Trwa desperacka walka o utrzymanie widzów przed telewizorami. Nie polega jednak na emitowaniu w rozsądnych godzinach najlepszych produkcji, tylko na tworzeniu kolejnych mutacji sprawdzonych formatów reality show. Od trzech dni w TTV możemy śledzić losy „Dam i wieśniaczek”.
Zaczęło się od holenderskiego „Big Brothera”, który skutecznie zawłaszczył anty-totalitarne ostrzeżenia Orwella i na antenie telewizji przekształcił je w niewyszukaną rozrywkową papkę. Potem poszło z górki. Jak to wyglądało nie mam pojęcia, bo na dźwięk słów „reality show” odruchowo naciskałem czerwony przycisk na pilocie, by ostatecznie pożegnać się z jakąkolwiek wtyczką w gnieździe antenowym.
Sądząc po zapowiedziach na ten sezon, wszystko wskazuje na to, że przez kilkanaście lat formuła nie tylko się nie wyczerpała, ale producenci wciąż potrafią znaleźć na nią nowe pomysły. Tym razem ich wzrok padł na stereotypową „Warszafkę” i równie stereotypową „wiochę”. Dla uciechy widzów postanowili doprowadzić do nieoczekiwanej zmiany miejsc kobiet z obu światów.
Wiadomo przecież, że dam szuka się w mieście, a na wsi mieszkają tylko dziewczyny, których horyzonty kończą się przy tabliczce wyznaczającej granicę gminy. W przerwach między skubaniem drobiu nie mają czasu na zapoznanie się z trendami i światowymi markami. A przynajmniej tak można wywnioskować z programu TTV. Dodam, że pod terminem "dama" w tej wersji nie kryje się nikt o klasie Anny Wintour.
– Prada? – artykułuje z zainteresowaniem jedna z bohaterek na widok torebki – Duża torba. Dobra na zakupy. A to… Louis WC? – komentuje przeglądając dalej „wieśniaczka” zaproszona na salony, podczas gdy jej miejsce na wsi zajmuje „dama” maszerując przez wyboistą drogę w szpilkach.
Tak mniej więcej wygląda nowa propozycja TTV, którą wyprodukowano na licencji ukraińskiego programu. Ten doczekał się 5 sezonów. Polska wersja będzie liczyć 12 odcinków.