Jarosław Kaczyński wraz z Prawem i Sprawiedliwością mają dziś w Polsce władzę, jakiej nie miał nikt przed nimi. Ten stan może trwać latami, ale z pewnością nie będzie wieczny. Kto więc będzie w stanie wreszcie odebrać im władzę? Z całą pewnością nikt, kto dziś do tego najgłośniej aspiruje. Nie Schetyna lub Petru. Nie Biedroń, Nowacka, czy Zandberg. Tym, kto przejmie w Polsce rząd dusz po epoce PiS będzie ten oto człowiek.
Człowiek środka
Po lewej stronie sceny politycznej od dawna nie brakuje kibiców Prawa i Sprawiedliwości. Nie tylko dlatego, że partia Jarosława Kaczyńskiego w wielu punktach realizuje bardzo lewicowy program. Lewica nie tylko gospodarcza, ale i obyczajowa wierzy, że po zużyciu władzą Platformy Obywatelskiej podobnie stanie się z PiS i wreszcie przyjdzie czas następców Leszka Millera i Janusza Palikota. Kiedy patrzy się na badania opinii publicznej i wsłuchuje zarówno w to, co mówi establishment, jak i ulice, wiadomo jednak, że to płonne nadzieje.
Kto będzie zdolny do powtórzenia sukcesów Donalda Tuska i Jarosława Kaczyńskiego, ten będzie raczej nowoczesnym chadekiem. Człowiekiem środka, ale z mocnym odchyleniem w prawą stronę. Kimś, komu daleko do antyklerykalizmu i laicyzowania na siłę tam, gdzie sobie tego nie życzą. To ktoś, kto dogada się zarówno z biskupami, jak i Brukselą. Ktoś, kto dostrzega konieczność pielęgnowania ważnych dla Polaków wartości, ale nie chroni ich za murem z ksenofobii, nacjonalizmu i poklasku dla narodowych przywar.
Siła młodości i normalności
To mężczyzna. Wciąż młody, dobrze pamiętający niedawne 40. urodziny. Reprezentant pokolenia urodzonego na przełomie lat 70-tych i 80-tych, które w najbliższych latach będzie dominowało w każdym obszarze życia. Na tyle młody, by nie można było zarzucać mu agenturalnej przeszłości, a zarazem pamiętający dobrze, jak wyglądały trudne czasy transformacji i początki III RP.
To facet dość wysportowany i dobrze się prezentujący. Sprawiający już na pierwszy rzut oka wrażenie, że odświeży polską scenę polityczną po latach dominowania na niej panów, którzy powinni być na emeryturze. To nie wąsaty "brat łata", ale potrafi znaleźć się wśród zwykłych ludzi.
Na ulicy nie wygląda na wystraszonego, swobodnie dogaduje się z wyborcami. Znany z tego, że widują go na mieście z przyjaciółmi, a do pizzy czy hot-doga nawet w świetle fleszy nie zabiera się z nożem i widelcem. Media często przyłapują go z dziećmi i żoną. Nie wstydzi się prowadzić wózka, uchodzi za dobrego ojca.
No i co najważniejsze, to całe zainteresowanie nim zaczęło się dopiero niedawno. Nie był dotąd znany. W politykę zaangażował się, gdy zrozumiał, że może mieć dla rodaków ofertę, która zakończy wojnę polsko-polską. Jego plan to przyciągnięcie jak najwięcej Polaków do centrum i pozostawienie na marginesie tych, którzy żyją zarówno skrajnie prawicowymi, jak i skrajnie lewicowymi fobiami.
Nie zaczyna od zera
Jednocześnie nie zaczyna z politycznymi żółtodziobami. Jest otoczony znanymi nazwiskami doświadczonych polityce ludzi. Bo swoje ugrupowanie zbudował na tym, co zostało po wyciągnięciu najrozsądniejszych z prawie wszystkich dominujących dotychczas formacji. Dlaczego mu zaufali? Dlatego, że w swojej dziedzinie dał się poznać jako człowiek sukcesu.
Ale nie jest jakimś bankierem, ani byłym urzędnikiem, czy funkcjonariuszem. Żaden to celebryta, czy człowiek mediów. Rozpoznawalność, pieniądze i wpływy zdobył w jednej z tych branż, które nie wzbudzają kontrowersji wśród Polaków. Nie jest też "przesadnie wykształcony". Skończył studia, ale nie został na uczelni. Gdy trzeba wypada dość elokwentnie, ale zarazem Polacy nie czują, że odnosi się do nich ex cathedra. Mówi normalnym językiem, a nie jakąś inteligencką nowomową.
Jak brzmi jego nazwisko? Jak się domyślacie, nie mamy pojęcia. Dziś takiej postaci na polskiej scenie politycznej właśnie brakuje. Znamy więc jego najważniejsze cechy, ale nie wiemy, kogo dokładnie wskazać. Być może jednak Wam przychodzą do głowy jakieś nazwiska? Jeśli tak jest, podzielcie się z nami swoimi typami w komentarzach.