"Ruskie k***y" - słychać na stadionie, w strefie kibica i na ulicach. Od meczu Polska-Rosja minęło już dwa dni, a "ruskie k***y" nadal wykrzykują niektórzy kibice pod hotelem Bristol w Warszawie, gdzie mieszkają reprezentanci Rosji. To skandal - mówią polscy korespondenci zagranicą. Tym bardziej, że Polacy nie wyobrażają sobie odwrotnej sytuacji, kiedy to za nimi ktoś wołałby "polskie k***y".
Na Euro 2012 nie przyjechali jedynie rasowi kibice z krwi i kości, spędzający każdy mecz na stadionach ukochanej drużyny. Do Polski przyjechali również kibice "turystyczni", którzy lubią rozgrywki międzynarodowe, a przy okazji chcieli zwiedzić nasz kraj. Przyjechały pary, dzieci, całe rodziny.
Również naszej drużynie kibicują ci, którzy na co dzień piłką interesują się zdecydowanie mniej. Zabierają na mecze dzieci, inni idą tam z rodzicami. Tymczasem na ulicach Warszawy i innych miast słychać ciągle okrzyki "ruskie k***y". O ile każdy, kto idzie na mecze ligowe ma świadomość, że język stadionowy do kulturalnych nie należy, o tyle na meczach reprezentacji większość woli śpiewać "Polska gola" czy "Polska biało-czerwoni". To w końcu święto piłki.
"Polskie k***y"
Niestety, wulgarne przyśpiewki o Rosjanach wznosili nie tylko kibole. Śpiewali je również zwykli kibice na stadionie i w strefie kibica. Śpiewają je nadal pod hotelem Bristol w Warszawie, wystawiając opinię całej Polsce. Ci, którzy nie śpiewają, akceptują fakt, że śpiewają inni, bo praktycznie nikt nie reaguje. To zaskakujące tym bardziej, że niewielu wyobraża sobie sytuacje odwrotną, kiedy to za Polakami, którzy przyjechali do jakiegoś kraju, ktoś krzyczy "polskie k***y".
Tak samo, jak większość Polaków, również nasi zagraniczni korespondenci uważają, że zachowanie niektórych kibiców jest skandaliczne. Oni, tak jak i wielu ludzi, którzy mieszkali poza granicami naszego kraju, nie wyobrażają sobie, żeby Polacy na ulicach Francji, Rosji czy Niemiec usłyszeli od kibiców innych reprezentacji okrzyki "polskie k***y".
- Nie martwiłbym się o polskich kibiców w Moskwie. W Rosji mogą czuć się bezpiecznie - mówi Wacław Radziwinowicz, korespondent "Gazety Wyborczej" w Rosji - W Anglii, we Francji tamtejsi kibice poszliby po meczu z Rosjanami na wspólne piwo. Nie byłoby mowy o okrzykach "ruskie k***y". Nikt by na to nie pozwolił. W Polsce takie wspólne piwo z Rosjanami jest niemożliwe. Jesteśmy narodem strasznie zapyziałym - twierdzi korespondent.
Polska (nie)gościnność
Według Radziwinowicza, Polacy powinni się martwić raczej o to, jak Polska wygląda teraz w oczach Rosjan. - To przecież jeden z naszych najbliższych partnerów, z którym na dodatek nie mamy najlepszych stosunków. Zawsze w relacjach między Polakami, a Rosjanami było sporo złośliwości, ale to, co w tej chwili dzieje się w Polsce to skandal - stanowczo zaznacza Radziwinowicz.
Bartosz Węglarczyk, dziennikarz TVN, który był korespondentem "Gazety Wyborczej" między innymi w Moskwie, Brukseli i Waszyngtonie, wyobraża sobie co prawda podobną sytuację w innych krajach, ale podkreśla, że byłoby to tak samo naganne i skandaliczne.
- Okrzyki i napisy "ruskie k***y" to chamstwo i prostactwo. To po prostu straszne - uważa Bartosz Węglarczyk - Na Euro emocje są większe i można sobie pozwolić na więcej, ale gospodarzowi wolno mniej. Jak zapraszamy kogoś do domu, to przecież go nie atakujemy, nie obrażamy i nie wyzywamy - dodaje.
Zdaniem Węglarczyka, ten skandal psuje wizerunek całej Polski, bo to takie wrażenie o Polakach wywiozą stąd zagraniczni kibice. - Nie wiem, jaka motywacja przyświeca ludziom wznoszącym tego typu okrzyki, ale muszą mieć świadomość, że działają na szkodę całego narodu - podkreśla Węglarczyk.
Rosjanie są póki co spokojni
Wacław Radziwinowicz podziwia rosyjskie media, które komentują te wszystkie wydarzenia w spokojny sposób.
- W naszym kraju debili, nie zdajemy sobie sprawy, jak Rosjanie potrafią histerycznie reagować w takich sytuacjach. Zachowują na razie spokój. Mimo, że są bici i wyzywani. Piszą o tym z żalem i ze smutkiem. Mają świadomość, że na sobotni mecz znowu będą musieli iść w kolumnie, że pewnie znowu będą atakowani - podkreśla korespondent - Polacy utwierdzają wizerunek kraju zapyziałych szowinistów. Lubimy Rosjanom wypominać błędy, nauczać ich demokracji. Tymczasem dajemy świetny pokaz kultury - dodaje.
Radziwinowicz przypomina, że po rosyjsku spalony oznacza "być poza grą" i właśnie tak teraz będą nas postrzegać Rosjanie. - Jesteśmy w ich oczach spaleni na bardzo długo. Na razie są spokojni, ale jak te zachowania i okrzyki się nie skończą, zareagują w końcu histerycznie. I wcale się nie zdziwię - podsumowuje.