Stało się. Lada miesiąc na polskie drogi wyjadą nowiutkie S90-tki i V90-tki. To najważniejsza premiera szwedzkiego producenta w tym roku. Oba modele są kontynuacją wyjątkowo udanego debiutu XC90, który rozpoczął nową epokę w historii firmy. A my możemy ją wam nieco przybliżyć, bo przedpremierowo mieliśmy okazję się już przejechać jednym z aut.
Na Volvo S90 i V90 miałem okazję popatrzeć już dwukrotnie. Pierwszy raz podczas polskiej premiery, gdzie modele pokazano zaledwie w kilka dni po oficjalnej prezentacji. Drugi raz w Poznaniu na targach MotorShow. Za pierwszym razem uwaga była skupiona tylko na nich, w końcu były gwoździem programu. Za drugim musiały walczyć o uwagę z gigantyczną konkurencją, ale nie będzie przesady, jeśli powiem, że budziły jedno z większych zainteresowań.
Teraz w końcu nadarzyła się okazja, by nie tylko patrzeć, ale i się przejechać. Z tymi modelami mam tylko właściwie jeden problem, choć słowo problem trzeba tu wziąć w cudzysłów. To bardzo udana kontynuacja tego, do czego przyzwyczaiło nas XC90. Przy tamtej premierze szczęka opadła na ziemię i chwilę zajęło zanim dało się ją pozbierać. To była gigantyczna zmiana, nad którą pracowano przez lata, i która pochłonęła miliardy dolarów. Okazała się udana, więc przełożono ją na kolejne modele, które także wyglądają zjawiskowo (zwłaszcza przód, grill, reflektory z młotem Thora), ale z tyłu głowy kiełkuje myśl, że przecież już gdzieś to widzieliśmy. Nie zmienia to jednak faktu, że te modele są po prostu cholernie eleganckie, komfortowe i świetnie wykończone.
Gdy na polskiej prezentacji S90 wyświetlono slajd tylko z częścią nagród, które zebrał starszy i większy brat XC90, byłem pod wielkim wrażeniem. Nie tylko, ile ich jest i z ilu krajów, ale w jak wielu kategoriach można je zdobywać. Nadzieje pokładane w kolejnych modelach wcale nie są mniejsze.
Chwilę potem pokazano jednak misję i spot, którym zupełnie szczerze zostałem kupiony. A rozmawiając z innymi dziennikarzami, chyba nie tylko ja. To o tyle ciekawe, że ja jako kierowca raczej nie jestem typowym klientem Volvo. Nie ten wiek, nie te oczekiwania. Okazuje się, że mimo to możemy spotkać się gdzieś po środku.
Volvo przyznaje wprost, że wie, iż masa marek tworzy samochody sportowe. Takie, które zamiast na ulice, równie dobrze nadają się na tor wyścigowy. Zdaje sobie sprawę, że wśród kierowców to one mogą budzić większe emocje. A mimo to świadomie postanawia zrobić coś innego. Stworzyć samochód normalny, do komfortowej i bezpiecznej jazdy na co dzień. Do stania w korkach, do wyjazdu na wakacje czy większych zakupów. I po raz kolejny powtarza swój jakże odważny claim: Sprawić, by do 2020 roku liczba ofiar śmiertelnych w nowych samochodach Volvo spadła do 0.
Odważne i robiące wrażenie. W końcu lata temu to Volvo bezpłatnie udostępniło wszystkim innym producentom projekty trzypunktowych pasów bezpieczeństwa. W imię swoich zasad.
Bezpieczeństwo to generalnie słowo, które w przypadku Volvo można odmieniać przez wszystkie przypadki. Gdyby spytać przeciętnego kierowcę o markę, która kojarzy im się z bezpieczeństwem, nie mam wątpliwości, że Volvo byłoby w czołówce. I patrząc na systemy i technologie, które dbają o pasażerów w nowej serii 90-tek, naprawdę można poczuć się bezpiecznie. Sporo z nich jest dostępnych już w wersjach bazowych, bez konieczności dokupowania dodatkowych pakietów. I zupełnie szczerze, jeśli już - nie daj Boże się rozbijać - to tylko w Volvo. Siedząc za kierownicą naprawdę można poczuć się bezpiecznie.
Przede wszystkim dlatego, że gdy coś się stanie, system Volvo On Call pozwoli nas zlokalizować z niezwykła precyzją, a z głośników usłyszymy głos dyspozytora, który szybko postara ustalić się, co się stało. Jeśli poduszki powietrzne wybuchną, a nikt się nie odezwie, w miejsce wypadku zostaną wysłane odpowiednie służby. Podobno w Polsce było już kilka takich sytuacji.
Volvo flirtuje także z wizją aut przyszłości. Za hasłem City Safety kryje się seria systemów wspierających kierowcę. Nowe S90 wykrywa poruszających się po drodze pieszych, rowerzystów oraz duże zwierzęta. Ten ostatni system szczególnie przyda się w Szwecji czy krajach skandynawskich, ale można wyobrazić sobie, że w Polsce także. W razie niebezpieczeństwa, system ostrzega kierowcę o możliwości zderzenia i jeśli wymaga tego sytuacja, sam zahamuje.
Ciekawym przeżyciem za każdym razem jest interwencja systemu pozwalającego uniknąć zjechania z drogi. Testowaliśmy go już w XC90, tutaj również sprawdza się nad wyraz dobrze. Ten rodzaj testu jest ciekawy, bo można się przy nim sporo napocić. W końcu musimy puścić kierownicę, a nawet sprowokować auto do zjechania z ustalonego toru jazdy. Zapewniam, że to średnio komfortowe uczucie, no bo jak to? Pozwolić autu samemu kierować? Ale działa! System wykrywa drogę i patrząc na kierownicę wyraźnie widzimy, że kontruje tak, by jechać prosto, jak po sznurku.
Nie można robić tego jednak w nieskończoność, bo co jakiś czas przypomina się i każe przejąć kontrolę nad kierownicą. Jeśli będzie musiał interweniować zbyt często, zaproponuje kierowcy przerwę na kawę.
Jeszcze ciekawiej jest, gdy odpalimy Pilot Assist, czyli kolejny innowacyjno-bezpieczny mix od Volvo. To zaawansowany aktywny tempomat, który nie tylko utrzymuje nas na pasie, ale automatycznie prowadzi auto z ustaloną prędkością i odległością od pojazdu przed nami. Całość jest prosta w obsłudze i ogranicza się właściwie do kilku kliknięć na kierownicy. Do tej pory przydawał się raczej tylko do jazdy w korkach, teraz działa nawet do 130 km/h, więc także przy prędkościach autostradowych.
Wyobrażacie sobie sytuację, w której jedziecie autostradą, ale nie dotykacie ani pedałów, ani kierownicy? Ja też nie, a jednak miałem okazję to zrobić. Oczywiście kierowca nie może pozwolić sobie na całkowity relaks i ciągle musi nadzorować drogę i auto, bo np. gdy nagle zapaliło się czerwone światło, samochód był gotowy jechać dalej za poprzedzającym go pojazdem. Sam samochód trzyma się także cały czas środka pasa, a czasami sytuacja wymaga tego, by lekko samemu go skontrować. Niemniej, to ciekawe przeżycie, którego na pewno warto doświadczyć. Chociażby dlatego, żeby przekonać się, czy naprawdę chcielibyśmy mieć w pełni autonomiczne samochody. Gwarantuję, że poczujecie się nieswojo. Okazja będzie już niedługo, bo Volvo S90 i V90 pojawi się w polskich salonach już na jesieni.