
Cały stadion zamarł, kiedy przed meczem Polska-Rosja na rosyjskiej części trybun rozłożyła się wielka płachta zapewniająca, że "This is Russia",niezwyciężona i mężna. Tak właśnie powinny działać oprawy meczowe: zachwycać wykonaniem i porażać przekazem. Na szczęście polscy kibice w niczym nie ustępują rosyjskim pod względem pomysłowości i sprawności w wykonaniu opraw. Podziwiają je zarówno ultrasi, jak i "pikniki". Czasem są tak spektakularne, że rozgrywający się na murawie mecz, wydaje się w porównaniu z ich urodą, zupełnie nieciekawy.
REKLAMA
Oprawy meczowe narodziły się wraz z powstawaniem grup ultras we Włoszech w latach 60. Wtedy klasyczną oprawą był jedynie doping oraz skromne wywieszanie flagi na płocie. W latach 70. dołączyły, popularne do dziś, środki pirotechniczne, jak flary morskie czy świece dymne. Pierwsza polska oprawa pirotechniczna była jednak słodka i niewinna – polegała na rozdaniu całemu sektorowi zimnych ogni i odpaleniu ich w tym samym momencie.
Dzisiaj wykorzystanie pirotechniki na stadionie jest nielegalne: takie kibicowanie stwarza zagrożenie dla bezpieczeństwa podczas meczu. Kibice jednak bardzo często ignorują ten zakaz. Płachta rozciągnięta na trybunach wygląda przecież dużo lepiej oświetlona czerwonym blaskiem racy, a dym przyjemnie i podniecająco gryzie w nos. Wydaje się, że przy takich estetycznych upodobaniach kibiców środki pirotechniczne tą i czy inną drogą na stadionach wciąż będą się pojawiać.
Płonące i dymiące elementy oprawy to jednak zaledwie niewielki fragment arsenału środków służących do ustawienia na trybunie wizualnego manifestu uwielbienia dla swojej drużyny. Nikt nie chce trzymać nieporadnej flagi na kiju – każdy chce się popisać całą parą swojego artystycznego talentu. Oprawa to specyficzna, unikalna forma sztuki, która łączy ze sobą środki malarskie, grafikę, performance, a nawet rzeźbę.
Cały ten dokładnie przemyślany estetyczny konglomerat jest jeszcze na dodatek monumentalny.
Cały ten dokładnie przemyślany estetyczny konglomerat jest jeszcze na dodatek monumentalny.
Kibice, aby ujednolicić trybunę kolorystycznie wkładają takie same koszulki w barwy klubu, powiewają szalikami klubowymi. Budują też tak zwane sektorówki, czyli ogromne płachty, na których pojawiają się wybrane i wykonane przez kibiców obrazy. Zajmują, jak sama nazwa wskazuje, cały sektor stadionu. W odpowiednim momencie są wciągane od dołu do góry trybuny, jak odwrócona roleta – to ręce kibiców jak niepoliczone odnóża jednej stonogi ciągną powoli płachtę coraz wyżej, dopóki nie rozwinie się na gigantyczną powierzchnię. Czasem zamiast płachty zastępują tak zwane kartoniady, czyli ogromne, uporządkowane konglomeraty wyciętych w kwardeat lub prostokąt kartonów, z których każdy trzymany jest przez jednego kibica. Złożone razem – tworzą obraz i przekaz, tak zwaną choreografię.
Sektórówki i kartoniany najefektowniej wyglądają wspólnie, oświetlone światłami stadionu i wprawione w lekki ruch – kibice nie muszą trzymać sztywno rąk – przecież nie robią defilady ku czci setnych urodzin Kim Ir Sena, ale spontanicznie i żywiołowo kibicują swojej drużynie. Takie kombo wspomagane jeszcze innymi wizualnymi emblematami tworzy tzw. chaos złożony z różnych części oprawy – np. pośrodku sektora jest sektorówka, a po bokach flagi na kijach, jednak najczęściej są tworzone racowiska, czyli odpalenie przez cały sektor rac tego samego typu.
Ultrasom bardzo zależy na tym, żeby oprawa była jak najpiękniejsza, bo jest świadectwem ich przywiązania do klubu. Sami, własnymi rękoma, ją wykonują i sami też ją finansują. – mówi Kuba Olkiewicz z serwisu weszło.com – Nie podoba im się, jeśli ktokolwiek chce w to ingerować – oprawy oficjalne, wykonywane przez klub, sponsora albo inny podmiot zewnętrzny są przez nich mocno krytykowane.
Ultrasi, którzy zgadzają się na takie oddawanie swojej pracy w obce ręce są wyśmiewani - mówi Olkiewicz. Jak gorąco może być, jeśli fanatyczny kibic klubu pójdzie na układ z jego władzami, szersze grono nie zaznajomionych z tajnikami piłkarskiego kibicostwa może dowiedzieć się z filmu „Skrzydlate świnie”.
Ultrasi, którzy zgadzają się na takie oddawanie swojej pracy w obce ręce są wyśmiewani - mówi Olkiewicz. Jak gorąco może być, jeśli fanatyczny kibic klubu pójdzie na układ z jego władzami, szersze grono nie zaznajomionych z tajnikami piłkarskiego kibicostwa może dowiedzieć się z filmu „Skrzydlate świnie”.
