Czytelnicy finansowanej przez PiS "Gazety Polskiej" i widzowie kontrolowanych przez PiS "Wiadomości" otrzymali jasny przekaz: Róża Rzeplińska na zlecenie Sorosa walczy z narodem polskim. Oto komentarz samej zainteresowanej, prezeski Stowarzyszenia 61, które od lat patrzy na ręce politykom wszystkich partii w ramach akcji "Mam prawo wiedzieć".
Naprawdę. To nie jest żaden dramat. Poza tym to nie był atak na mnie.
Pani nazwisko jest na okładce „Gazety Polskiej”.
Ale nie ma mojego zdjęcia. Jest za to zdjęcie mojego ojca.
Czyli ten tekst, a potem materiał „Wiadomości”, to tak naprawdę atak na prezesa Trybunału Konstytucyjnego?
Tak, ale nie tylko. Właśnie zaczęła się nagonka medialna na NGO-sy. Podobnie było na Węgrzech.
Zbliża się czas wyboru organizacji, która będzie operatorem konkursu grantowego „Obywatele dla Demokracji”. O pieniądze będą się ubiegać fundacje i stowarzyszenia, które promują demokrację, równość, społeczeństwo obywatelskie. Jak dotąd operatorem konkursu była Fundacja Batorego, która, jak zakładam, zamierza ponownie ubiegać się o pełnienie tej roli.
Atak na mnie i Stowarzyszenie 61 może prowadzić do zdyskredytowania Fundacji Batorego, tak by operatorem środków została organizacja kierująca się innymi, konserwatywnymi wartościami. Media prowadzące nagonkę traktują mnie i Stowarzyszenie 61 jako narzędzia do osiągnięcia tego celu.
Trudno być dzisiaj córką Andrzeja Rzeplińskiego?
Nie. Nigdy nie było.
JAK MEDIA PIS ROBIŁY SWOJE MATERIAŁY
Dlaczego nie rozmawiała pani z „Gazetą Polską” i „Wiadomościami”?
Korespondowałam z „Gazetą Polską”. Zaprosiłam jej dziennikarza na spotkanie. To on nie chciał przyjść.
Dlaczego?
Może się przestraszył? (śmiech) Odpisał, że jak będzie miał do mnie jakieś pytania, to prześle je mejlem. Nie przesłał.
A "Wiadomości"?
Wczoraj zadzwonił do mnie reporter TVP. Miałam bardzo pracowity dzień, bo składałam wniosek, dzięki któremu mogę zapłacić pensje zespołowi badawczemu ze Stowarzyszenia 61. Poprosiłam reportera „Wiadomości”, by najpierw zapoznał się z dokumentami Stowarzyszenia, a potem ponownie zadzwonił, by umówić się na rozmowę.
Gdy kilkanaście minut po rozmowie z reporterem wychodziłam z siedziby stowarzyszenia, to minęłam się z wozem TVP. Nie sądzę, by w tak krótkim czasie zapoznali się z jakimikolwiek dokumentami. Najwidoczniej uznali, że nie potrzebują tej wiedzy do przygotowania materiału dla swoich widzów.
Nie zatrzymała się pani, by z nimi porozmawiać?
Nie. "Wiadomości" nie będą układać mojego grafiku. Poza tym zachowali się nie fair - nie przygotowali się do rozmowy, choć obiecali, że przeczytają dokumenty. Gdy wróciłam, znowu minęłam się z wozem TVP. I tyle.
Nie żałuje pani, że nie porozmawiała z "Wiadomościami"?
Nie. Ostatecznie jestem im wdzięczna za ten materiał. Dzięki temu ruch na stronie Mam Prawo Wiedzieć znacząco się zwiększył. (śmiech)
FINANSOWANIE
Dostaje pani pieniądze od Sorosa?
Jeżeli Stowarzyszenie 61 otrzymuje grant z konkursu Fundacji Batorego, to nie znaczy, że płyną pieniądze George’a Sorosa. Bo Fundacja Batorego rozdziela różne fundusze, np. przez ostatnie trzy lata pieniądze dla naszego stowarzyszenia od Batorego pochodziły z dotacji Islandii, Liechtensteinu i Norwegii, ale wcześniej - też te pochodzące z dotacji Sorosa. Bez jego pieniędzy i funduszy, które współfinansował nie byłoby serwisu Mam Prawo Wiedzieć.
Czyli pośrednio dostaje pani pieniądze od Sorosa. Dlatego pisowskie media twierdzą, że realizuje pani jego podstępną agendę zniszczenia Polski, a może nawet świata.
