
Na ostatnich dwóch turniejach rangi Mistrzostw Europy gospodarze przegrywali mecz otwarcia. Jest jeszcze gorsza wiadomość - my na wielkim imprezach piłkarskich pierwszego spotkania nie wygraliśmy od prawie 40 lat. Czy przełamiemy to przekleństwo? Pomóc ma w tym polskim piłkarzom sam Adam Małysz.
REKLAMA
Co Wam mówi data 15 czerwca 1974 roku? Niektórzy zapewne pamiętają dokładnie, iż tego dnia wygraliśmy z Argentyną 3:2 na mundialu w Niemczech po bramkach Grzegorza Laty i trafieniu Andrzeja Szarmacha. Tego dnia miało też miejsce nasze ostatnie zwycięstwo w pierwszym meczu na wielkim piłkarskim turnieju. Potem "na otwarciu" było już tylko gorzej.
Od tamtego czasu zanotowaliśmy bowiem tylko trzy bezbramkowe remisy z rzędu: w 1978 roku z RFN, w 1982 roku z Włochami, a w 1986 z Marokiem. Po kilkunastoletnie przerwie, podczas której nasza kadra nie potrafiła się zakwalifikować czy to na mundial, czy to na Euro, było jeszcze mizerniej. W 2002 roku w Korei ulegliśmy gospodarzom, cztery lata później w Niemczech Ekwadorczykom. A, i żeby nie zapomnieć – pierwszy w historii mecz na Mistrzostwach Europy również przegraliśmy. Z Niemcami 0:2 cztery lata temu. To co, są tu jeszcze jacyś optymiści?
Statystyki przygniatają tak bardzo, że aż trudno sobie wyobrazić, co muszą czuć podopieczni Smudy. Zdają sobie przecież z tego sprawę, że jak wielkie są oczekiwania. Co tam, że w najnowszym rankingu FIFA Polacy są na 62. miejscu. Co tam, że pewni możemy być przed meczem z Grecją tylko tego, że Euro jednak zorganizujemy, choć kilka krajów miało ochotę nam je odebrać.
Niczego więcej pewni być nie możemy. Mecz może się różnie potoczyć, a Grecy nie raz udowodnili, że potrafią sprawić niespodziankę. Tym bardziej, jeśli biało-czerwoni będą mieli nogi z waty. Pod ciężarem presji, oczekiwań i historii.
Co prawda, na pierwszy rzut oka dzisiejszy rywal nie jest aż tak wymagający, jak to miało miejsce na Euro cztery lata temu w pierwszym meczu. Ale Portugalczycy pewnie jeszcze chętniej przypisywali sobie 3 punkty osiem lat temu. Oni także w meczu otwarcia swoich mistrzostw grali z Grekami. I jak się skończyło? Ano, 2:1 dla Hellady. Miejmy nadzieje, że powiedzenie, iż „nic dwa razy się nie zdarza”, także i dziś zatriumfuje.
Zresztą, gdybyśmy grali z Czechami już teraz, to historia byłaby podobna. Oni bowiem ograli współgospodarzy ostatniego Euro, Szwajcarów w meczu otwarcia mistrzostw w 2008 roku. Zadanie na dziś: „Zagrać jak Belgia!” To ona, jako ostatnia z turniejowych gospodarzy wygrała swój pierwszy mecz na europejskim czempionacie. W 2000 roku ograła Szwecję 2:1.
Na ostatnie mundiale jechaliśmy pewni siebie. Niejednokrotnie zapewnialiśmy, że grupa nam nie straszna, możemy zdziałać wiele. Cóż, jak dobrze wiemy, nasza drużyna ostatecznie była tylko tłem dla czołówki.
Podobno teraz myślenie naszych piłkarzy ma być zgoła inne. W końcu, jak czerpać wzorce, to od najlepszych. W tym wypadku od naszego wielkiego skoczka z Wisły. - Jestem jak Adam Małysz, który koncentrował się tylko na najbliższym skoku. Dla mnie najważniejszy jest mecz z Grecją. Nic poza nim, żaden transfer, czy negocjacje nowego kontraktu z Borussią - mówił niedawno w wywiadzie dla „Przeglądu Sportowego” Robert Lewandowski.
Z kolei Paweł Habrat, psycholog współpracujący z naszą reprezentacją, zapewnia, iż ceni szczególnie myśl sportową doktora Jana Blecharza. Tą, którą wpajał kiedyś Małyszowi i która zaniosła go na sam szczyt. Krok po kroku, „liczy się najbliższy skok”. Dziś akurat mecz. Ta "małyszowa filozofia" ma nam umożliwić przełamanie fatalnej passy nieudanych pierwszych spotkań w wielkich turniejach.
Gdybanie, gdybaniem - im (piłkarzom) i nam (kibicom) pozostaje czekać do upragnionej 18.00. Wtedy o wszystkim się przekonamy.