Pytam Kubę, czy dlaczego nasi kibice nie zrobili oprawy na mecz z Rosją i pozwoliliśmy, żeby kibice naszych przeciwników dali nam po oczach taką wielką sektorówką. – O ile mi wiadomo, Rosjanie tłumaczą się, że mieli na to pozwolenie od UEFA. Jeśli zaś chodzi o brak kibicowskiej oprawy po naszej stronie, to cóż – najbardziej oddani kibice nie czują więzi z kadrą narodową. Nie podoba im się to, co dzieje się w polskich władzach piłkarskich na najwyższych szczeblach, nie podoba im się obecność obcokrajowców w kadrze, nie podoba im się sposób, w jaki ultrasi traktowani są przez polityków. Brak opraw to ich forma protestu.
Na Euro efektownych opraw więc nie zobaczymy. Możemy je za to zawsze oglądać w czasie meczów ligowych. Jedna z ulubionych opraw Kuby pochodzi z meczu Lech Poznań-Śląsk Wrocław, kiedy to Poznaniacy podnieśli do góry kartony przedstawiające cztery portrety głównych bohaterów serialu Kiepscy. Dlaczego? Polsat jest współwłaścicielem klubu, a „Świat według Kiepskich” to jeden z jego topowych seriali. Postaciom towarzyszył dwuwiersz: „Kiepskie życie, kiepskie sprawy, kiepski doping i oprawy.”
Kuba ma też dużą słabość do opraw animowanych, które w trakcie swojej obecności na stadionie zmieniają kształt, kolor czy ułożenie. Dlatego bardzo polubił „układankę” z meczu Widzewa Łodź z Lechem Poznań, która z „puzzli” trzymanych przez kibiców układa się w całość klubowych barw.
Oprawy dzielą się na pięć głównych grup: jedna z nich to oprawy, których głównym zadaniem jest sławienie swojej drużyny, druga zajmuje się podbudowywaniem dumy kibicowskiej, trzecia obrażaniem przeciwnika, czwarta jest patriotyczna, zaś piąta – stara się uwzględnić wszystko na raz. Zwykle jednak oprawy są sprofilowane pod jeden przekaz i oczywiście różnią się w zależności od okazji, lokalizacji meczu i tożsamości przeciwnika. Wiele opraw jest urządzane z okazji historycznych rocznic ( wybuch stanu wojennego, wybuch powstania) czy też ku czci postaci historycznych, które kibice cenią, a o których sądzą, że nie są wystarczająco eksponowani w dyskursie publicznym.
Oprawy, które mają umocnić dumę kibicowską to np. sektorówka zatytułowana „Pracoholicy”, a przestawiająca mężczyzn, wychodzących z biur w nocne miasto, zrzucających marynarki i przewiązujących sobie wokół szyi szaliki Legii Warszawa.
Kibice Chrobrego Głogów zrobili z kolei dowcipną oprawę wyśmiewającą przeciwnika – Tygrys z Kubusia Puchatka nokautuje kreskówkowego lwa. Na pierwszej planszy płachcie tygrys się zamierza, a drugiej przeciwnik leży. Do tego stosowne podpisy: „Sprowadzamy was do parteru, jesteście wszak mięczakami, jakich tu niewielu”.
Kibice Legii Warszawa preferowali z kolei jasny i groźny komunikat, który nie pozostawiał żadnych wątpliwości, kiedy na trybunach, na meczu ze Spartakiem Moskwa ułożyli wielką czachę i napis „Nienawidzimy wszystkich”. Chociaż przekaz to niezbyt chrześcijański, kibicom Legii zdarzyło się też apelować poprzez oprawę do samego Jezusa – na trybunach znalazł się jego portret z wezwaniem: „Boże, chroń fanatyków”.
Piękne bywają oprawy-świadectwa przywiązania do klubu. Kibice Korony Kielce oprawę urządzili jak zaślubiny. Ręcę kibiców niosły płachtę z rysunkiem wielkiej ręki wręczającej pierścionek zaręczynowy. Poniżej podpis: „…oraz, że Cię nie opuszczę, aż do śmierci”.
Kibice Lecha Poznań z kolei postanowili zaanektować symbol Euro ( dla przypomnienia: trzy kwiatki w pączkach, przypominające piłki) i przerobić go na własną modłę. Jeden kwiatek ma więc twarz ultrasa pomalowana w barwy, druga to ultras bez barw, a trzeci to groźnie wyszczerzona futbolówka.
Oprawy, przy całej swojej złożoności i wieloznacznościach, spektakularności i zadziorności to sztuka dzisiaj równie niedoceniana, jak kiedyś graffiti. Podobnie jak grafficiarskie wrzuty, oprawy są pół legalnie, robione przez amatorów, z pasji. Dzieła, jakie powstają na stadionach wymagają całych dni pracy, zmysłu przestrzennego, koordynacji wykonawców i konceptu, który ma zaskakiwać. Tak – bardzo często są chałupnicze i kiczowate, często też mocno zideologizowane politycznie, ale czy naprawdę te przymiotniki dyskwalifikują je jako obiekty sztuki użytkowej? Powiedziałabym, że większość tych przymiotników spokojnie mogłaby dotyczyć wielu dzieł sztuki przez duże „S” obecnych dziś w galeriach.