Jestem patriotką, mam silną postawę propaństwową. Jestem harcmistrzynią, co rozumiem, jako służbę dla Polski. Popieram jawność życia publicznego. Nie będę się wikłać w spiskowe teorie dziejów by zastanawiać się, dlaczego ten czy inny filantrop przekazuje pieniądze. To ludzie, którzy mają określone poglądy, inaczej nie byliby filantropami.
Czyli nie jest pani wykonawczynią poleceń Sorosa?
Nie. Jestem w miejscu, w którym chcę być, robię to, co chcę robić. Gdyby było inaczej, nie byłabym w Stowarzyszeniu 61, nie robiłabym tego. Jestem wolnym człowiekiem, w przeciwieństwie do tych, którzy insynuują, że chodzę na czyimś pasku. Najwidoczniej sądzą po sobie.
Moja służba dla Polski to również dbanie o to, by społeczeństwo wiedziało, jakie poglądy mają politycy. Stąd strona Mam Prawo Wiedzieć, która publikuje kwestionariusze wypełnione przez kandydatów w wyborach.
MAM PRAWO WIEDZIEĆ
Wasz kwestionariusz jest bardzo obszerny.
To prawda. I wielu kandydatów nam się na to skarży. Ale bądźmy poważni - jeśli chcą zostać posłami, to nie powinni mieć problemów w wypełnieniem kwestionariusza, nawet jeśli jest długi. Przecież jeśli dostaną się do Sejmu, to będą musieli czytać projekty ustaw. To jak chcą to robić, skoro przeraża ich zwykła ankieta?
Optymistycznie zakłada pani, że posłowie czytają projekty ustaw.
Pewnie tak (śmiech). Ale tak powinno być. Podobnie politycy powinni chcieć ujawnić wyborcom swoje przekonania zanim zostaną wybrani. Ale rzeczywistość jest taka, że politycy boją się patriotyzmu i propaństwowości, które nie ograniczają się do symbolicznych gestów.
Podpadliście komuś?
Nie sądzę. Dużo zamieszania w kampanii prezydenckiej spowodował fakt, że kandydat Andrzej Duda udzielił dwóch, wzajemnie wykluczających się odpowiedzi na temat środowiska. Chciał jednocześnie zmniejszyć emisję CO i zwiększyć użycie węgla. Ta sprzeczność szybko stała się znana opinii publicznej.
Czy jest jakaś partia, która mniej chętnie niż inne wypełnia kwestionariusz Mam Prawo Wiedzieć?
Do niedawna odpowiedź brzmiałaby "nie". Generalnie musimy bardzo pilnować kandydatów, by zechcieli wypełnić kwestionariusz, a nawet wtedy robi to tylko część z nich. Ale w czasie ostatnich wyborów okazało się, że nagle od udzielania informacji wyborcom odżegnuje się PiS. To było dla nas zaskoczenie, bo przez poprzednie kilka lat to właśnie z politykami Prawa i Sprawiedliwości współpracowało nam się szczególnie dobrze.
Co ma pani na myśli?
Łatwo było się z nimi skontaktować, nie tworzyli wokół siebie muru, jak np. posłowie Platformy Obywatelskiej.
I co się stało?
Nagle się okazało, że kandydaci PiS nie wypełniają kwestionariuszy tak licznie, jak kiedyś. Pytaliśmy, dzwoniliśmy, prosiliśmy. Wreszcie sztabowiec partii powiedział nam, że kandydaci dostali zalecenie, by nie wypełniać kwestionariusza, bo mogą stracić kontrolę nad kampanią, gdy ktoś zestawi ich odpowiedzi z ich poprzednimi głosowaniami lub wypowiedziami. Chyba przypadek Andrzeja Dudy pokazał im, że to dla nich ryzyko. Ale byli kandydaci PiS, którzy zdążyli wypełnić kwestionariusz. Na przykład Witold Waszczykowski, obecnie minister spraw zagranicznych.
Zdarza się, że politycy otwarcie okazują wam wrogość?
I znowu, jeszcze do niedawna odpowiedź brzmiałaby "nie". Teraz, po raz pierwszy od 2007 roku, słyszymy od niektórych polityków, że finansują nas Żydzi, więc nie będą z nami rozmawiać.
PRZYSZŁOŚĆ
Czy sędzia Rzepliński przejął się tym zamieszaniem wokół pani?
Nie. Jeśli prawicowe media myślą, że atak na mnie wstrząśnie moim ojcem, to znaczy, że go w ogóle nie znają.
Spodziewa się pani kolejnych ataków ze strony pisowskich mediów?