Takiego apelu ze strony policji nikt się nie spodziewał. Jeden z funkcjonariuszy poprosił kierowców, aby… jeździli szybciej. Odcinkowy Pomiar Prędkości tak przestraszył zmotoryzowanych, że profilaktycznie zmienili się w czterokołowe żółwie. Sprawdziliśmy, jakie konsekwencje poniosą zbyt wolni kierowcy i jak radary rejestrują prędkość.
Młodszy brat niesławnych fotoradarów, czyli Odcinkowy Pomiar Prędkości, miał poprawić bezpieczeństwo na drogach i zniechęcić spragnionych adrenaliny kierowców do szalonej jazdy. Najwyraźniej w ostrożności niektórzy kierowcy popadli w przesadę.
Na antenie TVN24 Marek Konkolewski z KGP zaapelował… o dodanie gazu. Czyżby drogi stały się tak bezpieczne, że policja zatęskniła za piratami drogowymi? Zapytaliśmy o opinię ekspertów.
Znak kontroli nie oznacza 50 na godzinę
Jeżeli ktoś odebrał uwagę policji jako przyzwolenie na nieskrępowane szarżowanie po ulicy - zła wiadomość. To apel do tych osób, które zakodowały sobie, że znak D51 oznacza fotoradar na obszarze zabudowanym i automatycznie zmniejszają prędkość do 50 na godzinę, chociaż OPP znajdują się na różnych trasach.
– To nie jest apel o szybką jazdę, tylko o jazdę rozsądną. Ludzie widząc ograniczenie do 70 km/h ze strachu zwalniają do 50 km/h. To nauka z dawnych lat. Jeżdżą przyzwoicie, kiedy wiedzą, że są obserwowani, a szarżują kiedy nikt nie widzi – ocenia Włodzimierz Zientarski, dziennikarz motoryzacyjny i prezes stowarzyszenia Kierowca.pl.
Zientarski dodaje, że idea stojąca za odcinkowym pomiarem prędkości była inna.
– Miał to być hak na piratów. Nie reagujmy więc na niebieską tablicę jak pies Pawłowa. Powinniśmy pamiętać, że jeździć należy bezpiecznie, nie dlatego, że wymaga tego prawo, tylko po to, by nie zrobić nikomu krzywdy – mówi.
Wolniej nie znaczy bezpieczniej
Kierowcy podkreślają, że wolniej nie zawsze oznacza bezpieczniej, a gwałtowne hamowanie ze strony kierowcy, który przerażony kontrolą nagle dociska hamulec, to prosta droga do wypadku.
– Korki powodowane przez zbyt wolną jazdę rzeczywiście są problemem. Wystarczy jeden kierowca, który na widok znaku ulegnie emocjom i wciśnie hamulec, żeby spowodować wypadek, lub w najlepszym wypadku niepotrzebny korek – przekonuje Andrzej Łukasik, prezes Polskiego Towarzystwa Kierowców.
Łukasz Majchrzak z Centrum Automatycznego Nadzoru nad Ruchem Drogowym GITD nie chce komentować apelu policji, ale przyznaje, że docierały do niego sygnały, że kierowcy zbytnio ograniczają prędkość
– Większym problemem są osoby jadące 90 km/h na odcinku, gdzie dozwolone jest 50 km/h niż odwrotnie – podkreśla. Dodaje jednak, że nikt nie będzie nikogo ścigać za minimalne przekroczenie prędkości.
– Urządzenia rejestrują prędkość z limitem błędu do 10 km/h. Za przypadkowe przekroczenie prędkości o 3 kilometry nikt nie poniesie odpowiedzialności – zapewnia.
Mandat za wolną jazdę
Warto pamiętać, że zbyt wolna jazda również ciągnie za sobą konsekwencje. Za utrudnianie ruchu pożegnać możemy się z kwotą od 50 do 200 zł. Dodatkowo, za hamowanie w sposób zagrażający bezpieczeństwu ruchu zapłacić można od 100 do 300 zł.
Krótko mówiąc, Odcinkowy Pomiar Prędkości służy do łapania piratów, nie znęcania się nad kierowcami jadącymi zgodnie z przepisami. Apel policji nie był zachęta dla osób szukających adrenaliny, tylko uwagą, by nie tamować bez potrzeby ruch. Nie można odbierać go jako taryfę ulgową dla wariatów za kierownicą. Najlepiej o tym świadczy statystyka: w pierwszym kwartale OPP wykryły 11 tysięcy naruszeń przepisów.