Po piątkowym meczu Rosja - Czechy na stadionie we Wrocławiu było naprawdę gorąco. Jeszcze w trakcie spotkania któryś z kibiców rosyjskich odpalił race, a po końcowym gwizdku doszło do bijatyki przy wyjściu ze stadionu. Z dotychczasowych informacji wynika, że jeden ze stewardów chciał zatrzymać rosyjskiego kibica, który nielegalnie wniósł na mecz racę, a na pomoc Rosjaninowi natychmiast ruszyli jego koledzy.
Na filmie zamieszczonym w sieci doskonale widać, że agresywni kibole brutalnie pobili i skopali stewarda.
Co na to UEFA? Reakcja europejskiej federacji wydaje się zaskakująco łagodna. "Incydent krótki i odosobniony", z którym "szybko się uporano" - tak podsumowuje całą sytuację. I trudno się dziwić, bo to właśnie UEFA odpowiada za porządek i bezpieczeństwo na stadionach.
Przedstawiciele federacji nie odpowiedzieli jednak na najważniejsze pytania, które pojawiły się po incydencie we Wrocławiu. Dlaczego tylko jeden steward został oddelegowany do zatrzymania pijanego kibica? Dlaczego nikt nie spieszył z pomocą pracownikowi, kiedy ten leżał na ziemi i przyjmował ciosy?
Do winy nie poczuwa się nie tylko UEFA, ale także rosyjscy kibice. Aleksandr Szprygin, szef Wszechrosyjskiego Związku Kibiców (WOB), stwierdził, że pewnie polscy stewardzi "dostali za chamstwo" i w rzeczywistości byli "przedstawicielami polskiego kibolstwa".
Nie uspokajają mnie wypowiedzi UEFA, że lokalna policja o zdarzeniu wie i podjęła odpowiednie kroki, ani to, że zakaz stadionowy dostało dwóch Rosjan, którzy przed meczem nie chcieli słuchać służb porządkowych. Ani też postępowanie dyscyplinarne wobec rosyjskiej federacji.