Cydry, podobnie jak piwa, różną się wyglądem w zależności od smaku.
Cydry, podobnie jak piwa, różną się wyglądem w zależności od smaku. fot. Maciej Stanik
Reklama.
Powrót do picia cydru jest w pewnym sensie powrotem do naszych korzeni, nawet jeśli na kolejne rodzime manufaktury będziemy jeszcze musieli chwilę poczekać. Cydr był znany u nas już od średniowiecza pod swojską nazwą jabłecznik. Początkowo był napojem biedoty, potem zaczął być kojarzony w pierwszej kolejności z przejmowaniem zachodnich zwyczajów, potępianym szczególnie przez Sarmatów. U Jana Andrzeja Morsztyna można znaleźć wersy takie jak „piłeś jabłecznik przykry i grusznic, ma Normand na miejsce macice (wina - przyp.red.)” odnoszące się do haniebnego zdaniem poety-szlachcica obyczaju. Z czasem mimo patriotycznych wątpliwości cydr zadomowił się na polskich dworach, gdzie był chętnie pity zwłaszcza przez kobiety, którym nie umiłowanie napojów wysokoprocentowych po prostu nie przystawało.
Dzisiaj nie mamy już szczęśliwie społeczeństwa stanowego, a i gimnastykowanie przyzwyczajeń naszych kubków smakowych jest w dobrym tonie, nie ma więc już poważniejszych przeciwwskazań, żeby w ciepły wieczór wyposażyć się w butelkę jabłkowej ambrozji.
logo
Łukasz Cybula, manager warszawskiej sieci pubów PiwPaw fot. Maciej Stanik
Rynek cydru w Polsce sukcesywnie rośnie, w miarę jak zmienia się nasza kultura picia. Rzadziej sięgamy po alkohole wysokoprocentowe i chętniej eksperymentujemy ze smakami, co sprzyja cydrom. Drogę to naszych serc torowała im bez wątpienia moda na piwa rzemieślnicze. Dzięki niej metodą prób i błędów nauczyliśmy się, że piwo nie musi być śmierdzącym napitkiem z kija, który smakuje z konieczności ubogim studentom i ze względu na okoliczności podpitym uczestnikom pikniku country w Mrągowie.
Polska jabłkiem stoi
Dekadę temu o cydrze pod naszą szerokością geograficzną słyszeli tylko nieliczni. Przeważnie ci, którzy wracali z pracy ze Zjednoczonego (jeszcze wówczas) Królestwa. Nasza synergia z Wyspiarzami to nie tylko rynek pracy, ale także jabłka. Polska jest ich największym producentem w Europie (średnio 2,5 miliona ton rocznie). Z kolei Anglicy i Irlandczycy przodują w wyrobie jabłkowego trunku, rozlewając go aż 600 milionów litrów w skali roku. Najlepszą reklamą dla złotego trunku jest jednak książę William, który podkreślał w jednym z wywiadów, że ludzie biorą go za amatora piwa i pytają o ulubiony browar, a on pija głównie cydr.
logo
Od lewej: gruszkowy cydr Fizz, agrestowy cydr Słowiański, cydr Westons, malinowy cydr Słowiański fot. Maciej Stanik
Cydr wielkiego sezonu
Łukasz Cybula, manager Piw-Paw, sieci warszawskich piwiarni typu multi-tap (wiele rodzajów piw, przede wszystkim rzemieślniczych i regionalnych, nalewanych bezpośrednio z beczek) wskazuje na sezonowe zainteresowanie cydrami wśród klientów. Trudno się zresztą dziwić, cydry mocno orzeźwiają i są idealne jak żaden inny alkohol do lunchu. Choćby dlatego, że nie nadają spożywającemu zapachu gorzelni, jak większość napojów zawierających alkohol. Cydr w swoim pierwotnym wydaniu także były napojem sezonowym, jednak nie ze względu na nasz pociąg do niego podczas upałów. Pierwotnie cydry wytwarzało się po zbiorze jabłek, czasem już trochę odleżałych, a piło wiosną. Obecnie dzięki kontroli temperatury i stabilizatorom chemicznym proces można przyspieszyć czy rozciągnąć w czasie, a sam napój utrwalić na znacznie dłużej niż kilka miesięcy. Cydr najpewniej powstał tak jak większość owocowych alkoholi z przypadku, a konkretniej z mętnych soków jabłkowych trzymanych w niekontrolowanych temperaturach.
