Nastoletni Michał Domek głową jest jeszcze w piaskownicy, ale ciało kieruje go już gdzie indziej - do świata seksu, gdzie wszystko wzbudza jednoznaczne skojarzenia. To postać, którą stworzył Kuba Czekaj, 32-letni reżyser z Wrocławia.
Nastoletni Michał Domek głową jest jeszcze w piaskownicy, ale ciało kieruje go już gdzie indziej - do świata seksu, gdzie wszystko wzbudza jednoznaczne skojarzenia. To postać, którą stworzył Kuba Czekaj, 32-letni reżyser z Wrocławia. Fot. Łukasz Bąk
Reklama.

"Baby Bump" zaczyna się mocno. Chłopiec, Michał aka Mickey House, leży z matką w łóżku, gapi się na jej piersi, wzrok wędruje w dół jej ciała. Potem mamy wzwody, spermę i całą masę aluzji.
Aluzje. To są wyłącznie aluzje i niedomówienia. I co ty z tym zrobisz, to twoja sprawa. Wiele zależy co w głowie widza siedzi, co pobudza jego myśli, z jakimi myślami rozsiadł się w fotelu. I teraz w ogniu krzyżowym własnych doświadczeń, kilku ostatnich godzin z życia, i tego, co jest właśnie serwowane na ekranie pojawia się opinia. Opinia różna, opinia taka na przykład: „Baby Bump” jest filmem kontrowersyjnym, filmem obrazoburczym.
Bo trochę jest, przynajmniej na początku.
W pierwszych 15-20 minutach budujemy język naszej gawędy. Rozkładamy instrukcję obsługi wykreowanego świata. Przyjmujesz ją, korzystasz, składasz elementy, albo wyrzucasz do kosza i wychodzisz z kina. Tak bywa czasami, jeżeli stwarzasz autonomiczny sposób opowiadania.
Tak się przebijasz w polskim kinie?
Nigdy nie myślałem o „przebijaniu” się w polskim kinie. Nigdy nie myślałem, że ''jak na polski film'' „Baby Bump” będzie „innym”, „niepolskim filmem”. Co to znaczy „jak na polski film”? Nie zebraliśmy się przy pękatych butelkach prosecco z Aperolem i nie słuchaliśmy szumu Adriatyku, zastanawiając się, co by tu zrobić, żeby o naszym filmie się mówiło albo co tu zrobić, żeby nasz film był „niepolski”.
Więc?

Nie toleruję takich stwierdzeń. „Baby Bump” jest filmem polskim, zrobionym przez polskich twórców i sfinansowanym z niepolskich pieniędzy, ale z najczystszej potrzeby i chęci zobrazowania katastrofy czasu wzrastania.
Katastrofie winny jest może brak edukacji.
Nie miałem wychowania seksualnego w podstawówce. Były jakieś próby pod koniec liceum, zajęcia prowadziła katechetka. Bardzo fajna babka, ale trudno tłumaczyć „to” ludziom, którym wszystko kojarzy się ze „tym”. W odpowiedzi słyszała salwy głupich śmiechów.
I temat jest obrzydzany.
Nie wiadomo jak o „tym” rozmawiać. Opowiadać o jamochłonach, czy o małych ciasteczkach z dziurką? Przygotowując się do prób z Kacprem [Olszewskim - red.] długo zastanawiałem się jak zacząć „debatę” o cielesności. Zastanawiałem się, jak mówić o „tym”, by nie było to prostackie czy wulgarne, a z drugiej strony na siłę koleżeńskie. Nawet starszym z trudem przychodzi mówienie o intymności.
Jak się do tego zabrałeś?
Tu chodziło o rozmowę z młodym człowiekiem, który albo zaczyna podobne rzeczy przeżywać, albo jeszcze ma to przed sobą. Wydaje mi się, że cała ta dwuznaczność, o której dialogujemy, towarzyszy tylko nam, dorosłym, którzy mają podobne sytuacje już dawno za sobą. Mamy też całe spektrum kontekstów i skojarzeń, których nie ma w młodym człowieku. Kacper patrzył na to o wiele prościej, ale rozumiał specyfikę scen.
Dzieci mają w ogóle większą otwartość, a rodzice chcą je niańczyć.
Uchronić. Rodzice, mając swoje doświadczenia, chcą by dzieci miały zwyczajnie lepiej, były lepsze od nich samych i prawda jest taka, że w większości będą. Dzieci często przerastają swoich rodziców.
logo
Mickey House (Kacper Olszewski) i Mamuśka (Agnieszka Podsiadlik), która próbuje udziecinniać dorastającego syna. Fot. Łukasz Bąk
Mamuśka Mickey'ego każe wyciskać sobie pryszcza z pupy, myć plecy, śpi z nim prawie nago.
Sprawy o których mówimy, były do niedawna niewinne, nie miały żadnej dwuznaczności – do czasu. Oto właśnie nastąpiła eksplozja hormonów i seks jak wirus atakuje bohatera z każdej strony. Seks z samych dużych liter. Seks jest w szkole, seks jest w domu, seks wylewa się z komputera. Wspólne spanie, przytulanie, głaskanie przestaje być nieskalane i bezwstydne. Wszystko jest już z dużych liter.
A ciało robi swoje.

