Jedna ma lat 66, a druga ledwie dwadzieścia. Nigdy się nie spotkały, i pewnie nigdy nie będą miały okazji, by porozmawiać. Pozornie nie mają ze sobą nic wspólnego. Kasia Sienkiewicz jest piękną, młodą studentką z małej miejscowości. Przed nią całe życie. Grażyna Migdalska zaś, to emerytowana nauczycielka z Warszawy, którą do końca czeka przyjmowanie chemii, o ile tylko jej organizm to wytrzyma. Życie, a właściwie śmiertelna choroba sprawiły, że ich losy się połączyły...
Gdy Pani Grażyna ukończyła 60 lat, mammografia wykryła u niej guzka w piersi. Przeszła jedną operację, później kolejną, bo okazało się, że oprócz guzka ma jeszcze rozsianie wewnątrz piersi, ale nie miała przerzutów. – Przeszłam ciężką chemię, byłam leczona hormonalnie z nadzieją na wyleczenie – mówi Grażyna Migdalska.
Niestety, okazało się, że rak był niesforny i złośliwy. Po 4,5 roku rozsiał się do jamy brzusznej i jajników... – Jestem teraz na chemii, pewnie do końca życia, o ile organizm to zniesie. Przebywam pod opieką bielańskiego hospicjum domowego. Dwukrotnie przymierzałam się do chemii z utratą włosów. Było to 6,5 roku i rok temu – wspomina.
O włos od załamania
Na początku pani Grażyna była bardzo słaba i przyjmowała wszystko z przerażeniem. – Chciałam się bronić przed chemioterapią, nie zdając sobie sprawy, że ona ratuje życie. Jak już wiedziałam, że może mnie czekać, zdawałam sobie sprawę, że na pewno utracę włosy, bo dużo czytałam na ten temat – wspomina. Była dojrzała, a przez to mniej przerażona niż młode osoby, z którymi się zaprzyjaźniła się w szpitalu. – One to bardzo przeżywają – mówi po rozmowach z nimi pani Grażyna.
Dla chorych kobiet, to właśnie utrata włosów w czasie chemioterapii bywa o wiele bardziej traumatycznym przeżyciem niż samo leczenie. – Człowiek nagle widzi zupełnie inną twarz, inną budowę czaszki, niż myśleliśmy. Jedni mają ładną, inni mniej ładną. Pojawia się pewien szok. W domu wiszą lustra, w których wciąż widzimy swoje odbicie i nie możemy się przyzwyczaić, że to jesteśmy my – mówi. Pani Grażyna zdawała sobie sprawę, że jej szczęściem jest wczesne wykrycie raka, oraz to, że ma dzięki temu przedłużone życie.
Trudno sobie wyobrazić cierpienie kobiety, które walcząc o życie tracą włosy, a przez to część swojej kobiecości. Właśnie to poruszyło młodą studentkę ze Słubic – Kasię Sieniewicz. Kilka tygodni temu dowiedziała się o akcji "Daj włos", dzięki której osoby po chemioterapii mogą dostać szansę na choć częściową poprawę samopoczucia. Daje im to peruka, najlepiej z prawdziwych włosów. Kasia zdecydowała, że odda zapuszczane przez wiele lat włosy, aby choć odrobinę ulżyć drugiej kobiecie w cierpieniu.
– Trudno opisać, co czułam. To było dla mnie wielkie zaskoczenie, że ktoś w ogóle wpadł na taki pomysł. Wiedziałam od dawna, że można oddawać krew albo szpik, ale że włosy też? Pierwszy raz spotkałam się z taką akcją. Pochodzę z małej miejscowości i u nas to jest naprawdę coś wielkiego. Byłam bardzo pozytywnie nastawiona i czułam w sobie adrenalinę. Wiedziałam, że po prostu muszę to zrobić. Zawsze chciałam pomagać ludziom – mówi Kasia Sienkiewicz, która oddała swoje włosy aby pomóc takim osobom, jak Grażyna Migdalska.
Pomoc bez zawahania
Już następnego dnia była umówiona do fryzjera, aby zrealizować swój plan. Pracownicy salonu fryzjerskiego, podobnie jak koleżanki i koledzy Kasi ze studiów byli bardzo zdziwieni. Najpierw tym, że chce obciąć tak długie i piękne włosy, a chwilę później, gdy dowiedziały się w jakim celu to robi. – Raz zadały mi pytanie, czy jestem pewna tego co robię. Ale byłam – wspomina Kasia.
