Zajmuję się projektowaniem oraz budową instalacji elektrycznych i systemów awaryjnego zasilania. Ta praca oznaczała ciągłe dojazdy do klientów i wydatki na paliwo. Pomyślałem, że skoro jestem fachowcem to dlaczego nie spróbować zrobić samochodu elektrycznego na własny użytek. Tak do mojego garażu trafiła stara Toyota
Nie dawno firma Tesla zakomunikowała światu, że na najnowszy „model 3” zebrano już 325 tys. zamówień. Po doliczeniu podatków i akcyzy amerykańskie auto kosztowałoby w Polsce 160 tys. złotych. To cena za markę i wspaniały design bardzo nowoczesnego samochodu. Kopeć przekonuje, że nie trzeba wydać fortuny, a mieć prawie to samo we własnym ulubionym aucie. Wystarczy 15-20 tys. zł na nowy silnik elektryczny z akumulatorami i osprzętem.
Naturalnie im lepsze podzespoły kupi właściciel tym lepsze uzyska parametry pojazdu. Patrząc na zawrotne ceny elektrycznych aut sądzę, że koncerny samochodowe tworzą wielką tajemnicę i pompują ceny wokół zastosowania już świetnie znanych technologii. Chciałem pokazać, że auto elektrycznie nie musi drogo kosztować. Sprawne silniki, dobre akumulatory to wszystko jest na wyciągnięcie ręki, a fizyka jest jedna i do tego powszechnie znana.
"Carbonowy" szkielet jest poza zasięgiem warsztatu inżyniera. Jednak pasjonat po latach doświadczeń również opracował kilka nowinek. Opisuje je na swoim blogu. Zbadał, jakie profile opon są najbardziej optymalne dla jego "elektryków". Jaki zestaw akumulatorów jest akurat dla naszego klimatu. Jak rozwiązać problem nagrzania auta zimą. Przede wszystkim poprawił sprawność i trwałość silnika elektrycznego jednej ze znanych marek. Dziś chce produkować własny sprzęt pod marką Zbykoptek. Gdy w Corolli zainstalował droższe akumulatory litowo-polimerowe, zwiększył zasięg auta do 700 kilometrów. Daj Boże takie zasięgi Tesli. Samochód waży teraz 1240 kg, czyli około 100 kg więcej od wersji spalinowej japońskiej firmy.
Napisz do autora: tomasz.molga@natemat.pl