Choć "Dziewuchy dziewuchom" powstały 1 kwietnia, to wcale nie żartują. Do walki z forsowanym przez biskupów i polityków totalnym zakazem przerywania ciąży, w ciągu kilku dni zebrały na Facebooku ponad 100 tysięcy osób. Z pozoru zwykła grupa dyskusyjna szybko zmieniła się w pospolite ruszenie, które wyszło na ulice i przyciągnęło uwagę sław oraz światowych mediów. Ale czy ten wiosenny zryw zmieni się w liczący się ruch kobiecy?
Milla Jovovich, Anja Rubik i Juliette Binoche – to tylko kilka sław, które w ostatnich dniach wsparły Dziewuchy. Ale byli też nobliwi politycy i polityczki z Parlamentu Europejskiego, pozujący w garniturach lub garsonkach i z wieszakami w dłoni. To właśnie wieszak stał się symbolem kobiecego powstania przeciwko zaostrzeniu prawa dotyczącego aborcji w Polsce. To jedno z narzędzi używanych przez kobiety do chałupniczego przerwania ciąży tam, gdzie politycy zdelegalizowali zabieg.
Ruch oddolny
Ale Dziewuchy to przede wszystkim ruch oddolny. Kolejnym jego symbolem stały się grafiki profilowe pokazujące macicę wykonującą nieparlamentarny gest. Nagle na Facebooku zaroiło się od czarnych awatarów wkurzonych kobiet, a nawet mężczyzn. Mężczyźni zmieniali swoje zdjęcia profilowe na znak solidarności z kobietami, które władza kościelna i świecka chciałyby zmusić do rodzenia za wszelką cenę. Tak właśnie mężczyźni też stali się Dziewuchami.
Ich obecność w grupie na początku wywoływała u niektórych kobiet wątpliwości, jednak później Dziewuchy gremialnie uznały, że nie warto odcinać się od męskiego wsparcia. Oszałamiający sukces Dziewuch zaskoczył same założycielki. – Pierwsze 30 godzin po utworzeniu grupy to był internetowy maraton: bez snu, często bez niczego solidniejszego do jedzenia, za to z dużą ilością kawy i energetyków – mówi jedna z administratorek. Grupa powiększała się w postępie geometrycznym. Zresztą nadal jest sporo do zrobienia, mimo że grupa administratorek wzrosła do 10 osób. Każda z nich poświęca temu zadaniu od trzech do sześciu godzin dziennie.
Orka na fejsie
A roboty jest huk. Samo zarządzanie grupą jest nie lada wyzwaniem - posty trzeba czytać, na pytania odpowiadać, pilnować, by trolle się nie rozpanoszyły. Dyskusje toczą się w ponad dwóch tysiącach wątków. – Czasem musimy reagować szybko i banować, ale nie chodzi nam o cenzurę, tylko o ludzi o złych intencjach. Na ogół staramy się łagodzić emocje i dawać miejsce do dyskusji – mówi administratorka.
A dyskusja, jak wszędzie w internecie, czasami zmienia się w hejt. Zaprawione w bojach działaczki kobiece łapią się za głowę, gdy u Dziewuch trafią na wątki homofobiczne czy ksenofobiczne. Te są usuwane przed administratorki, ale w natłoku pracy czasami może to potrwać kilka godzin. Jedna z warszawskich feministek nie kryje rozgoryczenia tym, że w nowym ruchu kobiecym pojawia się homofobia. Jednak czy w ogóle można mówić o ruchu, a tym bardziej jakimś jego stanowisku w sprawie równości ludzi bez względu na orientację seksualną?
