Ksiądz Jacek Międlar postanowił złamać zakaz wypowiedzi nie tylko za pomocą Twittera i YouTube'a. Kapłan narodowców udzielił wywiadu dziennikowi "Rzeczpospolita". Przekonuje w nim, że jego ostra retoryka wynika z naśladowania Jezusa. Krytykuje też biskupów, w tym przewodniczącego Episkopatu.
Trudno o większy brak pokory. To chyba odczucie, które dominuje po przeczytaniu wywiadu, którego ksiądz Jacek Międlar udzielił
"Rzeczpospolitej". I to mimo zakazu wypowiedzi, nałożonego przez prowincjała Zgromadzenia Księży Misjonarzy. Związany ze środowiskiem
ONR kapłan przekonuje, że łamie polecenie, bo musi się bronić.
Międlar utrzymuje, że w jego wypowiedziach nie ma nic nagannego. Ba, nieustannie przyrównuje się do Jezusa, tłumacząc, że on także "nazywał rzeczy po imieniu".
Na zarzut, że Jezus nie nawoływał do przemocy, Międlar odpowiada, że żyjemy w czasach Orwella i jeśli ktoś nie jest poprawny politycznie, zarzuca mu się nawoływanie do przemocy. – A jeżeli mamy naśladować Jezusa, to całego Jezusa, nie tylko fragmentarycznie czyli Jezusa miłującego, trzymającego dzieci na rękach i błogosławiącego, ale również i takiego, który potrafi zganić za nie licujące z dobrą nowiną postępowanie – mówi duchowny.
Ksiądz nie tylko porównuje się do Jezusa, ale też krytykuje kierownictwo polskiego
Kościoła. Przewodniczącemu Konferencji Episkopatu Polski abp. Stanisławowi Gądeckiemu zarzuca, że ten nie rozumie czym jest "polski nacjonalizm". To nie koniec. Międlar zarzuca ks. Adamowi Bonieckiemu i ks. Wojciechowi Lemańskiemu "sprzeniewierzenie się Ewangelii" i ocenia, że łączy go z nimi tylko człowieczeństwo, narodowość i koloratka.