Hanna Gronkiewicz-Waltz zwołała specjalną sesję Rady Miasta, by wytłumaczyć się z zarzutów związanych z reprywatyzacją. Jednak zorganizowane grupy polityczne skutecznie zakłócały przemówienie. Po jego zakończeniu prezydent Warszawy została obrzucona piłeczkami.
Fakty mocno obciążają Hannę Gronkiewicz-Waltz i jej współpracowników. Dlatego tym bardziej należało dać prezydent Warszawy wytłumaczyć się z zarzutów o nieprawidłowości wokół reprywatyzacji. Ale zorganizowane grupy polityczne zakłócały przemówienie Gronkiewicz-Waltz.
Część mieszkańców Warszawy nie zmieściło się na sali. W czasie jednej z przerw doszło do przepychanek ze strażą miejska. Warszawiacy dostali się siłą na salę obrad.
Na pierwszy plan wysuwali się współpracownicy Piotra Ikonowicza, stowarzyszenie Miasto Jest Nasze (które znacznie lepiej wypada w merytorycznej pracy, niż w pyskówkach) a także działacze partii Razem. To nie tylko utrudniało Gronkiewicz-Waltz mówienie, ale też odbiorcom zrozumienie tłumaczeń.
Tymczasem pierwsza część przemówienia była poświęcona zrzucaniu odpowiedzialności na innych. Prezydent Warszawy mówiła, że przez lata nie udało się wdrożyć ustawy reprywatyzacyjnej. Nie dodała, że nie zrobiła tego także Platforma Obywatelska, która rządziła przez 8 lat. Później przekonywała, że miasto dba o lokatorów.
W czasie wystąpienia padały okrzyki: "nie żartuj"; "do dymisji"; "jesteś winna"; "prokuratura".
Po zakończeniu przemówienia grupa działaczy obrzuciła Hannę Gronkiewicz-Waltz piłeczkami z nazwami ulic. Nie ma wątpliwości, że po tej sesji krytyczne wobec władz Warszawy media, a przede wszystkim opozycyjne partie, ogłoszą porażkę Hanny Gronkiewicz-Waltz i wezwą do dymisji. I nie będzie się liczyło to, co kto mówił, ale kto głośniej krzyczał.