Matka nie spała po nocach. Ojciec dręczył się: "to na pewno moja wina". A ich syn - dobry chłopak, były uczeń katolickiego liceum - przyjął imię Abdullah i pojechał do Syrii zabijać niewiernych. Oto historia prawdopodobnie najmłodszego Polaka w szeregach Państwa Islamskiego.
OD AUTORA: Interpol ujawnił tożsamość opisanego przez nas Polaka. Wystawiono w jego sprawie tzw. czerwoną notę. TUTAJ więcej informacji.
O takich historiach zwykło się mówić, że nadają się na scenariusz filmu. I tak też pomyślałem, kiedy kilka miesięcy temu napisała do mnie znajoma z informacją: "słuchaj, jednemu z naprawdę mądrych chłopaków z mojej szkoły odbiło. Studiował, nagle rzucił wszystko i pojechał do Syrii". W załączniku był link do profilu Kamila (imię zmienione, dane do wiadomości redakcji) na Facebooku. I zdjęcia, m.in. opatrzone podpisami typu "u nas na wsi, kalifat" czy "rosyjskie bombardowania nie tak skuteczne". A dalej cytat: "Czy nie myślisz choć czasem o śmierci? Co się z Tobą stanie, co się z Tobą stanie... A Dzień Ostatni jest naprawdę bliski, o ludzie!".
Dziś już wiem, kim jest Kamil. To 23-letni chłopak z kilkutysięcznej wsi na południu Polski. Od trzech lat przebywa w Syrii, jest bojownikiem Państwa Islamskiego - pewnie jednym z kilku polskiej narodowości (WIĘCEJ), ale jedynym, którego losy udało się poznać tak dokładnie. Opowiedzieli mi je jego koledzy, nauczycielka i Przyjaciel (na jego życzenie i ze względów bezpieczeństwa tak będzie tu przedstawiany). Rodzina odmówiła rozmowy.
Od "katolika" do Allaha
- Kamil przyszedł do naszej szkoły po pierwszej klasie, z dwiema koleżankami z liceum katolickiego. Nie chodził na religię, tylko na prowadzone przeze mnie zajęcia z etyki. Dużo rozmawialiśmy, o różnych religiach - mówi Anna, nauczycielka i wychowawczyni z liceum. Wtedy chłopak był już muzułmaninem. Od jego Przyjaciela słyszę, że na zakończenie roku w "katoliku" dostał książkę o proroku Mahomecie. Zawsze był "poszukujący", odrzucał katolicyzm. Chwilę po zmianie szkoły przeszedł na islam. Przyjął imię Abdullah.
- Dokładnie opowiedział, jak to było. Pamiętam, że była to jesień. Przyszedł do mnie po lekcji i prosił o dyskrecję. Powiedział, że pojechał do Lublina do meczetu i wyznał wiarę w Allaha. I tylko tyle potrzeba, żeby zmienić wiarę - wspomina Anna.
W meczecie w Lublinie Kamila nie pamiętają. "To pomyłka, nie znam nikogo, kto przyjął islam w Lublinie i wyjechał do Syrii. Jestem od trzech lat dyrektorem Centrum w Lublinie i nikogo takiego nie spotkałem" - napisał mi w mailu Nidal Abu Tabaq. Pytanie, czy znajdzie się ktoś, kto pamięta, co było przedtem (bo Kamil od trzech lat jest w Syrii), pozostawił bez odpowiedzi.
Wychowawczyni miała bliski kontakt z chłopakiem. Tak bliski, że początkowo była jedną z niewielu osób, które wiedziały o jego nowej wierze. - Nie chciał, żeby ktokolwiek o tym wiedział. Szczególnie rodzice. Ale już w trzeciej klasie otwarcie mówił o swojej religii - stwierdza. - Miał zgodę dyrektora i klucz do podziemi, gdzie mógł się modlić. O tym też niewiele osób wiedziało - dodaje.
Potem wiedzieli już także koledzy z klasy. Jeden z nich opowiada, jak poważnie Kamil traktował zasady swojej religii. - Nie pił alkoholu. Dla dziewczyn był miły i uprzejmy, jak dla każdego, przy czym nie dotykał ich. Nawet nie podawał ręki na przywitanie.
Z tego powodu nie poszedł na studniówkę. Nauczycielka pokazuje zdjęcie. Bez niego. - Nawet na szkolnej tablicy nie ma jego zdjęcia. Bo mówił, że w islamie jest zakaz fotografowania ludzi - wyjaśnia.
Terroryzm? - Wręcz to on przekonywał, że muzułmanie to dobrzy ludzie i tak dalej, a tamci zamachowcy to nie są muzułmanie - zaznacza mój rozmówca.
Ale szkoła się skończyła i wszystko się zmieniło. Kamil poszedł na studia do Łodzi. Nieoficjalnie dowiedziałem się, że to tam trafił po raz pierwszy pod lupę Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego - niejako "przy okazji", bo miał kontakt z podejrzanymi przez ABW.
Chciał "mieszkać w muzułmańskim kraju"
Potem były studia w prywatnej szkole biznesu w Warszawie. I chyba plany nie wypaliły, bo w 2012 roku wyjechał do pracy do Norwegii. Przyjaciel mówi, że pracował w budowlance, przy remontach, potem był kurierem i kierowcą. Obracał się w wielokulturowym towarzystwie - Arabów, Kazachów, Turków... Codziennie był w meczecie. Nie ma pewności, ale najprawdopodobniej to tam właśnie się "zradykalizował".
Kamil usunął profil na Facebooku, zostawił jednak ciekawy ślad. W czerwcu 2013 roku ktoś "oznaczył się" z nim na siłowni w Oslo. "Ktoś" to profil wypełniony treściami związanymi z ISIS i propagandowymi hasłami.
