno. Nie ma w nim ujęć z gadającymi głowami, gdzie Kułakowscy opowiadają o swoich tragicznych losach. Ich cierpienie widz musi poczuć sam, nie ma niczego podanego na tacy. Czekałam na ten film od roku i nie zawiodłam się. Jeśli szukacie obrazu, który was zachwyci i poruszy, wybierzcie się do kina na "Braci".
Napisz do autorki: barbara.kaczmarczyk@natemat.pl
