Marzysz o spotkaniach z ciekawymi ludźmi? Uwielbiasz rozwiązywać zagadki, masz pamięć do twarzy i orientację w terenie? W dzieciństwie uwielbiałeś znajdywać dziesięć szczegółów różniących dwa obrazki? To ta praca może być spełnieniem twoich marzeń.
Łukasz Karolewski zaczął pracować w Narodowym Archiwum Cyfrowym cztery lata temu. Dokładnie pamięta swój pierwszy dzień – pracowałem prawie bez przerwy i wyszedłem o 16.15. To była jego pierwsza stała praca i jak sam twierdzi, dziś nie zamieniłby jej na żadną inną. Nie lubi zmian, ale przede wszystkim uważa, że nie znalazłby fajniejszego zajęcia.
– Jesteśmy wyjątkowym archiwum – twierdzi Katarzyna Kalisz, kierownik Oddziału Zbiorów Fotograficznych. Wszystkie zdjęcia czy nagrania, które zostały dokładnie opisane trafiają do działu udostępnień, w którym dosłownie każdy może znaleźć coś dla siebie. Nie trzeba przy tym składać wizyty w siedzibie archiwum, wystarczy mieć komputer z dostępem do internetu. – Pozostałe archiwa centralne znane są głównie naukowcom, natomiast nasze zbiory są wszędzie – podkreśla Łukasz Karolewski. – Zdjęcia z NAC stają się internetowymi memami i przyciągają użytkowników do archiwum. Widać to szczególnie po liczbie polubień profilu NAC na Facebooku – dodaje.
Rzeczywiście, profil na Facebooku ma wielu stałych bywalców i całe rzesze sympatyków odwiedzających stronę mniej lub bardziej regularnie. Codziennie pracownicy NAC przygotowują dla nich mini wystawę kilku, czasem kilkunastu zdjęć. Nawiązują do jakiegoś współczesnego wydarzenia, czasem fotografie są związane z konkretną datą, bywa, że wybór jest zupełnie przypadkowy. Dzięki nim można zobaczyć, jak 100 lat temu wyglądały ulice polskich miast. NAC publikuje też zdjęcia ze swoich zbiorów na Twitterze.
Detektywi na państwowej posadzie
– Praca ma często charakter detektywistyczny – mówi Karolewski. Według niego zdarza się, że tylko jakiś drobny szczegół pozwala rozpoznać co właściwie jest na zdjęciu. Czasem będzie to charakterystyczna wieżyca kościoła, innym razem studzienka kanalizacyjna. Problem w tym, że każde zdjęcie, które trafi do działu udostępnień musi zostać wcześniej możliwie dokładnie opisane.
Część opisów pochodzi jeszcze od autorów zdjęć. Inne miały opisy przygotowywane przez pokolenia archiwistów. Zdarza się jednak, że są niekompletne, czasem nawet błędne. Poza tym kiedyś nie mogły być tak dokładne jak dziś, gdy w internecie można jednej fotografii poświęcić choćby kilka akapitów tekstu.
Stare fotografie pochodzą z wielu źródeł. Największym jest ten po Centralnej Agencji Fotograficznej, obejmuje około 12 mln fotografii z lat 1944-1990. Miłośnicy wojskowości będą mogli w przyszłości przebierać pośród 2 milionów zdjęć wykonanych w latach 1944-1996, przejętych po Wojskowej Agencji Fotograficznej. – Zdarza się, że przy zdjęciach nie było żadnych opisów, innym razem tylko jedynie jakaś krótka notka na odwrocie fotografii – twierdzi Łukasz Karolewski.
Z tego powodu często nie jest to praca od 8 do 16, tylko problem „wynosi się do domu”. – Wiele zdjęć sprawiających trudności w identyfikacji, zwłaszcza dotyczących architektury Warszawy, potrafi chodzić za mną cały dzień, a rozwiązanie przychodzi w najmniej spodziewanym momencie – mówi Karolewski. Zdarza się, że podczas spaceru po Warszawie udaje mu się zidentyfikować miejsce, w którym ktoś nacisnął spust migawki dziesiątki lat temu. Tylko dlatego, że nagle wpadł mu w oczy jakiś charakterystyczny szczegół.
Opisywanie zdjęć to żmudny i czasochłonny proces. Jedna fotografia może zająć minutę, może i godzinę. Czasem wymaga współpracy kilku archiwistów. Jak mówi Łukasz, praca zespołowa przynosi korzyści. Ktoś lepiej zna się na architekturze, ktoś inny na damskiej modzie. Nie raz udało się określić czas wykonania fotografii po mundurze czy karabinie trzymanym przez żołnierza albo po kształcie kapelusza, w jakim elegancka dama wybrała się na spacer po parku.
