Beata Kempa już dawno przyjęła strategię "przejmowania" programów w których gości. Prowadzi w nich własną narrację, niezależnie od zadawanych pytań. Najnowszy przykład takiego zachowania mieliśmy okazję oglądać w programie "Kropka nad i", gdzie szefowa kancelarii unikała odpowiedzi na najtrudniejsze pytania.
Prawo i Sprawiedliwość udowadnia na każdym kroku, że dziennikarze nie są im do niczego potrzebni. Robią to skutecznie w Telewizji Polskiej, gdzie profesjonalistów zastąpili przychylni władzy propagandyści, ale i - jak mieliśmy okazję oglądać wczoraj - również na antenie TVN. A prawdziwą artystką w tej dziedzinie jest właśnie minister Beata Kempa.
– Właśnie do tego zmierzam – mówiła na początku programu Beata Kempa, którą dopytywała prowadząca. Najczęściej jednak mogliśmy usłyszeć: "Ale jeśli pani pozwoli"; "Pani redaktor..."; "Ale czy pani pozwoli" - powtarzała Kempa za każdym razem, gdy chciała mówić nie na temat. I robiła to bardzo konsekwentnie.
– Mogę teraz ja, pani minister? – zapytała w pewnym momencie Olejnik. – Umówmy się, że ja zadaję pytania, a pani odpowiada. A pani wygłasza długie przemówienia – zwróciła uwagę dziennikarka. – Z tego jestem znana – odpowiedziała Kempa dumnym głosem, próbując obrócić prośbę dziennikarki w żart.
Nawoływania o mówienie na temat oczywiście nie pomagały. – Czy to jest odpowiedź na moje pytanie? – dziwiła się Olejnik. A Beata Kempa dalej grała w swoją grę. Szczególnie wtedy, gdy została zapytana o film "Smoleńsk". A konkretnie, czy dzieci powinny iść na niego do kina.
– Przyjmuję ten film bardzo osobiście. Odżyły we mnie wszystkie emocje i wspomnienia, które 10 kwietnia przeżyłam – mówiła Kempa, po raz kolejny lekceważąc zadane jej pytanie. – Tam jest w pigułce pokazana żywa historia – powiedziała. To nie pierwszy raz, kiedy minister Kempa zachowuje się w ten sposób. Oto dowód:
Pod koniec programu prowadząca zadała najbardziej adekwatne pytanie do szefowej Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. – Jak mam prowadzić wywiad, jeśli pani nie odpowiada na pytania? Ale i tu nie udało się usłyszeć niczego konkretnego.