Twórcze napięcie
Na razie wygląda na to, że nie można mówić nawet o wspólnym stanowisku w sprawie uregulowania prawnego kwestii aborcji. Choć wszystkie Dziewuchy są przeciwko zaostrzeniu ustawy, to są podzielone w sprawie kształtu optymalnej ustawy. Dla jednych dobrze jest tak jak teraz – nadal chcą zakazu aborcji z trzema wyjątkami (zagrożenie zdrowia lub życia kobiety, ciężkie uszkodzenie płodu, gwałt). Inne Dziewuchy mówią, że rzekomy kompromis to kompromitacja, wskazują, że obecna ustawa jest fikcją i żądają prawa na wzór europejski – prawdziwa edukacja seksualna, dostępna antykoncepcja i legalna aborcja. W grupie toczą się niekończące się dyskusje o tym, czego się domagać w kwestii prawa aborcyjnego i czy czegokolwiek poza tym.
Do tego dochodzą normalne w każdej organizacji podziały na Dziewuchy, które są za tym, by działać z pełną powagą, te, które uważają, że trzeba pokazać pazur i te, które wzywają do radykalnych działań. Jednym z nich ma być masowe wycofanie przez kobiety pieniędzy z banków, w odpowiedzi na zaostrzenie ustawy. Innym strajk na wzór islandzki, czyli wycofanie się przez kobiety na jeden dzień z wykonywania obowiązków domowych. Nadal jest to więc radykalizm w granicach prawa.
Do tych wszystkich podziałów dochodzą jeszcze lokalne oddziały Dziewuch, które w kreatywny, a nawet partyzancki sposób upominają się o prawa kobiet. Szczecińskie Dziewuchy zgotowały powitanie premier Szydło, która kilka dni wcześniej rzekomo prywatnie powiedziała, że popiera totalny zakaz przerywania ciąży. Śląskie Dziewuchy okupowały siedzibę Prawa i Sprawiedliwości. Jak grzyby po deszczu powstają kolejne regionalne i zagraniczne oddziały Dziewuch i ich grupy na Facebooku. Ale wspólnej linii w sprawie docelowego kształtu prawa aborcyjnego nie ma.
Razem czy osobno?
– Tak, są tarcia, bo członkiniami Dziewuch są osoby o różnych poglądach – przyznaje jedna z administratorek. W końcu jednak trzeba będzie podjąć decyzję w którym kierunku pójdą Dziewuchy, a to może zniechęcić do ruchu osoby usatysfakcjonowane obecnym stanem prawnym w dziedzinie przerywania ciąży lub zwolenniczki zalegalizowania aborcji (bo – jak podkreślają – Polki, tak jak kobiety na całym świecie, przerywają niechcianą ciążę, tyle że nielegalnie).
Ale Dziewuchy nie są same. Obok powstało Porozumienie Odzyskać Wybór, które zdecydowanie opowiada się za legalizacją aborcji na wzór europejski, a także inicjatywa ustawodawcza Ratujmy Kobiety, która czeka na rejestrację przez marszałka Sejmu, by rozpocząć zbiórkę podpisów pod ustawą, zapewniającą dostęp do edukacji seksualnej, antykoncepcji i aborcji. Powstaje też film "Przerwać Milczenie", który za pośrednictwem Facebooka szuka kobiet w niechcianej ciąży podróżujących za granicę, by ją przerwać.
– Władza przegięła. Coś w Polkach pękło – mówi aktywistka Dziewuch z zachodniopomorskiego, pozytywnie zaskoczona tym, że kobiety wreszcie wyległy na ulice. Wcześniej w pikietach na rzecz praw kobiet w jej mieście uczestniczył kilkunastoosobowy, żelazny skład, w tym oczywiście ona. Teraz? Kilkaset osób.
Nie wiadomo jednak jak długo to potrwa. Czy Dziewuchy zjednoczą się ponad podziałami we wspólnym celu? Jakim celu? Czy będą odkrywać Amerykę na własną rękę, czy odniosą się do dorobku ruchu kobiecego, którego weteranki od kilkudziesięciu lat walczą o to, co porusza je od kilkunastu dni? I czy ceną za zjednoczenie nie będzie pęknięcie kształtującego się na naszych oczach ruchu? Dowiemy się w najbliższych tygodniach.