Robert Szatecki rzucił informatykę i zajął się rozkręcaniem szkoły rycerskiej. Rusznikarz, Jerzy Wałga ma zamówienia na najbliższe trzy lata. Natomiast pod Poznaniem produkują maszyny oblężnicze. Historia to sposób na biznes, który w Polsce ma się coraz lepiej. W tej branży pasja liczy się szczególnie!
Szukasz pomysłu na biznes? Otwórz podręcznik do historii. Konkurencja już duża – warownia wikingów, warsztaty z szabli krzyżowej, szycie strojów historycznych albo produkcja mebli w stylu Ludwika XIV. To już jest, ale można ich „wygryźć” pod warunkiem, że jesteś większym od nich świrem przeszłości. Chociaż czasem nie trzeba się wysilać. To praca szuka rycerza z koniem! Niedawno na tablicy OLX pojawiło się ogłoszenie, jak na warunki Szczytna nie najgorsze: – Oferuję pełne umundurowanie (zbroja), konia oraz miecz i tarcze. Zarobek 1850 zł brutto plus premia. Praca polega na promowaniu tradycji rycerskiej sięgającej czasów Ulricha von Jungingena i ochronie murów zamku przed dewastacją. Praca od 7 do 15 od pon do pt.
Zbroja z PUP-u
Marcin Witkowski, płatnerz i właściciel „Siwogródu” ze śmiechem opowiada: – Ostatnio podpisałem umowę zlecenie ze stowarzyszeniem na uzbrojenie czterech rycerzy.
Produkuje zbroje. Zaczął na studiach od eksperymentowania na sobie, bo skromne środki nie pozwalały na zakup „blach”. Oberwał kilka razy mieczem w dłonie, więc najpierw zrobił sobie rękawice. W 2010 r. z Powiatowego Urzędu Pracy otrzymał dotację na założenie pracowni płatnerskiej. Warsztat otworzył w komórce rodziców w Otmuchowie. I zrobił sobie najlepszą reklamę, czyli pojechał na zawody do Austrii.
– Zadziwiłem innych zawodników, jak szybko można się poruszać w zbroi. Posypały się zamówienia – zapewnia.
Japonia do podboju
Płatnerz z Otmuchowa wykonuje zbroję z cienkiej, 1-milimetrowej, blachy, którą hartuje. Czasem praca nad jedną zbroją może trwać kilka miesięcy. Koszt powyżej 5 tys. złotych.
– Same rękawice to ponad 1000 złotych – komentuje.
Nabywców jednak nie brakuje. Nową grupą pewnie będą Japończycy. Pojawili się na niedawnych zawodach rycerskich w Pradze. Witkowski: – Są jeszcze słabo wyposażeni.
W Polsce podobnych warsztatów płatnerskich powstało już kilkanaście, bowiem czasy rycerzy i dam poruszają wyobraźnię wielu. Mamy nawet mocną narodową reprezentację. W ubiegłorocznych mistrzostwa świata drużyn rycerskich w Malborku męska i kobieca ekipa zdobyli „wagon” złotych medali. W Europie, a szczególnie w Rosji są „zawodowi” rycerze. Praktycznie jeżdżą z turniejów, na pokazy.
Robert Szatecki, jest „utytułowanym” rycerzem. Porzucił pracę przed ekranem komputera, aby założyć Szkołę Gladiatorów. Uprzedza pytanie.
– Tak, wiem. Znam komentarze, że praca informatyka jest opłacalna i pewny to fach. Sądzę jednak, że w dłuższej perspektywie szkoła będzie bardziej dochodowa. No i robię to, co mnie pasjonuje! – dodaje z entuzjazmem w głosie. Jego zdaniem nie będzie brakowało chętnych.
– Zakup pancerza ochronnego może być zaporowym dla klientów. Dlatego wymyśliłem, że będziemy się uczyć w ochronie miękkiej. Kaski, miecze otulinowe, to już koszt około 500 złotych. Co miesiąc przez salę przewija się około 50-60 osób. W przyszłości, gdy będą chcieli rozwijać pasję, dokupią sobie zbroję i od razu wyszkoleni wystartują do turnieju – ocenia Szatecki.
Największym problemem było znalezienie odpowiedniej sali treningowej. Musiała być duża.
Właściciel Szkoły Gladiatorów dodaje: – Trudno ją znaleźć w Warszawie w rozsądnej cenie, a zależało mi, aby dojazd do nas był łatwy. Dużo dzieci garnie się na zajęcia. Szukamy jakiejś nowej lokalizacji i od tego zależy nasza przyszłość.
