Fot. Agata Grzybowska / Agencja Gazeta
Reklama.
Wacław Radziwinowicz relacjonuje, że Rosja - o dziwo - nie zareagowała histerycznie na bójki polskich i rosyjskich kibiców w Warszawie. Część mediów próbuje tłumaczyć to zachowaniem naszych kiboli.
Wacław Radziwinowicz
dziennikarz "Gazety Wyborczej"

To, co się mówi i pisze w Moskwie o burdach w naszej stolicy, w niczym, przynajmniej na razie, nie przypomina tej histerii, jaka tu była choćby w 2007 roku po przeniesieniu pomnika żołnierza radzieckiego z centrum Tallina na pobliski cmentarz.

Radziwinowicz pisze też, że "zaniepokojenie" Władimira Putina, który o zamieszkach rozmawiał z premierem Donaldem Tuskiem, jest zupełnie zrozumiałe. Niezrozumiała jest za to reakcja niektórych na wieść o tym, że taka rozmowa się odbyła.
Wacław Radziwinowicz
dziennikarz "Gazety Wyborczej"

Co złego jest w jego rozmowie z Tuskiem? Gdyby naszych kibiców pobito w Moskwie, też oczekiwalibyśmy od naszego premiera, by dzwonił na Kreml, wyrażał zaniepokojenie i przypominał gospodarzom o ich obowiązkach.


Dziennikarz "GW" zaznacza jednak, że przebywający w Warszawie reporterzy rosyjskich mediów dostrzegają powszechną wrogość Polaków do Rosjan. Opisuje swoją rozmowę z rosyjskim kolegą, który tak mówił o antyrosyjskich nastrojach: "Ile razy po prostu na ulicy, to nie od ostrzyżonych na łyso kiboli, słyszałem okrzyk albo przyśpiewkę: ruska k***a!. To już stale dźwięczy mi w uszach. A jakaś starsza pani podbiegła do mnie z krzykiem: oddaj nasz wrak. Jak wy wszyscy nas nienawidzicie!".