Sytuacja Polski na arenie międzynarodowej nie była tak zła od dziesiątek lat. W historii III RP próżno szukać okresu, gdy poczynania rządu w Warszawie oceniano równie krytycznie, co dziś. Ale jednoczenie nieprawdą byłoby twierdzenie, że Prawo i Sprawiedliwość nie ma na świecie sojuszników, którzy mocno trzymają kciuki za autorytarną "dobrą zmianę" nad Wisłą. Jest ich nawet całkiem sporo. Zastanawiające jest tylko to, że wszyscy równą sympatią darzą Jarosława Kaczyńskiego, co... Władimira Putina.
Kiedy opozycja angażuje w spór z rządem instytucje międzynarodowe, politycy Prawa i Sprawiedliwości mają na to jedną odpowiedź. Natychmiast porównują takie działania do osławionej w polskiej historii Targowicy, czyli szlacheckiego spisku z maja 1792 roku, który ułatwił drugi rozbiór Polski. Problem w tym, że to działania nowej partii rządzącej coraz bardziej przypominają historyczne wzorce sprzed ponad 200 lat. Bo, podobnie jak Targowica. to PiS walczy z konstytucją i odrywa Polskę od Zachodu, by wprowadzić ją w objęcia Rosji. Dowodzi tego rzut oka na to, kim są PiS-owscy sojusznicy w Europie.
Marine Le Pen
"Unia Europejska nie ma zdolności ani umocowania, by ingerować w wewnętrzną politykę swych państw członkowskich" – tymi słowami eurosceptycy frakcji Europa Narodów i Wolności bronili PiS, gdy w Parlamencie Europejskiem ważyły się losy ostatniej rezolucji w sprawie sytuacji w Polsce. "UE nie powinna grozić nałożeniem albo też nakładać sankcji, gdy demokratyczne dokonywane wybory nie idą w kierunku pożądanym przez Unię" – dodali sojusznicy Kaczyńskiego, Dudy i Szydło w PE.
W absolutnej większości to przedstawiciele francuskiego Frontu Narodowego kierowanego przez Marine Le Pen. Czyli z formacji, która nawet nie zamierza ukrywać, że największe sukcesy zaczęła odnosić dzięki pożyczce z Moskwy. We wrześniu 2014 roku aż 9 mln euro trafiło na konta Le Pen i jej najbliższych współpracowników od powiązanego z Gazpromem First Czech-Russian Bank. Fasadowej instytucji, po pożyczki od której w rzeczywistości przychodzi się na Kreml, a nie do trzech oficjalnych placówek w Moskwie, Sankt Petersburgu i Irkucku...
Nic więc dziwnego, że Front Narodowy wspierał Władimira Putina w agresji na Ukrainę, a Marine Le Pen nie szczędziła prezydentowi Rosji komplementów. – Nie pozwala on temu czy innemu państwu wymusić na sobie decyzji. Sądzę, że stawia on interesy Rosji i narodu rosyjskiego na pierwszym miejscu – mówiła w jednym z wywiadów.
Nigel Farage
PiS może też liczyć na sojuszników z Wielkiej Brytanii. Nie tylko tych z Partii Konserwatywnej, ale i nieobliczalnego UKIP. – Ten wynik dowodzi, że w całej UE narasta eurosceptycyzm – ucieszył się Nigel Farage na wieść o wynikach ostatnich wyborów parlamentarnych w Polsce. O tym, że PiS jest eurosceptyczne wie świetnie od czasów, gdy namawiał polskich kolegów, by wspólnie doprowadzić do wystąpienia Wielkiej Brytanii i Polski z Unii.
– Opowiadam się za tym, żeby Wielka Brytania wycofała się z tej organizacji. (...) Jestem pewien, że jak podejmiemy takie kroki, kolejne kraje bardzo szybko wezmą z nas przykład. Na czele z Polską – mówił przed laty. I już wtedy zakładał, że ważnym punktem tego planu będą bracia Kaczyńscy i fakt, iż "Kościół rzymskokatolicki w Polsce w którymś momencie znajdzie się na kursie kolizyjnym z Unią Europejską".
Oderwanie Polski od UE poza Faragem i Kaczyńskim równie mocno ucieszyłoby zapewne Rosję, ale brytyjski sojusznik PiS nie ma z tym najmniejszego problemu. Gdy Rosja najostrzej poczynała sobie z agresją na Ukrainę i powoli zaczynała grę w Syrii, w wywiadzie dla pisma "GQ" Nigel Farage oznajmił, że "Władimira Putina podziwia najbardziej ze wszystkich światowych przywódców".
