Zatrzymanie miało miejsce w nocy z niedzieli na poniedziałek, ale z uwagi na dobro śledztwa policja o swoim sukcesie zawiadomiła dopiero dziś. Jest już decyzja sądu o aresztowaniu całej trójki zamachowców. Bomby zostały podłożone pod radiowozami zaparkowany przy jednej z warszawskich komend. Zamachowców złapano na gorącym uczynku, mieli przy sobie ładunki zapalające. Po testach biegłego, ustalono, że materiały były zaawansowane i mogły faktycznie wybuchnąć.
Trzej zatrzymani to Polacy. Najmłodszy z nich ma niespełna 18 lat, najstarszy 35. Jeden z nich mieszka w Warszawie, drugi w jednej z pobliskich miejscowości. Policja nie poinformowała o miejscu zatrzymania trzeciego z zatrzymanych. Jak informuje na swoim Twitterze "Rzeczpospolita", zamachowcy mają powiązania z anarchistami. Zatrzymani nie przyznają się do winy.
To kolejny przypadek terroru, jaki w ostatnich dniach miał miejsce w Polsce. Jak pisaliśmy w naTemat, wczoraj zatrzymano młodego mieszkańca Wrocławia, który podłożył w ubiegłym tygodniu bombę w jednym z wrocławskich autobusów. Tylko dzięki przytomności kierowcy pojazdu nie doszło do tragedii, bomba wybuchła na przystanku autobusowym raniąc jedną kobietę.
Krzysztof Liedel, specjalista w zakresie terroru w wywiadzie dla TVN24 mówił dziś, że możemy mówić powoli o zjawisku rodzimego terroryzmu. – To bardzo niebezpieczne zjawisko, które na pewno należy uważnie obserwować – podkreślał Liedel.
Zdaniem Krzysztofa Liedela to, że w ciągu tygodnia mieliśmy już dwukrotnie do czynienia z zamachami bombowymi jest bardzo niepokojące. Nawet jeśli udało się jak dotąd uniknąć ofiar. – Trzeba pamiętać, że w latach 70-tych pierwsze zamachy przeprowadzane przez Frakcję Czerwonej Armii były raczej nieudolne, ale potem RAF paraliżowała całe Niemcy.
Czy Polskę należy już wpisać oficjalnie na listę krajów zagrożonych atakami terrorystycznymi? Oby nie, tymczasem jednak warszawskie Zakłady Transportu Miejskiego od kilku dni kolportują informację o tym, jak należy się zachować w przypadku ataku terrorystycznego.