
Kiedy ponad 10 lat temu Zbigniew Ziobro wchodził przebojem do wielkiej polityki, wielu Polaków przekonała do niego proponowana polityka "zero tolerancji". Bo polityk z Krynicy-Zdroju żądał wtedy, by państwo nie miało litości dla nikogo, kto choćby trochę nagina prawo. Po latach skompromitowanych korupcją i nadużywaniem władzy rządów SLD, Ziobrze przyklaskiwali nawet ci, którym daleko było do poparcia innych części programu Prawa i Sprawiedliwości.
Po nagłośnieniu tej sprawy przez media w środowisku policyjnym mocno zawrzało. – To nie jest i jednak nigdy nie będzie normalny kraj... – słyszę od Wojciecha, funkcjonariusza oddziałów prewencji z Pomorza.
Od zawsze toczy się dyskusja, że policjanci w Polsce muszą czuć się bezpieczniej i trzeba ostro nawet z najmniejszymi atakami. A tu co się stało? Są świadkowie, nagrania i prawomocny wyrok sądu! I co?! Facet chodzi wolny, bo wystąpił na jakiejś konferencji w Sejmie i kpi sobie z policji. Myśmy naprawdę tylko czekali, aż Platforma zniknie, ale po PiS się czegoś takiego nie spodziewaliśmy...
To jest niestety dla nas sygnał, że z działaniami wobec prawicowców trzeba teraz ostrożnie. Bo kto wie, czy kolejna taka sprawa nie będzie o tym, że policja była zbyt brutalna. Jednak przede wszystkim obawiam się rozochocenia z ich strony. Mogą myśleć, że skoro Ziobro tak podszedł do sprawy, to można robić z policją co się chce. A nie mówimy tu tylko o prawicowych demonstracjach, ale też o meczach i kibolskich bijatykach, bo to jest to samo środowisko.
Napisz do autora: jakub.noch@natemat.pl