Był działaczem PiS i rzecznikiem prezydenta Lecha Kaczyńskiego. W 2010 r. nagle opuścił partię, by dwa lata później wydać książkę „Koniec PiS-u” i wreszcie kandydować z list Platformy Obywatelskiej, z której niedawno został wyrzucony. „Jestem przykładem żołnierza wyklętego” - żali się dziś Michał Kamiński.
„Nic nie knujemy. Jak Boga kocham, nie knujemy. Nie mam zamiaru bawić się w jakieś frakcyjne rozrywki, bo szkoda na to czasu. Ewa Kopacz jest lokalnym członkiem PO”. Tak zaczyna się niezwykle szczery wywiad z Michałem Kamińskim, który przeczytać można w „Dzienniku Gazecie Prawnej”.
Kamiński przekonuje, że „nic nie nabroił” ani nie zrobił nic co usprawiedliwiałoby wyrzucenie go z Platformy Obywatelskiej. Podkreśla, że nie zamierza się z tego powodu powiesić, chociaż dodaje, że jego życie układa się w ten sposób, że zazwyczaj i tak jest w trudnej sytuacji.
– Przecież wyrzucając mnie z PO nie przywołano mojej żadnej konkretnej wypowiedzi, w której bym zaszkodził Platformie, ani czynu, którego bym się dopuścił. Wiem, że szukali, ale nie znaleźli. Miałem dobrą rozmowę z Grzegorzem Schetyną. Przyjemną nawet. Zresztą zawsze mi się przyjemnie z nim rozmawiało, a znamy się już parę dobrych lat – opowiada polityk.
Podczas rozmowy Schetyna miał powiedzieć, że między nimi jest jedna polityczna różnica. Kamiński nie chciał aby PO „skręcała w prawo”, a Schetyna chciał, bo „tam jest elektorat”.
– Uczciwie postawiona sprawa – stwierdza Kamiński. Przy okazji rozmowy zaznaczył, że nie pijał alkoholu w pracy. Między innymi dlatego, że na tym punkcie wyczulona jest Ewa Kopacz. Zarzeka się, że alkohol to nie jest jego problem.
– Poza tym bym tak nie chudł, nie byłbym w tak dobrej formie – mówi.