Za sprawą znanego polityka Tomasza Kality znowu zrobiło się głośno o legalizacji medycznej marihuany. Polityk SLD i były rzecznik partii opowiedział o własnej chorobie na antenie telewizji Polsat News. W czerwcu zdiagnozowano u niego glejaka - złośliwego guza mózgu. Po operacji wycięcia guza Kalita ma niedowład lewej ręki oraz nogi. Przechodzi kolejne fazy leczenia, ale dodaje, że chciałby skorzystać z niekonwencjonalnych metod w tym leczenia olejem z konopii.
Kalita pisze o swoim przypadku na Facebooku, że "ponoć pomaga olej z marihuany". – To straszne, że aby zrobić w mojej sytuacji wszystko, co możliwe, musiałbym łamać prawo. Oby mój post dał rządzącym do myślenia – dodaje.
Sprawa poruszyła jego kolegów z parlamentów. Już za kilka dni do sejmu ma trafić petycja SLD w sprawie podjęcia prac nad legalizacją medycznej marihuany. W lutym tego roku projekt ustawy w tej sprawie złożył Piotr Liroy-Marzec, poseł ugrupowania Kukiz’15.
Kalita i tysiące pacjentów żyją nadzieją podsycaną przez wiele publikacji o cudownym działania oleju z konopi. Między innymi takich jak ta opublikowana w 2014 roku przez Wolnekonopie.org. Nosi tytuł „. Powrócił z zaświatów. Jakub pokonał glejaka IV stopnia stosując olej z kwiatów konopi indyjskich”. W opisywanym przypadku po nieskutecznej operacji w niemieckiej klinice i chemioterapii, guz odrósł w 80 procentach i to nawet w gorszej, złośliwej postaci.
Przypadek Jakuba Bartola
Jego stan zdrowia był bliski agonii. Bezsilnie wegetował na łóżku. Odporny na wszelkie leki, chemioterapię i inne konwencjonalne metody. Jakub podczas całego okresu choroby z powodu nacisku guza w rozmowach był bardzo nielogiczny, a w zależności od stanu pogodowego potrafił popadać w amoki, które bardzo trudno było opanować.
Ojciec chorego po internetowych konsultacjach zdecydował się kupić synowi marihuanę. Jakub palił skręty zużywając nawet 10-12 gramów suszu dziennie. Następnie przyjmował około 25 kropli oleju z kwiatów konopi indyjskiej uzyskanego metodą Ricka Simsona (znany internetowy guru leczenia marihuaną).
W rozmowie z naTemat Hubert Bartol mówi, że jego syn czuje się teraz dobrze. Nabrał apetytu i energii, zaczął przybierać na wadze. Z dnia na dzień stawał się coraz bardziej samodzielny. Podejmuje logiczną rozmowę. Zupełnie innych chłopak - mówi ojciec.
To wystarczyło, aby ogłosić „uzdrowienie Jakuba”. Dowodem jest opis zdjęcia z tomografu wykonany w Dolnośląskim Centrum Onkologii we Wrocławiu ponad rok temu. Cytat: "obraz loży pooperacyjnej bez ewidentnych cech patologicznego wzmocnienia" – pisze specjalista neurolog.
Nie potwierdzam sukcesu
Ten dokładny opis historii choroby przesłałem profesorowi Tomaszowi Trojanowskiemu - to krajowy konsultant w dziedzinie neurochirurgi i jeden z najlepiej ocenianych przez pacjentów specjalistów w Polsce. Na pytanie, czy ten przypadek jest dowodem na wyleczenie dzięki marihuanie, profesor odpowiada: – Opisana historia na obecnym etapie nie potwierdza sukcesu oleju konopnego w walce z glejakiem w sensie zatrzymania jego rozrostu – twierdzi.
W kierowanej przez niego klinice pacjenci nadal operowani są przy pomocy skalpela, leczeni chemioterapią i naświetlaniami. I przeżywają. Według eksperta, realny sukces jaki można przypisać marihuanie to złagodzenie skutków po operacji: bólu i napadów agresji.
Jednak ciarki przechodzą po plecach czytając komentarze pod tekstem marihuanowych znachorów. Wiele osób z rodzin chorych gotowych jest wstrzymać konwencjonalne leczenie bliskich i przejść na stosowanie marihuany. Opisywaliśmy jak jedna publikacja prowokuje lawinę próśb o zdrowotny olej. Trudno się dziwić, to akt desperacji osób, których bliscy usłyszeli straszny wyrok.
W Polsce już pojawili się internetowi handlarze zagospodarowujący ten dramatyczny popyt na rzekomy lek. Rośnie też grupa osób wierzących w spisek wielkich koncernów farmaceutycznych. Te rzekomo nie chcą pracować nad lekami z marihuany, bo jak tłumaczą zwolennicy teorii, zarobią na naturalnej substancji mniej niż na lekach z cząsteczek skonstruowanych w laboratoriach.
