
Kiedy Prawo i Sprawiedliwość dochodziło do władzy, wydawało się logiczne, że przypadająca w 2016 roku 73. rocznica apogeum rzezi wołyńskiej zostanie (wreszcie) odpowiednio, na szczeblu państwowym, upamiętniona. Sam PiS nosił się z zamiarem ustanowienia 11 lipca – tzw. krwawej niedzieli na Wołyniu – Dniem Pamięci Ofiar Męczeństwa Kresowian. Czyżby teraz pamięć o ofiarach przesłaniała mu bieżąca polityka?
My uważamy, że z punktu widzenia długofalowej polityki i racji stanu ten symboliczny dzień męczeństwa nie powinien być wyznaczany na 11 lipca, bo to był mord ludobójczy, jeden z najbardziej tragicznych epizodów dotyczących męczeństwa Polaków na Wschodzie. Ale by go nie było, gdyby nam państwa nie rozebrali hitlerowscy Niemcy i Sowieci. (...) Powszechnie znana, niszcząca państwo polskie, która doprowadziła też do tego, że możliwy był mord na Wołyniu. Uważamy, że główny nacisk, jeśli chodzi o to, kto jest winny, jeśli chodzi o męczeństwo Polaków na Wschodzie, powinien być skierowany na Sowietów. A przyczynkiem do tego, co zrobili, jest straszliwy mord nacjonalistyczny, ukraiński, ludobójczy na Wołyniu. Dlatego ten dzień męczeństwa powinien palcem wskazywać głównego winowajcę, jakim było państwo sowieckie.
Napisz do autora: waldemar.kowalski@natemat.pl