logo
Warszawski pub PiwPaw oferuje wybór kilkudziesięciu piw i cydrów rzemieślniczych fot. Maciej Stanik
logo
Pomysł na pub chwycił, oprócz lokalu na ulicy Foksal, PiwPaw znajdziemy także na ulicy Parkingowej i na Mazowieckiej. Każdego piwa można tu spróbować przed zakupem w małym kieliszku. fot. Maciej Stanik

Cydr i Radler dwa bratanki?

Cydr w Polsce jeśli nie kojarzy się z drzewem (mimo jego rosnącej popularności wielu ankietowanych nie łączy słowa cydr z napojem z jabłek, a z...cedrem), jest utożsamiany błędnie z piwem smakowym. Za cydr uchodzi np. należące do Carlsberga Somersby, czyli połączenie 45% piwa z napojem jabłkowym. Tymczasem prawdziwy cydr powstaje tylko i wyłącznie z jabłek, a konkretnie tak zwanego moszczu, czyli mętnego soku. Przygotowanie napoju w tradycyjny sposób nie wymaga nawet cukru czy specjalnych drożdży, ponieważ wszystko, co niezbędne zawierają same owoce. Smaki popularnych cydrów dostępnych w sklepach są efektem masowego gustu konsumenckiego, trudno się więc dziwić, że w smaku przeważnie bliżej im do szampana dla dzieci niż do wytrawnych cydrów popularnych np. na północy Francji, czy w Wielkiej Brytanii.
W Polsce liderem rynku pozostaje nieprzerwanie Cydr Lubelski, jednak prawdziwi wyznawcy napojów z gatunku podchodzą do niego niechętnie, wspominając z przekąsem słowa prezesa Ambra S.A., o ambicjach firmy, aby Cydr Lubelski stał się wzorem dla polskich cydrowników. Co by nie mówić o cydrze z Lublina, trzeba przyznać mu, że jego kampanie reklamowe są bezbłędne, podobnie jak minimalistyczny, a przy tym trafiający w powszechne gusta projekt opakowania. Nie do pogardzenia jest też przypominający zapachy lata w dzieciństwie cydr antonówkowy.
Najpopularniejszym w Europie cydrem jest dostępny w Polsce od dwóch lat brytyjski Strong Bow, z kupionej jakiś czas temu przez Heinekena fabryki Bulmers (gratką dla patriotów będzie fakt, że firma od lat korzysta z polskich jabłek). Gold Apple to cydr słodki, bardzo oranżadowy, mocno gazowany, choć z wyczuwalną kwaskową nutą. W Polsce dostaniemy również bliźniaczy cydr Strong Bow Red Berries o smaku syntetycznej truskawki. Cydry brytyjskiego potentata zostały na polski rynek wprowadzone w zeszłym roku przez grupę Żywiec, upatrującą żyły złota w 9 milionach dorosłych Polaków, którzy z różnych powodów nie piją piwa. Obok Cydru Lubelskiego i Strong Bow mocnym graczem jest też Green Mill produkowany przez Kompanię Piwowarską. Jeśli te popularne cydry przypadły wam do gustu, być może miłość do sfermentowanych jabłek macie we krwi i warto rozszerzyć spektrum poszukiwań o marki alternatywne, których napoje są nie tylko smaczniejsze, ale po prostu zdrowsze.