Trawka dla każdego
Twórcy ustawy legalizującej medyczną marihuanę przekonują w uzasadnieniu, że zmierzają do takiej zmiany sprawa, aby w Polsce mogły powstać legalne uprawy konopi indyjskich. Wówczas pacjent z receptą będzie mógł poprosić farmaceutę z apteki o przygotowanie maści czy kropli olejku z kwiatów. Uprawą chce zająć się nawet poseł Liroy, co dodaje projektowi wręcz komediowego wydźwięku. Bo przeciwnicy ustawy widzą w tym prostą drogę do legalizacji narkotyków dla każdego, tyle że z wykorzystaniem dramatu chorych na raka.
Jak to można zrobić normalnie?
Jednym z trzech leków z marihuany, o udowodnionym działaniu leczniczym, jest Sativex produkowany przez GW Pharmaceuticals. Spray rozpylany w ustach stosuje się przy leczeniu ciężkich objawów spastyczności u pacjentów cierpiących na stwardnienie rozsiane.
Jednak przypadek brytyjskiej firmy dowodzi, że wcale nie trzeba ustawy o legalizacji marihuany, aby nią leczyć. W Wielkiej Brytanii medyczna marihuana wciąż nie jest zalegalizowana w powszechnym użytku. Firma produkuje lek na podstawie udzielonej licencji z 1998 roku. Wtedy władze Wielkiej Brytanii zgodziły się na badania nad zastosowaniem konopi indyjskich w medycynie. Jednocześnie GW Pharmaceuticals prowadzi zaawansowane badania nad zastosowaniem Sativexu przy leczeniu bólu w terapiach nowotworowych.
I tu jednak eksperci tej firmy są ostrożni w osądach. Po 10 latach mówią o zbliżaniu się do ostatniej fazy badań klinicznych. Upłynie jeszcze kilka lat zanim zarejestrują lek w USA. Co nie przeszkadza im świetnie zarabiać. W lipcu udało im się przeprowadzić publiczną ofertę sprzedaży akcji społki wartych 289 mln dolarów na giełdzie Nasdaq w USA.
Jednak, dla zwolenników "medycznej marihuany" (także w Wielkiej Brytanii) Sativex to prosty dowód, że zioła leczą wszystko, w tym i raka. A internetowi znachorzy jak Rick Simson sprzedają więc książki i publikują poradniki o wyciskaniu cudownego oleju z własnych upraw. Bo po co płacić koncernowi 2,5 tys. zł za pudełko leku skoro prawie to samo można zrobić samodzielnie.
Badania udowodniły...
Zrozpaczonymi chorymi łatwo manipulować. Jednymi z najczęściej przywoływanych badań są te opublikowane w 2006 roku przez czasopismo British Journal of Cancer, a przeprowadzonee przez hiszpańskich lekarzy z Madrytu i Teneryfy. Wybrali oni 9 pacjentów chorych na glejaka, u których nie udało się leczenie operacyjne i radioterapia. Po podaniu kannabinoidów u dwójki z nich zaobserowowano zatrzymanie się rozrostu guza. Sami lekarze przynają jednak, że ich pilotażowe badanie, w tak małej skali, to zaledwie sugestia do dalszych badań potencjalnego przeciwnowotworowego działania kannabinoidów.
W innych popularnych badaniach antynowotrową aktywność substancji CDB przetestowano na myszach, którym wszczepiono komórki ludzkiego glejaka. To bardzo dobre wiadomości, ale od myszy do leczenia ludzi droga daleka.
Jednak polscy marihuanowcy twierdzą, że to pewny dowód na leczenie raka i piszą: "Zarozumiałość środowiska medycznego jest zgubą dla społeczeństwa światowego. Skoro mamy znakomite rozwiązania w naturze, to należy je skopiować i stosować, a nie walczyć."
Mitem jest także historia o konieczności chodzenia do dilerów po leki. Sativex jest dostępny w Polsce od 2012 roku, oczywiście na receptę. Kilka miesięcy temu Ministerstwo Zdrowia podjęło decyzję o pełnej refundacji importu docelowego leków zawierających leczniczą marihuanę. W latach 2012-2015 udzielono 13 zgód na import docelowy leków zawierających medyczną marihuanę. Łącznie sprowadzono 80 opakowań tych leków.
Nie chcę być onkocelebrytą, nie walczę też o legalizację marihuany. Walczę o prawo do wyboru metody leczenia. Korzystam ze wszystkiego, co zalecają lekarze. Ale też będę starał się jak każdy, bo każdy by to zrobił, skorzystać z metod niekonwencjonalnych. Jedną z takich metod jest właśnie terapia olejem z marihuany. W Czechach jest on dostępny w aptekach, a ja, jako legalista, człowiek, który szanuje prawo, jestem zmuszany do tego, by biegać po Warszawie i szukać dilerów tego oleju. Bo w Polsce jest zakazany, co jest absurdalneCzytaj więcej