Nasze bohaterki nigdy się nie spotkały, tak jak nie spotykają się osoby, które wspierają i korzystają z akcji "Daj włos". Kasia przyznaje jednak, że chciałaby porozmawiać z kobietą lub kobietami, do których trafiły jej włosy. Dlaczego?
Gdy Pani Grażyna po raz pierwszy założyła swoją perukę, poczuła wielką ulgę. Naprawdę dobrze dobrana peruka dodaje urody. – Wszyscy podziwiali, gdy założyłam swoją – wspomina Pani Grażyna. Jej peruka była ze sztucznych włosów, ale podobna do prawdziwych. Dużo też kosztowała, ale Pani Grażynie pomogły koleżanki, które złożyły się na zakup. Nie każdy ma jednak tyle szczęścia i grono życzliwych przyjaciół, którzy mogą wspomóc chorego przy zakupie. W przypadku pani Grażyny nie było nawet mowy o zakupie peruki z prawdziwych włosów, bo te kosztują nawet kilka tysięcy złotych.
– Bardzo podoba mi się akcja młodych osób, które oddają swoje włosy... Bo cóż innego oni mogą zrobić dla chorych? Nie mają wpływu na Narodowy Fundusz Zdrowia, czy na liczbę lekarzy. To jest gest, który jest dużym poświęceniem, dlatego jestem pełna podziwu – wyznaje pani Grażyna.
Jakby jutra miało nie być...
Kasia Sienkiewicz jest już dziś przekonana, że po raz drugi zrobiłaby i zrobi to samo, gdy tylko włosy jej odrosną. – Pomocą nie jest tylko dawanie pieniędzy. Jest nią nawet dotrzymywanie towarzystwa osobie starszej. Ja nie widzę wolontariatu jedynie jako oddawanie komuś krwi, szpiku czy nawet włosów. Można po prostu poświęcić komuś chwilę ze swojego życia, porozmawiać. Być może ktoś właśnie tego od nas potrzebuje – mówi Kasia Sienkiewicz. I właśnie za to Kasia została Ambasadorem Dobra Fundacji „Świat na Tak” w 2016 roku.
– Od początku akcji, czyli od 2011 roku swoje włosy przekazało nam ponad 20 tys. osób – mówi koordynatorka akcji "Daj włos" Kamila Stępień. Przekazano już ponad 550 peruk do chorych kobiet, które zgłosiły się do Fundacji Rak'n'Roll.
Trudno mówić o "modzie" na oddawanie włosów dla osób chorych na raka. Kamila Stępień mówi jednak o pewnej tendencji, choćby w czasie pierwszych komunii. – Dziewczynki przekazują swoje warkocze – mówi koordynatorka akcji. W oddawanie włosów angażują się także szkoły i lokalne inicjatywy. Biorą w niej udział również chłopcy, a historię jednego z nich, 14-letniego Michała z Krosna opisywaliśmy w naTemat.
Włosy nie spowodują, że chorzy na raka wyzdrowieją. Ale dzięki tym włosom, znacznie łatwiej jest im walczyć z chorobą... – Ja przeżyłam wszystko ciężko. Miałam stany depresyjne, ale to już za mną. Teraz jestem o wiele bardziej chora, paliatywnie, bo wiadomo, że nie będę już wyleczona, cieszę się każdym dniem życia i odzyskałam radość – mówi Grażyna Migdalska.
Oczywiście też to bardzo przeżyłam, bo jak jest młoda buzia, to ta łysina tak bardzo nie szpeci. Są przecież piosenkarki, które się same strzygą i tak występowały przed publicznością. Natomiast starsza buzia, wymęczona, często bez ząbków, bo różne są sytuacje życiowe, w połączeniu z łysiną to już jest obraz nędzny. Te kobiety są bardzo wychudzone, więc ten obraz niestety przypomina obraz z Oświęcimia...
Kasia Sienkiewicz
Przekazała swoje włosy dla osób chorujących na raka
Aby potwierdzić, że to co robię jest naprawdę dobre, że te włosy są potrzebne i odmieniają czyjeś życie. Nie ukrywajmy - osoby chore na raka często popadają w depresję. Gdy kobietom wypadają włosy, jest to dla nich coś strasznego. Myślę, że gdy je znowu mają, w pewnym sensie wracają do życia towarzyskiego, mogą znów wyjść na miasto i poczuć się, jak dawniej. Chciałabym zobaczyć, czy naprawdę jest tak, jak mi się wydaje.