Donald Trump kochany jest nie tylko przez rzesze Amerykanów, kibicuje mu też sporo Polaków. Widzą w nim takiego zachodniego Kukiza albo Korwina. Ale gdyby to Republikanin wygrał w listopadzie, skutki dla Polski byłyby opłakane. Najbardziej ucierpiałoby nasze bezpieczeństwo, bo Trump chce jeszcze silniejszego ograniczenia wydatków na zbrojenia niż lewicowa Hillary Clinton.
Donald Trump jest już jedynym kandydatem w wyścigu o republikańską nominację prezydencką. Część wyborców i działaczy partii liczy jeszcze, że dzięki kruczkom prawnym uda się obalić jego kandydaturę na prezydenta USA podczas konwencji w Cleveland. Ale nie bardzo wiadomo, kto mógłby go zastąpić. Stanowczo wyklucza to jeden z najpopularniejszych polityków Partii Republikańskiej Paul Ryan, przewodniczący Izby Reprezentantów.
Polska? A gdzie to?
Wszystko wskazuje więc na to, że to Trump stanie naprzeciw Hillary Clinton. Komentatorzy (i Barack Obama) przewidują, że kandydatka Demokratów wygra, ale ci sami eksperci mówili, że nominację Republikanów wygra Jeb Bush. Zasadne jest więc pytanie: co prezydent Trump oznaczałby dla Polski?
Kandydat ma niewielkie związki z Polską. W latach 80. zatrudniał nielegalnie Polaków na budowie jednego ze swoich wieżowców. Na jednej z debat został nawet zaatakowany za to przez Marco Rubio. Kilka lat temu Trump miał przyjechać do Warszawy na wielką konferencję biznesową na Stadionie Narodowym. Ale postawił tak zaporowe warunki, że do jego wystąpienia nie doszło.
Ulubieniec Polaków
Oczywiste jest, że w polska opinia publiczna w jakimś stopniu interesuje się wyborami w najpotężniejszym kraju świata, może nawet wiemy kto kandyduje. Ale mało kto ma czas i ochotę zagłębiać się w szczegóły. Dlatego Trump jest przez część Polaków lubiany.
"Mówi jak jest". Jest anty-establishmentowy, chce rozgonić całe to towarzystwo i ma odpowiedź na wszystko. I to taką, która zmieści się w jednym zdaniu. Co zrobić z ISIS? "Zaatakować ich z zaskoczenia. Musimy być jako kraj bardziej nieprzewidywalni". A z zalewem imigrantów? "Wybudować mur". Trochę przypomina w tym Pawła Kukiza czy Janusza Korwin-Mikkego. Pierwszy chciał załatwić wszystko za pomocą JOW, drugi dzięki "zburzeniu Unii Europejskiej".
Nowy przyjaciel Putina
Z Korwinem Trumpa łączy jeszcze jedno: poparcie dla Rosji. "Dogadałbym się z Putinem" – mówi. Przekonuje też Amerykanów, że przecież nikt nie złapał Putina trzymającego pistolet przy głowie któregoś z zabitych dziennikarzy.
Republikański kandydat na prezydenta otacza się ludźmi, którzy są skrajnie prorosyjscy. Jeden z nich przekonywał, że USA zbyt mocno broniły Ukrainy przed atakiem Rosji. Inny, Paul Manafort, współpracował z Wiktorem Janukowyczem. Ma zająć się poprawą wizerunku Trumpa. Sam kandydat mówi, że Ukraina to problem Europy, nie USA, a generalnie to powinna go rozwiązać Rosja. Za te wypowiedzi trafił na listę największych zagrożeń dla bezpieczeństwa Ukrainy.
Pionek
Dlatego trudno oczekiwać, że pod jego przywództwem Stany broniłyby Europy Środkowej (czy w ogóle Europy) przed Rosją. Bo Trump chce zawrzeć z nią sojusz, który powstrzyma rosnącą potęgę Chin. W tej grze Europa jest nic nieznaczącym pionkiem. Jeszcze mniej znaczy dla niego Polska. Raczej nie możemy po nim oczekiwać powtórki ze słynnego "You forgot Poland" z debaty prezydenckiej w 2004 roku.
Co gorsza, w imię porozumienia z Putinem Trump może po prostu zgodzić się na odtworzenie stref wpływów. Ten powrót do "żelaznej kurtyny" oznaczałby, że Moskwa miałaby otwartą drogę do podporządkowania sobie Polski.
Co na to NATO?
Trump już ogłosił, że Stany zbyt dużo wydają na NATO i jeśli Europa chce amerykańskiej ochrony, będzie musiała głębiej sięgnąć do kieszeni. Dzisiaj Stany odpowiadają za trzy czwarte budżetu NATO. Tylko w 2015 roku ich wydatki na zbrojenia zamknęły się w kwocie 650 miliardów dolarów. W przeliczaniu na PKB to 3,6 procenta, czyli dużo więcej, niż wyznaczony na 2 procent PKB cel. Jeśli więc Trump zostałby prezydentem, możemy zapomnieć o stacjonowaniu amerykańskich żołnierzy w Polsce.
Trump zapowiada de facto rezygnację z pełnienia obowiązków globalnego policjanta. Nie tylko dlatego, że nie chce za to płacić. Wydaje się, że republikański kandydat na prezydenta nie ma ochoty na zajmowanie się skomplikowaną światową polityką. Jego kampania opiera się na uproszczeniach, mitach i kłamstwach. Jeśli to nie tylko wyborcza strategia, ale prawdziwy Donald Trump, jego prezydentura byłaby groźna dla światowego ładu.
In Polonia We Trust
Ale pomarańczowy krzykacz może nam zaszkodzić także gospodarczo. Jest zdecydowanym przeciwnikiem Transatlantyckiego Porozumienia o Wolnym Handlu (TTIP), nad którym negocjują kraje członkowskie UE i rząd USA. Szacuje się, że porozumienie może zwiększyć PKB sygnatariuszy o ponad 100 miliardów dolarów. Trump chce protekcjonizmu i odcinania się od światowej gospodarki.
Konserwatywna Polonia to potencjalni wyborcy Trumpa. A to oznacza, że dobrze zorganizowana i zjednoczona będzie mogła wywierać presję na republikańskiego nominata. I spróbować skłonić go do wzięcia pod uwagę interesów Polski. Albo po prostu na niego nie zagłosować.