
99-latek ma problemy zdrowotne, ale musi stawić czoła niełatwej przeszłości. Nikt nie neguje jego zasług dla walki o niepodległość, był przecież jednym z bohaterów Powstania Warszawskiego. Ale później wszedł w układ bezpieką - tak przynajmniej wynika z ustaleń historyka z Instytutu Pamięci Narodowej. Teraz czas na sąd lustracyjny.
Rzeczywistość, jaka nastała zaraz po wojnie była na wskroś dramatyczna. Władza kusiła pozostających przy broni członków ruchu oporu (po likwidacji Armii Krajowej w styczniu 1945 roku istniało całe mnóstwo konspiracyjnych organizacji) obietnicą puszczenia w niepamięć rzekomych "błędów". Tak zwane amnestie nie raz złamały życie byłym bohaterom - tym, którzy zawierzyli w "słowo honoru", które nic wtedy nie znaczyło. Każdorazowo decyzja o ujawnieniu się wiązała się z wieloma dylematami.
Wiadomo, że Ścibor-Rylski nie wstąpił do Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Pracował w Biurze Samochodów Remontowanych "Motozbyt", wiodąc przynajmniej częściowo normalny żywot. W książce Marka Lachowicza pt. "Wspomnienia cichociemnego" (wyd. IPN) znajduje się biogram generała, z którego wynika jednak, że w tym czasie były powstaniec współpracował z UB. Jak napisano:
Wg dokumentów w 1947 r. zarejestrowany przez Wydział I WUBP Poznań jako TW „Zdzisławski". Wykorzystywany do 1964 r., kiedy to wyprowadził się z Poznania do Warszawy. Równocześnie, przynajmniej do 1956 r., współpracował z Departamentem I i Departamentem II MSW. Wg zachowanych dokumentów inwigilował swoją żonę i byłą teściową żony (matkę cc „Jarmy", Olgę Kochańską, zamieszkałą w USA), jak również rozpracowywał Międzynarodowe Targi poznańskie i środowiska polonijne w USA.
Byłem wtyką w bezpiece. Uratowałem wielu kolegów przed aresztowaniem. (...) Moje zadanie polegało m.in. na zbieraniu informacji, na kogo mają haki, na kim im zależy. Czytaj więcej
Wiadomo, że zwierzchnik Ścibora-Rylskiego był dwukrotnie aresztowany, a po pierwszym wyjściu na wolność (jeszcze w 1945 roku) stanął na czele Centralnej Komisji Likwidacyjnej AK, wzywając dawnych towarzyszy broni do ujawnienia się. Idąc tym tropem rozumowania, do 1949 roku, czyli do czasu powtórnego aresztowania, Mazurkiewicz musiałby dalej prowadzić działalność konspiracyjną, choć wydaje się to mało prawdopodobne.
Jako oficer wywiadu AK zgodziłem się w Poznaniu na współpracę z UB, ale moim faktycznym celem było uzyskiwanie informacji, kim interesuje się Urząd, i następnie ostrzeganie tych osób. Pytano mnie o kolegów z powstania, a ja nie udzielałem żadnych informacji, wykręcałem się. Natomiast później informowałem taką osobę, że UB się nią interesuje, w ten sposób ostrzegałem kolegów. Czytaj więcej
Napisz do autora: waldemar.kowalski@natemat.pl