Ciało dojrzewa, pęcznieje i reaguje mechanicznie, a makówka siedzi jeszcze w piaskownicy lub biega gdzieś w indiańskim pióropuszu z innymi czerepami z piaskownicy.
Indianie odchodzą, są wulgaryzmy. Tak chciałeś oddać ten moment życia - kurwami?
Wystarczy tylko posłuchać, przejść się „zakurwioną” ulicą, czy „schujałym” placem zabaw. Igram sobie zatem bezwstydnie słowem i treścią. Czerpię garściami z dzieciaków, z chodnika i piachu, parafrazuję, bawię się słowem brzydkim jak trzeba.
Dzieciaki też.
Kiedy mieliśmy rozmowę z publicznością w Krakowie na Off Camerze, jedna z pań spytała, dlaczego tyle tych wulgaryzmów. Kacper wziął wtedy mikrofon i opowiedział: zapraszam do mnie do gimnazjum.
Czyli „Baby Bump” nie zszokuje jego rówieśników.
Zastanawiam nad inną rzeczą. Mając naście lat oglądasz film, w którym jedna ze scen mówi, że rosną ci cycki, a cycki chłopakom - może nie aż takie - ale też rosną. A ty jesteś przewrażliwiony, skupiony na sobie, „spontaniczny i w emocjach” i masz oglądać film, poniekąd w pośredni sposób dotykający twojego życia i tego, co się z tobą dzieje. Czy jesteś na to gotowy?
Ale to nie jest film edukacyjny.
Największe emocje budzi u facetów, przypominających sobie okres pokwitania, albo u młodych matek imaginujących przyszłe bądź obecne dorastanie ich synów - taka mała statystyka po wielu rozmowach z publicznością. To najliczniejsza grupa.