Viktor Orban
Wszystkim zachodnim orędownikom "dobrej zmiany" daleko jednak do oddania tej sprawie, co sojusznikom Polski z Grupy Wyszehradzkiej. Oczywiście na czele z premierem Węgier Viktorem Orbanem, który chyba już całkowicie zapomniał, że jego Fidesz należy do chadeckiej Europejskiej Partii Ludowej rozgrywanej przez Angelę Merkel i Donalda Tuska.
– Unia Europejska nie powinna myśleć o wprowadzaniu jakichkolwiek sankcji przeciwko Polsce, bo to wymagałoby pełnej jednomyślności, a Węgry nigdy nie poprą żadnych sankcji przeciwko Polsce – odgrażał się węgierski przywódca po słynnym spotkaniu z Jarosławem Kaczyńskim w "Zielonej Owieczce".
Węgierskie wsparcie od dawna uchodzi za najważniejsze dla środowiska PiS. Problem tylko w tym, że Viktor Orban i Fidesz równie mocno bronią Polski pod rządami Jarosława Kaczyńskiego, co putinowskiej Rosji. To właśnie rząd w Budapeszcie jest najgorętszym orędownikiem zniesienia unijnych sankcji, które nałożono na państwo Putina po rozpętaniu w Europie nowej wojny. A sam Orban w Moskwie zdaje się czuć już o wiele lepiej niż w Brukseli. – Będziemy dążyć do tego, by relacje między narodem rosyjskim i węgierskim były jak najprzyjaźniejsze – mówił podczas lutowej wycieczki na Kreml.
Choć najważniejsi przywódcy Zachodu kontakty z Władimirem Putinem w ostatnim czasie ograniczają do absolutnego minimum lub prezydenta Rosji bojkotują, Viktor Orban w rosyjksiej stolicy pojawia się regularnie i dalej robi tam interesy. Polegające na przykład na pogłębieniu uzależnienia Europy Wschodniej od rosyjskiej energii.
Robert Fico i Miloš Zeman
Podobnie jest z innymi sojusznikami z V4. W grze przeciwko "dyktatowi Brukseli" PiS wspierają przecież także przywódcy Słowacji i Czech. Tyle, że oni również w alternatywie dla UE oferują Polsce wejście w strefę wpływów Władimira Putina.
Słowacki premier Robert Fico w ostatnich miesiącach na Kreml latał nawet dwa razy w ciągu miesiąca. – Stosunków słowacko-rosyjskich nie obciążają żadne problemy. Wręcz przeciwnie, łączy nas wiele historycznych wydarzeń – mówił podczas jednej z takich wizyt. W świetnej komitywie z przywódcą Rosji jest też prezydent Czech Miloš Zeman. – To jest silny i zdolny polityk, który może skorzystać z wielkich błędów swoich przeciwników – ostrzegał Zachód w niedawnym wywiadzie. W minionym roku Zeman z Putinem również spotykali się wielokrotnie.
Cóż w tym właściwie złego? Zarówno Słowak, jak i Czech są na Kremlu tak mile widziani tylko dlatego, że podobnie do Orbana uzależniają swoje państwa od rosyjskich inwestycji. Dają się też wykorzystywać do propagandowej gry przeciwko Zachodowi, w której Władimir Putin udowadnia, jak łatwo mu rozbijać unijną solidarność.
Rusofobia w słowach, rusofilia w czynach...
Czy rząd PiS szykuje Polskę do pójścia podobną drogą? Przywykliśmy myśleć o Jarosławie Kaczyńskim i spółce przez pryzmat prezentowanej przez nich latami niechęci wobec Rosjan. Warto jednak zwrócić uwagę na fakt, iż od momentu zmiany władzy rząd w Warszawie przestał nastręczać Kremlowi takich problemów, jak dotąd.
Rzuca się to w oczy szczególnie w przypadku tego, iż Polska prawie całkowicie wycofała się ze sprawy Ukrainy. Rosyjski wątek dość mocno wyciszony został też w śledztwie dotyczącym katastrofy smoleńskiej. Na jednej wizycie w Rosji skończyła się walka o wrak tupolewa. Wiele wskazuje też na to, że pokaz autorytarnej siły nowej władzy był decydującym argumentem w sprawie tego, by USA i Niemcy sprzeciwiły się stworzeniu w Polsce baz NATO.
To wszystko dla Władimira Putina być może znaczy nawet więcej niż komplementy prawione mu przez Francuzów i Brytyjczyków, czy błagania o inwestycje i energię małych państewek Grupy Wyszehradzkiej...