logo
Cydry dostępne w jednym z popularnych hipermarketów. W środku dominujący rynek polski Cydr Lubelski i brytyjski Strong Bow. Drugi od lewej gruszkowy brat cydru, czyli Perry. fot. Maciej Stanik
Jabłecznik alternatywnie
Choć na sklepowych półkach często można spotkać cydry malinowe czy porzeczkowe, wszystkie robione są z jabłek, a ich smak jest wynikiem dodatku soku czy ekstraktu z innego owocu. Smakosze tego alkoholu wyjątkowo cenią sobie delikatne bąbelki, zarezerwowane najczęściej dla dłużej fermentowanych napojów (wzrasta wówczas ich procentowość, ale dzięki temu dwutlenek węgla jest w nich wytwarzany naturalnie). W warszawskim pubie PiwPaw dużym powodzeniem cieszy się Cydr Słowiański, dostępny z dodatkiem soku z agrestu albo soku z malin. Zawiera nie tylko sto procent owoców z małopolskich upraw ekologicznych, ale też niewyczuwalne 8,4% alkoholu, które wypełniają do granic możliwości gatunkowe reguły, przyjmujące za górną granicę zawartości procentów w cydrze 8,5 (dolna granica to 1,2%). Innym znakomitym cydrem jest litewski Fizz o gruszkowym smaku, przypominający odrobinę zarówno wyglądem, jak i smakiem delikatnego szampana.
Siostrami cydrów są napoje zwane perry (zapomniana polska nazwa to gruszecznik), wytwarzane, jak sama nazwa wskazuje, z gruszek. Popularnym napojem tego rodzaju jest aromatyczny Perry Miłosławski. Jego smak jest delikatnie słodkawy, bez typowego dla niektórych cydrów kwaśnego posmaku. Smakoszom wytrawnych napojów i miłośnikom mocnego orzeźwienia w towarzystwie niewielu procentów przypadnie do gustu cydr półwytrawny, również z Browaru Fortuna. Cydr Miłosławski jest bodajże najciekawszą polską marką popularną robiącą napoje z gatunku i to właśnie od niego warto zacząć przygodę z cydrami, jeśli jeszcze ich nie próbowaliśmy. Koszt ich przystępnego smakowo cydru półsłodkiego to około 5 zł za pół litra.
logo
Litewski cydr gruszkowy Fizz, o delikatnym, zbliżonym do szampana posmaku, przyjemnym świeżym aromacie i drobnych bąbelkach. fot. Maciej Stanik
logo
Ściany warszawskiej knajpy PiwPaw wyklejone są kapslami po piwie, jednak w kilku miejscach kapsli wciążjeszcze brakuje. Jeśli przyniesiecie barmance ich torebkę, możecie liczyć na darmowe piwo lub cydr. fot. Maciej Stanik
Założyciele polskiej marki Dzik produkującej cydr, a od niedawna również perry chcą, jak sami przyznają, być flagowym jabłecznikiem najfajniejszych miejscówek w polskich miastach. Kamil Mazurek i Paweł Jurga zaczynali dystrybucję w od dwóch knajp w Warszawie – nieistniejących już Koszyków i kultowej kawiarni Pardon To Tu. Dziś ich cydr, o delikatnym ciasteczkowym aromacie, można dostać w ponad stu lokalach w całej Polsce, a od niedawna także zabutelkowany w sklepach z wyselekcjonowanymi alkoholami. Pysznym, lokalnym, a przy tym całkowicie naturalnym cydrem jest powstały zaledwie przed pięciu laty Cydr Ignaców. Właściciele nie używają sztucznych barwników i aromatów. Produkcja napoju jest tradycyjnie sezonowa. Cydr Ignaców dojrzewa zimą i wiosną, tak, żeby sprostać pragnieniom (i pragnieniu) rosnącej rzeszy jego fanów wczesnym latem. To prawdziwa alternatywa wśród jabłkowych napojów alkoholowych robionych w Polsce, produkowana w największym zagłębiu sadów w Polsce, jakim jest powiat grójecki.
Wakacje sprzyjają smakowym eksperymentom nie tylko w dziedzinie obiadów. Kiedy temperatura rośnie nie potrzebujemy już energii ze sztuki mięsa w gęstym sosie, a i przychylniejszym okiem patrzymy na trunki wychodzące poza diadę grzane wino, grzane piwo. Za cydrami, zwłaszcza tymi rzemieślniczymi, przemawia nie tylko ich naturalność i lokalność, ale przede wszystkim delikatny smak, który orzeźwia i zachwyci wszystkich, którzy nie lubią czuć, że piją alkohol. Ten niskoprocentowy można popijać z lodem nawet cały dzień i nie skończyć z bólem głowy, który bywa częstym efektem połączenia wino + promienie słoneczne.

Napisz do autorki: helena.lygas@natemat.pl