Wszystkie zdjęcia są udostępniane w sieci. Do dziś trafiło około 220 tysięcy fotografii. Dużo, ale to tylko około jednego procenta wszystkich zbiorów fotograficznych jakie są w posiadaniu NAC. Reszta czeka na opis. – Rocznie udostępniamy kilkanaście tysięcy nowych fotografii – mówi Katarzyna Kalisz. Kiedyś było to nawet 18 tysięcy, ale skończyły się środki unijne z programu Kultura+ i musimy polegać tylko na własnych siłach. A te są bardzo ograniczone – dodaje.
Chęci są, gorzej z pieniędzmi
Gdy zapytać pracowników o to, co by zmienili w swojej pracy to wszyscy jak jeden piszą o większym dofinansowaniu. Jak twierdzi Katarzyna Plewka, kierownik Oddziału Filmów i Nagrań Dźwiękowych, najbardziej smuci ją niemoc zrobienia czegoś fajnego, bo nie ma na to pieniędzy. – Gdybym mógł coś zmienić, to sposób finansowania instytucji kulturalnych. Brak funduszy ogranicza innowacje – dodaje Maciej Gajewski, kierownik Oddziału Digitalizacji.
Mimo to, żaden z moich rozmówców nie żałuje, że pracuje w NAC. Zgodnie mówią o tym, jak to przypadek sprawił, że akurat tutaj znaleźli pracę i... spełnili swoje marzenie. – Nie myślę o zmianie, chyba że przypadek zrządzi inaczej. Archiwa mają wreszcie odpowiedniego człowieka na stanowisku Naczelnego Dyrektora Archiwów Państwowych i nie mówię tego tylko dlatego, że jest nim były dyrektor NAC dr Wojciech Woźniak. Jego wybór to jedyna po wyborach „dobra zmiana” – mówi Katarzyna Plewka.
Nudna nazwa fajnego miejsca pracy
Wcześniej w budynku przy ulicy Hankiewicza w Warszawie mieściło się Archiwum Dokumentacji Mechanicznej. Nie, nie składowano w nim planów czołgów, maszyn do szycia i schematów zamków szyfrowym. Zbiory były te same co dziś, tylko w wersji oryginalnej, na kliszach, taśmach, szklanych negatywach czy papierowych odbitkach, . W 2007 roku powstał plan przekształcenia ADM w pierwsze polskie archiwum cyfrowe. Jego celem jest przechowywanie i udostępnianie materiałów archiwalnych w postaci elektronicznej. 8 marca 2008 roku rozpoczęło działalność Narodowe Archiwum Cyfrowe, a jego pierwszym dyrektorem został dr Nikodem Bończa-Tomaszewski.
Archiwum to nie tylko zdjęcia, lecz także 40 tysięcy nagrań filmowych i około 2 tysięcy starych filmów. – W wolnych chwilach słucham nagrań z taśm archiwalnych i oglądam filmy. Próbuję streścić opowiadane w nich historie, żeby zachęcić lub ułatwić użytkownikom korzystanie z naszego zasobu – mówi Katarzyna Plewka. W pozostałym czasie zarządza grupką ludzi i rozdziela między nich kolejne zadania.
– NAC jest wyjątkowym archiwum. Audiowizualnym. Jako pracownik tej instytucji mam bezpośredni kontakt ze starymi zdjęciami, nagraniami i filmami. To łatwy i dosłowny przekaz historii – mówi Plewka. W podobnym tonie wypowiadają się też inni pracownicy, którzy najbardziej chyba w pracy cenią sobie kontakt z przeszłością. Ślad po tym, co dawno przeminęło pozostał do dziś i to właśnie oni mają do niego klucz. Ich praca polega na tym, że przekazują go nam wszystkim.
Zdjęcia i fimy
Ze zdjęć w zbiorach internetowych NAC skorzystać może każdy. Ale archiwum nie ogranicza się tylko do udostępniania swoich zbiorów w sieci. Pracownicy przygotowują wystawy plenerowe, wyszykują zdjęcia do wystaw organizowanych przez różne instytucje państwowe i prywatne. Wydają książki, które cieszą się wielkim zainteresowaniem. Jednym z pierwszych był album ze zdjęciami Zbyszka Siemaszki, fotografa dokumentującego życie w powojennej Warszawie. Podobną tematykę można znaleźć w kolejnym albumie, tym razem ze zdjęciami Grażyny Rutowskiej. W przygotowaniu jest album ze fotografiami wykonanymi przez Narcyza Witczak-Witaczyńskiego, „nadwornego” fotografa marszałka Piłsudskiego. Dokumentował życie „na służbie” i „po służbie” żołnierzy szwadronu szwoleżerów w okresie międzywojennym.
W przerwach między skanowaniem, opisywaniem, czy udostępnianiem trzeba jeszcze oprowadzić wycieczkę szkolną lub odpowiadać na pytania ciekawskich dziennikarzy. Spotykają się z artystami i ich spadkobiercami, ludźmi którzy chcą sprzedać lub ofiarować swoje zbiory. Pracy nie brakuje i nie ma czasu na nudę, ale nikt się nie skarży. Jak sami podkreślają, tworzą zespół, w którym panuje niemal rodzinna atmosfera.