O żywności organicznej jedno wiemy na pewno – jest droższa. Jej zwolennicy w tym miejscu zapewne dodadzą, że jest również zdrowsza, bardziej naturalna i lepsza dla środowiska. Jak jest w rzeczywistości? Czym marchewka z uprawy eko jest lepsza od marchewki ze stoiska w sklepie?
Zacznijmy od tego, że żywność organiczna (lub ekologiczna), aby zasłużyć na to określenie i etykietę z tzw. euroliściem musi spełniać określone normy. Te dotyczą jednak przede wszystkim metod produkcji i wpływu na środowisko czyli wszystkiego co przykładowa eko-marchewka musi przejść zanim trafi do ładnego opakowania z certyfikatem. A jak modne określenie ma się do etapu końcowego, czyli konsumpcji?
Czy organicznym obiadem najemy się bardziej?
Na to pytanie odpowiedzieli kilka lat temu naukowcy z Stanford University badania zatytułowanego "Czy żywność organiczna jest bezpieczniejsza lub zdrowsza niż jej tradycyjne odpowiedniki?”.
W podsumowaniu napisano wprost, że nie znaleziono dowodów na to, że żywność organiczna dostarcza organizmowi więcej substancji odżywczych niż "normalne" jedzenia. Jednocześnie zauważono, że organiczna dieta może w zmniejszać ryzyko kontaktu z pozostałościami pestycydów i bakterii odpornych na antybiotyki. Jak dodano, po zbadaniu dorosłych stosujących różne diety – nie stwierdzono istotnych różnic w ich organizmach.
Niemal identyczne wnioski przedstawili autorzy tegorocznego badania, przeprowadzonego na włoskim Uniwersytecie Basilicata. Po porównaniu organicznych i "nieorganicznych" produktów pochodzenia zwierzęcego, takich jak nabiał, jajka i mięso, stwierdzono, że „badania naukowe nie wykazują, by produkty ekologiczne były bardziej pożywne i bezpieczniejsze niż konwencjonalna żywność”.
Jeśli dać wiarę naukowcom „zdrowa żywność” nie sprawi, że gwałtownie poprawi się nasze zdrowie. W ekstremalnych przypadkach może sprawić, że będzie dokładnie odwrotnie. Kilka lat temu organiczna paranoja w Wielkiej Brytanii doprowadziła do tego, że wiele osób decydowało się na droższe, organiczne zakupy, ale… w mniejszej ilości. Z tego powodu prawie 30 proc. obywateli nie było w stanie spożywać zalecanej dziennej dawki warzyw.
Czy organiczne zwierzę jest zdrowsze?
Mogłoby się wydawać, że różnice w hodowli organicznej i tradycyjnej przynajmniej wpłyną pozytywnie na stan samych zwierząt. Po badaniu amerykańskich hodowli przeprowadzonym w 2014 roku przez Oregon State University, okazało się, że krowy ze zwykłej hodowli nie różnią się pod tym względem od krów "organicznych".
Nawet w entuzjastycznie nastawionej Norwegii, która do 2020 roku chce, by organiczne rolnictwo stanowiło 15 proc. krajowej produkcji, badania nie wykazują różnic w stanie zdrowia zwierząt z hodowli tego typu. Co prawda zwraca się uwagę na to, że zwierzęta mają lepszy dostęp do otwartych przestrzeni, ale jednocześnie naraża je to na ataki pasożytów, choroby i padnięcie ofiarą drapieżników.
A co dla środowiska?
Żeby jedzenie było organiczne, jego producent musi spełnić warunki unijnego rozporządzenia. Jego działalność musi być prowadzona niezależnie od nakładów zewnętrznych, nie może obciążać środowiska w stopniu większym niż naturalny ekosystem oraz umożliwić zachowanie oraz rozwój wsi.
W tym przypadku trudno się sprzeczać. Ekologiczne rolnictwo zużywa mniej energii i emituje mniej szkodliwych gazów. Autorzy „Journal of Environmental Management” zwrócili jednak uwagę, że emisja amoniaku „na jednostkę produktu” jest wyższa. To najbardziej dowodzi, jak krótkowzroczna jest idea organicznego rolnictwa: chociaż w mikroskali takie uprawy mogą wydawać się rolniczą utopią, to gdyby miały wyżywić całą ludzkość, doprowadziłyby do katastrofy naturalnej. Hodowla bez środków chemicznych oznacza mniejszy plon (35-87 proc. możliwości upraw przemysłowych). Gdyby korzystali z nich wszyscy ludzie na Ziemi, uprawy musiałyby zajmować znacznie większą powierzchnię, której ustąpić musiałaby natura w postaci siedlisk zwierząt i dzikiej roślinności.
Na szczęście statystyki dowodzą, że organiczna żywność to przede wszystkim fanaberia bogatego świata. Około 90 proc. takich produktów kupowanych jest w Ameryce Północnej i w Europie. Tutaj także opłaca się to jako biznes. Polski rynek żywności ekologicznej wyceniany jest już na 100 mln euro. Gdyby nie etykieta z certyfikatem zyski byłyby na pewno dużo niższe.