Czy śmierć dwójki dziennikarzy w Syrii przyczyni się do poprawy sytuacji w regionie oraz czemu celowano akurat w centrum prasowe - opowiada Krzysztof Liedel, ekspert do spraw bezpieczeństwa międzynarodowego.
Takie wydarzenie raczej nie ma bezpośredniego wpływu na decyzje polityczne. Wątpliwe jest, by cokolwiek w Syrii zmieniło się na skutek śmierci Remi Ochlika i Marie Colvin.
Chiny i Rosja mogą to wydarzenie potraktować, ewentualnie, jako pretekst do zmiany stanowiska i przyjąć rezolucję ONZ. Nie miejmy jednak złudzeń - jeśli ktoś ma interes w utrzymywaniu status quo, to będzie je utrzymywał niezależnie od śmierci dziennikarzy. W chwili obecnej jednak trudno jest przewidzieć co wydarzy się w Syrii. Ciężko jest też ocenić, ile będzie trwał i czy stanie się bardziej intensywny. Wszystko zależy od decyzji politycznych.
Co do samej śmierci dwójki dziennikarzy, to teoria o zamachu jest prawdopodobna. Jak to się mówi, na wojnie pierwsza umiera prawda. Reżim nie lubi niewygodnych elementów, a takim na pewno były niezależne relacje prezentujące sytuację i prawdę. Możliwe jest, że chciano ten niewygodny element usunąć.
Ale należy też spojrzeć szerzej: niewykluczone, że atak ten (przeprowadzony na centrum prasowe - przyp. red.) generalnie mógł być wymierzony w dziennikarzy, niekoniecznie w tych konkretnych. Element propagandowy pełni w takich konfliktach bardzo istotną rolę. Prawdopodobne jest, że chciano zastraszyć innych dziennikarzy, żeby tam nie przyjeżdżali i nie relacjonowali sytuacji dalej na Zachód.