Wkrótce rozpoczną się igrzyska olimpijskie w Brazylii. Od kilku tygodni do mediów przedostają się informacje, że wioska olimpijska w Rio de Janeiro, delikatnie rzecz ujmując, nie spełnia standardów. Sportowcy określają ją nawet slumsami, chcą się z niej wyprowadzić. Jakby tego było mało, okazuje się, że nie dość, że niekomfortowo, jest tam również niebezpiecznie.
Sportowcy z Australii sygnalizowali już, że nie wioska w Rio im nie odpowiada. Narzekali w mediach, że nie odpowiadają im warunki, w jakich muszą żyć. I o ile pojawiały się głosy, że przyzwyczajeni do luksusów sportowcy przesadzają, to ostatnich wydarzeń nie można zbagatelizować.
W piątek w piwnicy budynku, w którym mieszkali Australijczycy, wybuchł pożar. Wszyscy rezydenci zostali ewakuowani. Na szczęście szybko go ugaszono i kiedy wydawało się, że już nic gorszego nie może się wydarzyć, Australijczycy po powrocie do pokoi odkryli, że zostali okradzeni.
Sportowców nie było w budynku przez kilkanaście minut. Nieznani jeszcze sprawcy wynieśli z ich pokojów laptopa i odzież sportową. Australijczycy z pewnością żałują, że dali się przekonać organizatorom, którzy zapewniali, że naprawią cieknące rury, zapchane toalety i niebezpieczne przewody i nie podjęli decyzji o przeprowadzce do hotelu.
Jak pisaliśmy tydzień temu, wioska olimpijska, która przez najbliższe kilka tygodni będzie domem dla tysięcy sportowców, nie jest w pełni gotowa. Zawodnicy, którzy już przyjechali do Rio pokazują w sieci zdjęcia niedoróbek oraz zwykłego brudu. Australijski Komitet Olimpijski uznał nawet, że wioska nie nadaje się do zamieszkania.
– Do wczoraj nie było nawet łóżek które sami organizatorzy przyznali przywieźli na szybko abyśmy mogli odpocząć... Tylko średnio na brudnym materacu i bez pościeli – napisał na Facebooku wioślarz Artur Mikołajczewski kilka dni temu.