– Jedyne, co się w tej Polsce opłaca, to pracować w szarej strefie. Zatrudniać na czarno trzech Mirków, budować bez umów i faktur. Zysk jest pewny, a ryzyko wykrycia niewielkie – mówi gorzko pan Adam właściciel firmy budowlanej.
Oto najnowsza afera z firmą, którą niszczą urzędnicy fiskusa. Tym razem podatek VAT uderzył w producenta domów jednorodzinnych z północnej Polski. Przy milionowej karze los firmy zawisł na włosku, bo to tak jakby przez 5 lat budowała domy bez własnego zysku. Wpływy z podatku VAT to jak wiadomo temat numer jeden dla ministra finansów i podległych mu służb fiskalnych. Przed kilkoma dniami Komisja Europejska wytknęła Polsce, że na skutek oszustw podatkowych uszczuplenia w VAT sięgają 38 miliardów złotych rocznie.
Jak opowiada przedsiębiorca, najgorsze było nękanie i przesłuchiwania jego klientów. – O opresyjności tego systemu podatkowego świadczą złośliwości w pytaniach. „Czy zapisała już pani dziecko do wiejskiej szkoły, czy jako bankowiec znalazł już pan pracę na wsi”. To głupie dochodzenie miało doprowadzić do udowodnienia, że klienci, którym wybudowałem domy, są bogaczami, którzy postawili sobie luksusowe dacze na wsi i nie należy im się preferencyjna stawka VAT – opowiada przedsiębiorca budowlany
Przenieśmy się, do realiów powiatu M. na północy polski. 100 tys. mieszkańców, kilka tysięcy firm, 17-procentowe bezrobocie. Fabryka domów, taka jak należąca do Adama, to pięknie rosnący biznes. Drewniane domy są modne, ekologiczne, a stawia się je nawet w miesiąc, więc firma wykazuje szybko rosnące przychody. To zwraca uwagę. Tymczasem obowiązkiem każdego urzędnika lokalnego urzędu skarbowego staje się analizowanie firmowej dokumentacji i ovatowanie czego się tylko da. I właśnie w tych domach odkrywają niemal żyłę złota.
Domek z podatkiem
A to dzięki niejasnościom w podatku VAT. Domy w technologii całorocznej: gruba, 20-mm deska elewacyjna, 20-centymetrowe docieplenie ścian i dachu, z instalacją ogrzewania, czyli takie, w których można użytkować także zimą obłożone są 8-procentowym podatkiem. A domy rekreacyjne: cienkie ścianki, mniejsza izolacja, takie, w których podczas w mroźnego stycznia może być problem z przenocowaniem mają 23-procentowy VAT. Na oko i z zewnątrz, domy nie różnią się niczym. Ten sam projekt można zrealizować w wersji mieszkalnej jak i jako domek do weekendowej rekreacji.
Przy inwestycji rzędu 100 tys. złotych netto różnica w VAT wynosi 15 tys. złotych. Większość klientów wybiera dom w standardzie całorocznym. Bo dzięki niższemu VAT-owi dostają w pełni funkcjonalny dom, a nie „altankę”. I teraz do akcji wkracza fiskus, który twierdzi, że „dom całoroczny” z niższym VAT-em to tylko taki, w którym inwestor mieszka cały rok.
Na takie słowa wyciągnął z szuflady przygotowaną dla siebie urzędową interpretację podatkową. Inny urzędnik, dyrektor Izby Skarbowej, stwierdza w niej jasno do rozliczeń VAT liczy się technologia budowy, a nie zamiary lokatora. W domu całorocznym właściciel nie musi mieszkać cały rok. To samo stwierdzili w innych przypadkach dyrektorzy Izb Skarbowych w Łodzi, w Warszawie oraz w Katowicach.
W każdej sprawie jak refren można przeczytać, że stawka 8 proc. dotyczy budynków przystosowanych do zamieszkania przez ludzi, mniejszych jednak niż 300 metrów kwadratowych. Do obiektów budowlanych objętych społecznym programem mieszkaniowym zalicza się: pawilony, wille, domki wypoczynkowe, leśniczówki, domy mieszkalne w gospodarstwach rolnych (bez budynków gospodarstw rolnych), rezydencje wiejskie… itd.
Wybrałby szarą strefę
Teoretycznie takie interpretacje kończą sprawę, ale nie w powiecie M. Urzędnicy stwierdzili, że prawo do osobnego interpretowania transakcji daje im uchwalona w tym roku tzw. klauzula obejścia prawa. Że jeśli klient pana Adama wybrał dom całoroczny, dlatego aby zapłacić niższy VAT, to takim działaniem narusza prawo. A skoro nie mieszkają w swoich domach przez cały rok, to znaczy, że tracą prawo do ulgi. Jednocześnie niezapłaceniu VAT winny jest budowniczy.
Właściciel fabryki domów złożył odwołanie, sprawa trafiła do sądu. Miną miesiące zanim się wyjaśni. W tym czasie straci klientów, bo nikt nie chce wpłacić zaliczki firmie z problemami podatkowymi. – Gdybym mógł cofnąć czas pozostałbym w szarej strefie. Zatrudniłbym na czarno trzech Mirków, budował domy bez faktur, umów. Tak, jak robi połowa branży – mówi gorzko przedsiębiorca.
Szefowie ministerstwa finansów twierdzą, że takie relacje to histeria antypodatkowa. Bo liczba kontroli podatkowych w małych firmach spada, a decyzje fiskusa spotykają się z coraz mniejszymi protestami. Co innego twierdzi z kolei Mieczysław Sajler, kontroler UKS i wiceprzewodniczący Federacji Związków Zawodowych Pracowników Skarbowych. W rozmowie z naTemat ujawnił, że aparat skarbowy przegrywa w starciu ze sprytnymi przestępcami oraz wielkimi firmami ochranianymi przez doradców podatkowych. – Jest jednak bardziej agresywna i musi przynosić dochody budżetowe. Naciskani na wyniki w ściganiu urzędnicy biją w kogo popadnie. Kary, domiary, mandaty dotykają często uczciwych przedsiębiorców – powiedział.
Przyszli we dwójkę, zażądali dokumentacji i osobnego pomieszczenia do prowadzenia kontroli. Tam podpięli swój własny czajnik, włączyli swoje własne radio, rozstawili kanapki i ciastka. Tak siedzieli 2 tygodnie motając intrygę. Przesłuchali moich klientów, zmuszając do wyjaśnień, gdzie wysyłają dzieci do szkoły, gdzie chodzą po bułki a gdzie nocują po pracy. Po czym ogłosili swój wynik. Że ponad 20 domów zbudowanych przez moją firmę domów sprzedaliśmy błędnie naliczając VAT. W sumie kara to milion złotych