
Wyprostowana jak struna, stukając niebotycznie wysokimi obcasami przemierza kolejne filmowe sceny, gotowa lodowatym spojrzeniem zmrozić każdego, kto miałby czelność wydać z siebie choćby pół słowa sprzeciwu – każdy fan „House of Cards” doskonale wie o kim mowa. Ale nawet ci, którzy serialu nie śledzą, rozpoznają Claire Underwood, bezwzględną żonę Franka, która do spółki z mężem, trzęsie polityczną telewizyjną rzeczywistością. Co do równego ekranowego statusu postaci granych przez Robin Wright i Kevina Sapcey'a wątpliwości nikt mieć nie może, a ryzykując stwierdzenie, że w rankingach popularności to Wright wysuwa się na prowadzenie, raczej niewiele się pomylimy. Równość w filmowym świecie nijak ma się jednak do rzeczywistości.
Odnoszę wrażenie, że szklany sufit powoli zaczyna pękać, ale do idealnej równowagi jeszcze daleko. Wciąż istnieją wyraźne różnice między średnią płacą przedstawicieli obu płci. Z danych publikowanych przez Eurostat (dane z 2013 roku) wynika, że w Polsce kobiety zarabiają średnio 6,4% mniej niż mężczyźni. To wciąż niepokojący wynik, ale jednocześnie spory postęp w porównaniu z 2008 rokiem, gdy różnica ta wynosiła 11,4%. Spośród 28 państw unijnych Polska jest pod tym względem na 3. miejscu, po Słowenii i Malcie. Średnia dla całej Unii Europejskiej oscyluje wokół zarobków kobiet o 16% mniejszych niż mężczyzn.
Artykuł powstał we współpracy z Provident Polska.