Jomsborg lepszy od „Gry o Tron”
Rynek warszawski jest szczególny. Tutaj najłatwiej o klientów z zasobniejszymi portfelami. Stać ich na np. warsztaty sztuki krzyżowej u Sieniawskich. To znani w kraju pasjonaci fechtunku. Natomiast sztuka krzyżowa, to wytwór naszych XVII-wiecznych szermierzy. Nasi sarmaci uczyli, jak szybko zabić. Gdy zaspokoimy krwiożercze instynkty, można wpaść do warowni Jomsborg Vikings Hird koło Mostu Grota-Roweckiego.
Warownię założył pasjonat wikingów – Stanisław Wdowczyk. Gród ma specyficzny klimat, legendarnej osady Jomsborg na Wolinie. Popularność tego okresu historii rozbudził serial History „Wikingowie”. Dla wielu opowieść o Ragnarze Lodboku jest lepsza od „Gry o Tron”. Wyobraźnię pobudziły też ostatnie odkrycia archeologiczne cmentarzy wikingów na terenach Polski. Może mieli też dziary! Już kilku pasjonatów para się tatuażem rekonstrukcyjnym, czyli prawie takim jak przed wiekami. Przykładem jest Reko.Tattoo.
Materiał droższy od szycia
Na potrzeby warszawskiego teatru, historyczne stroje carów szyła Ewa Filipiak. Prowadzi pracownię krawiecką w wielkopolskich Piaskach. Ewa od ponad 10 lat szyje stroje historyczne. Początki były trudne, bo brakowało szablonów, wzorów. Teraz zamówienia spływają z całej Polski, a nawet z zagranicy.
– Na przykład szyłam mundury żołnierzy pruskich dla twierdzy Kłodzko. Zamówienie złożyło tamtejsze muzeum – wylicza Filipiak.
W swojej pracy zauważyła pewną pogodową anomalię. W lipcu przed Grunwaldem, czyli inscenizacją słynnej bitwy, ma zalew zleceń na średniowieczne stroje. Natomiast okres jesienno-zimowy, to czas na renesans i barok. W ostatnim okresie przybywa jednak zamówień na przedwojenne mundury i adekwatne do epoki suknie. Do mody wracają bale-retro.
Ewa Filipiak najbardziej dumna jest z popielatej sukni, którą uszyła na podstawie portretu hrabiny.
– Najtrudniej jest zdobyć odpowiedni naturalny materiał. Czasem jeden metr kosztuje 300 złotych, a na suknię potrzebne jest 8 metrów. Zapłata za wykonanie takiej sukni bywa niekiedy tańsza od zakup materiału – przekonuje pani Ewa.
Kobiety lubią tarany
Na chyba najbardziej oryginalny pomysł na historyczny biznes wpadli w Pobiedziskach, nieopodal Poznania. Zaczęło się od wybudowania grodu–parku rozrywki. Latem odwiedziło go ponad 40 tys. osób. Nowym pomysłem są średniowieczne place zabaw.
– Czyli koła, kieraty budowane według średniowiecznych zasad. Nie było tego w tamtych czasach, ale też nikt nie może zarzucić, że jakiś rodzic nie mógł zrobić swojej pociesze kieratu do zabawy – tłumaczy Bartosz Styszyński z Siege Studio.
W Pobiedziskach specjalizują się jednak machinach oblężniczych. Wieże oblężnicze, trebusze, czyli machiny miotające, stały m.in. w Malborku. Najpopularniejszy był jednak taran. – Tego nie przewidziałem, Freudowi się pewnie też nie śniło. Kobiety uwielbiały bujać się na taranie – komentuje.
Ile kosztuje wyprodukowanie machiny? Bartosz Styszyński przekonuje, że to tajemnica handlowa. Dodaje, tylko, że to pieniądze rzędu kilkuset tysięcy złotych. Dlatego kolejną inwestycję planuje już w kooperacji z inwestorami arabskimi. Oni wyłożyliby środki, a on zaś wybudował największy na świecie trebusz, czyli machinę miotającą.
– Negocjacje trwają – dodaje.
Być jak Jerzy
Jerzy Wałga, rusznikarz artystyczny z Cieszyna, który wyrabia słynne strzelby, sam jest już żywą historią. Został wpisany na krajową listę, niematerialnego dziedzictwa UNESCO. To on był prekursorem prywatnej inicjatywy w czasach komunistycznego PRL-u. Zaczynał w latach 70-tych.
– Jak ówczesnym władzom miasta powiedziałem, że chcę robić słynne "cieszynki", to mi przyklasnęli. Pomogli znaleźć lokal, na każdym kroku wspierali – opowiada.
Teraz jest na emeryturze, ale dalej jednak robi "cieszynki". Wykonywał jedną m.in. dla prezydenta Bronisława Komorowskiego.
– Z roku na rok przybywa zleceń. Chcą pasjonaci, kolekcjonerzy broni. Mam zamówienia na najbliższe trzy lata – śmieje się Jerzy Wałga.
Napisz do autora: wlodzimierz.szczepanski@natemat.pl