Czyli?
Grupa o silnym głosie, otwarcie mówiąca o swoich problemach, czasami głosie zadrżanym, czasami pełnym wzruszenia. Pamiętam jak w Berlinie jedna z kobiet ze łzami w oczach powiedziała, że nigdy więcej nie otworzy szuflady swojego syna.
logo
Michał aka Mickey House mierzy się z dorastaniem. Fot. Łukasz Bąk
Hasło promocyjne mówi, że dorastanie nie jest dla dzieci.
Mówi się też, że ten film obraża i obrzydza. Tymczasem w pachnących gorącym mlekiem dzieciach rodzą się potwory wionące jadem. Można się nie zgodzić. Można powiedzieć, że to nie dla nich – dzieci są słodkie i tylko lukier z siebie wydalają.
No nie tylko.
To nie jest tak, że malcy będą się wiecznie i apetycznie prezentować na ladzie cukierni do czasu aż ktoś odgórnie przebranżowi cukiernię w monopolowy i wskaże kiedy deser zamieni się w zakąskę do wódki. Rozprawki o dorastaniu przeważnie rozważają pierwsze miłości, pierwsze odrzucenia, pierwsze problemy w szkole. A my – chuliganie, dajemy pstryczka, a raczej w nos z pięści wobec niewinnego i nostalgicznego postrzegania dojrzewania.
Powiedz, pamiętasz ten etap?
Nie pamiętam dzieciństwa. Wydaje mi się, że te momenty ulegają zniszczeniu, albo zamazaniu. Miałem w domu album, dokumentował takie chwile, które – jak mówią starzy ludzie – pamiętasz jak przestajesz rosnąć, a zaczynasz się kurczyć i lat nie wiele masz przed sobą. Nie wiem na ile to prawda. Mam wrażenie, że moje dzieciństwo jest jak z tego albumu.
Co masz na myśli?
To są wspomnienia, które ktoś sfotografował, a ja je sobie przywłaszczyłem, uznałem za moje i na ich postawie nakręciłem wyobraźnią parę scenek. Zdjęcia zaczynają się ruszać i puszczam sobie te filmy od czasu do czasu. Ale czyje są to wspomnienia? Mam wrażenie, że jednak nie moje. Mam jednak nadzieję, że je odzyskam, kiedy zacznę się kurczyć.
A może w głowie jest więcej przewinień niż tych dobrych, fotografowanych rzeczy.
Albo pamiętamy te dobre, bo te złe blakną – już takie złe się nie wydają. Rozcieńczają się, jakbyśmy do esencji z herbaty dolewali cały czas wodę.
Z tym dorastaniem każdy jest sam, jak ze śmiercią. Dopóki tego nie doświadczysz, to nie wiesz, co to. Mickey ma zbitki informacji.
Tak, jakieś nieprawdziwe i kłamliwe skrawki.
logo
Kuba Czekaj stworzył film o dorastaniu bez znieczulenia. Fot. Łukasz Bąk
Dziś nastolatki mają łatwiejszy dostęp do wszystkiego, co się z „tym” wiąże.
Nie mów, że też jesteś sprzed ery internetu.
Trochę tak, rocznik 89.
Ja 84 – to niedaleko. Pamiętam, że internet nie był tak popularny. Pierwszy komputer stał w pokoju u moich rodziców.
A komórka? Teraz jest niemal przylutowana do ręki.
Wszystko podaje się na talerzu. Ciało i seks również. I to wcale nie w jakiejś spelunie, tylko w eleganckiej restauracji. I my wszyscy ulegamy pornografizacji. Konsumujemy ją. Porno jest wokół nas. A kiedyś porno spod lady było i szeleściło pobłyskującym papierem. Chciałbym teraz zobaczyć dwóch wyrostków kupujących w kiosku „Cats”. Czy takie gazety jeszcze istnieją?
logo
Główny bohater "Baby Bump" - Mickey House. Fot. Łukasz Bąk
Chyba nie. Nastolatki odpalają RedTube’a.
Czy pornografia oddaje pierwsze zbliżenie, prawdziwy seks?
Rodzice z tobą o nim rozmawiali?
Próbowali, tylko, że ja już „wszystko” wtedy wiedziałem. Myślę, że w kontekście rozmów nic się nie zmienia. To trudne, pomijając relację rodzic – dziecko, rozmawiać ze swoją dziewczyną, swoim chłopakiem o seksualności. To nie jest tak, że mamy 2016 rok i wszyscy mówimy na ten temat otwarcie. No nie mówimy.
Może „Baby Bump” będzie twoim wkładem.
Nie sądzę, że nagle pomoże wszystkim mówić o seksie, dorastaniu, polucjach i wzwodach (śmiech).
Jeszcze długo nie.
Pytanie, czy to jest potrzebne. Może to kwestia odwagi, a co za nią idzie szczerości i braku strachu przed oceną? Skoro udało mi się z Kacprem o „tym” trochę porozmawiać, znaleźć jakąś platformę i odpowiedni język, to jest chyba jakaś nadzieja.

Napisz do autorki: karolina.blaszkiewicz@natemat.pl