- W sierpniu czy wrześniu 2013 roku Kamil zakomunikował rodzinie, że jedzie do Turcji. Bo chce "mieszkać w muzułmańskim kraju". Wzięli ze znajomymi furgonetkę i przejechali całą Europę. A potem okazało się, że jednak nie jest w Turcji, ale w Syrii. Na terytorium kalifatu - mówi Przyjaciel.
Można sobie wyobrazić, co przeżywała jego rodzina. Mimo to pozostawali w kontakcie, m.in. przez Skype'a. Chłopak wysyłał zdjęcia (głównie krajobrazów), opowiadał o swojej codzienności. Że ma gdzie spać, że założył rodzinę - ma żonę Syryjkę, a w lutym tego roku urodziło mu się dziecko. Mówił też, że przeszedł podstawowy kurs strzelecki z kałasznikowem. Potem kurs snajperski.
- Jeszcze rok temu kontaktowałam się z nim przez Facebook, jak właściwie z każdym moim uczniem. Nic szczególnego nie pisał. Wiedziałam, że był w Syrii, ale nie pytałam, co robi. Potem zobaczyłam na jego profilu ISIS i nie musiałam już o nic pytać - wspomina Anna, nauczycielka.
Przyjaciel mówi z kolei, że bliscy próbowali wypytywać Kamila o "rzeczy", które widzieli w telewizji. Kiedy ISIS zamordowało w Libii grupę chrześcijan, miał mówić, że "taka tu jest tradycja, takie zwyczaje". - Rozmawia się z nim jak z robotem. Totalnie wyprany mózg. Jest stracony - stwierdza.
O samej walce ponoć nie pisał. Raz tylko, że był na patrolu motocyklowym i został postrzelony. Nie mógł chodzić. Rodzina liczyła, że przestanie ganiać z kałasznikowem. Nie zginie. Ale wkrótce, miesiąc, dwa temu, kontakt się urwał. Po raz pierwszy na tak długo. - Gdyby zginął, ktoś z Syrii miał o tym poinformować. A jeśli nie oni, to ABW, które ma więcej informacji - zaznacza Przyjaciel.
Przekonuje mnie też, że rodzina, mimo że do niedawna miała kontakt z "Abdullahem", wcale nie jest dobrze poinformowana. Nie wie na przykład, gdzie dokładnie mieszka Kamil, a on sam w rozmowach nie zdradzał szczegółów, które mogłyby ujawnić lokalizację. Dlatego na temat syryjskiego etapu życia chłopaka niewiele da się powiedzieć.
Więcej wiadomo o tym, co zostawił za sobą... - Rodzina przez dwa lata przeżywała piekło. Ojciec jest gminnym radnym. To mała społeczność. Taka historia po prostu rujnuje reputację. Rodzice i rodzeństwo nie mają łatwego życia. I jeszcze służby specjalne na głowie - przekonuje mój rozmówca.
Służby przy pisaniu tego tekstu nie okazały się pomocne. Na kilka pytań o Kamila padła lakoniczna odpowiedź. "Każdy przypadek naruszenia przepisów prawa w sprawie będącej w zakresie naszych kompetencji, jest zawsze wnikliwie analizowany, a następnie podejmowane są wszelkie niezbędne czynności. Z uwagi na ograniczenia natury prawnej nie możemy jednak przekazywać do publicznej wiadomości szczegółów naszych działań" - napisała Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
Bo to dobry chłopak był
Może w tej historii najbardziej liczy się jednak coś innego, niż szczegóły. To, że postać Kamila to totalne zaprzeczenie funkcjonującego u nas wizerunku terrorysty, czy nawet zradykalizowanego 20-latka. Przez pryzmat medialnych historii widzimy albo dzikich wojowników ISIS z krajów arabskich, albo żyjących w europejskich gettach, będących często na bakier z prawem, outsiderów. Kamil nie jest żadnym z nich.
Dlaczego on? - to pytanie zadają sobie wszyscy, którzy go znali. Wzorowy uczeń, spokojny chłopak, bez radykalnych poglądów, na pewno nie awanturnik. Co go pchnęło do ISIS? Co spowodowało tak radykalną zmianę świadomości, że dziś mówią o nim, że jest "stracony"?
- Każdy, kto zmienia religię, staje się radykalnym wyznawcą. Islam może się podobać młodym, którzy zrazili się do katolicyzmu - próbuje wyjaśnić nauczycielka z liceum. - Nie wiem. Ale wiązałabym to raczej ze Skandynawią. Nie ukrywam, że to dla mnie trudny temat. Wiele razy się zastanawiałam, co mogło mieć wpływ na decyzje Kamila. Katolicka szkoła? Surowy ojciec? A może etyka ze mną? - dopowiada po chwili.
- Cholera, ja tego nie wiem. Z liceum pamiętam, jak mówił, że jego rodzina nie akceptuje tego wyznania - mówi Przyjaciel. - W sensie, że nie mówią mu, co ma robić, ale kiedy nie zdał prawa jazdy to mama mu powiedziała, że to Bóg daje mu znać, że się od niego odwrócił w ten sposób.
Odpowiedzi więc nie ma. Mógłby udzielić jej tylko Kamil. A niemal na pewno tego nie zrobi. W Polsce groziłoby mu więzienie (jak usłyszałem, co najmniej dwa lata - za posługiwanie się fałszywymi dokumentami i nielegalne posiadanie broni). Dezercja? Trzeba chcieć, a on woli zostać tam, w kalifacie, gdzie "dzień ostatni jest naprawdę bliski"...