Wygląd to podstawa. Nie musi być dobry – ważne, żeby bił innych po oczach. Poza wyglądem liczy się charakter. Mile widziane są: złośliwość, kłótliwość, bezczelność, egocentryzm, narcyzm, megalomania, kochliwość, rubaszność. No i wreszcie umiejętności, choćby tak skomplikowane, jak pełne pasji udzielanie wywiadów telewizjom śniadaniowym lub pojenie ludzi butelkowaną wodą.
Moje życie zmieniło się, odkąd mam kablówkę. A konkretnie – od kiedy odkryłam kanał E!. Zaspokaja on najlepiej mój głód niezbyt wysublimowanej rozrywki (tak, nie zawsze relaksuję się za pomocą lektury książek Elfriede Jelinek), jest stałym dostarczycielem bodźców z gatunku guilty pleasures. Wśród bogatej oferty E! prym wiedzie show rodu Kardashianów. Przygody bogatej, wielodzietnej i plastikowej rodziny z L.A. cieszą wszystkich, którzy mają wyostrzony zmysł społecznej obserwacji lub po prostu chcą pośmiać się z kobiet, dla których perwersją roku jest zjedzenie pieczonych ziemniaków.
Jak wyglądałaby polska wersja programu? Zaczęłabym od tytułu: „Grycanki”. W roli głównej – Marta Grycan, żona Adama Grycana, synowa byłego właściciela „Zielonej Budki” i znanego lodziarza. Rudowłosa, korpulentna i ponętna. Znawczyni kulinarnych sztuczek i ekskluzywnej mody. W rozwijaniu tego ostatniego talentu pomaga jej aktualnie m.in. Martha Tarnowska, była stylistka Dody, która Dorotę Rabczewską usiłowała przemienić w polską Lady Gagę. Marta nie byłaby jednak sama. W rodzimym show, zamiast Kim, Chloe i Kourtney Kardashian, pojawiłyby się trzy gracje – Weronika, Wiktoria i Gabriela Grycanówny. Równie wyraziste, jak mama, równie pulchne i wygadane.
Grycanki są wszędzie. Brylują na plotkarskich portalach, zajmują miejsca w pierwszych rzędach najważniejszych pokazów mody, wzbudzają sensację w programach typu „Kawa czy atrapa”. Obecnie szeroko komentowany jest pozew sądowy, który Marta Grycan wniosła przeciwko Dorocie Wróblewskiej, założycielce domu mody Fortget-me-not i blogerce modowej. Wróblewska na swoim blogu skomentowała styl noszenia się Wiktorii, szesnastoletniej Grycanówny. Początkująca modelka, która niedawno wzięła udział w pokazie Agnieszki Maciejak oraz pozowała do zmysłowej sesji, faktycznie wygląda dosyć nobliwie za sprawą mocnego makijażu, lateksowych strojów, wysokich obcasów, do których ma upodobanie. Martę Grycan ubodła krytyka Wróblewskiej oraz komentarze użytkowników strony. Tym bardziej, że dotyczyły one także rzekomo nadmiernie eksponowanej tuszy Wiktorii, jej mamy i sióstr. Z drugiej strony, Tomasz Jacyków i Dawid Woliński uznali, że Marta Grycan jest jedną z najlepiej ubranych kobiet 2011 roku. Sukienki Herve Leger, torebki od Alexandra McQueena oraz szpilki z charakterystyczną czerwoną podeszwą przyniosły pożądany efekt.
Czy to burza w szklance wody? Kim są panie o ustach, biustach i samoocenie w rozmiarze XXL? Najprostsza odpowiedź brzmi: rasowymi celebrytkami. Osobowościami polskiego show-bizu, takimi samymi, jak legendarna już polska Angelina Jolie (Agnieszka Orzechowska, niedawno osadzona na krótko w więzieniu za posiadanie narkotyków) czy Dominika Zasiewska, szerzej znana jako „Wodzianka”. Nadwiślańska Angie zainwestowała w małpkę, rasy marmozeta białoucha, by wyglądać bardziej światowo. Wodzianka zafundowała sobie rozbieraną sesję w magazynie dla panów i oświadczyła, że serwowanie wody gościom w talk-show Kuby Wojewódzkiego jest spełnieniem jej życiowych ambicji. Grycanki sieją ferment swoimi stylizacjami oraz lansowaniem puszystego ideału urody.
Tak robi się karierę w polskim piekiełku. Liczy się styl: im gorszy, tym lepszy. Dobrze robi możliwość porównania polskiego celebsa z zagraniczną gwiazdą (w przypadku Orzechowskiej – strategia doprowadzona do ekstremum). Publikę nakręcają również romanse (Wodzianka próbowała swoich sił z Nergalem), arystokratyczne pochodzenie (ród Grycanów to w warunkach kapitalizmu nowa szlachta) oraz plotki o przebytych operacjach plastycznych (to delikatny temat, więc niech milczenie będzie tutaj złotem).
Co może przerażać, to fakt, że wyśmiewana przeze mnie filozofia działania naprawdę przynosi efekty. Polscy celebryci przypominają gigantyczne banery reklamowe, które marzą tylko o tym, by jak najwięcej osób w nie kliknęło. Jak śpiewał Michał Wiśniewski: „A niech gadają”. Bo jak nie gadają, to nas nie ma. Smutne musi być życie pod taką presją, z telewizorem zamiast lustra i tabloidami czytanymi nerwowo do poduszki. Tak się kręci medialne lody, a potem my, wszyscy, na ich widok, mamy gigantyczną zgagę.