Ewa Stankiewicz nie dała dojść do słowa Adamowi Strzemboszowi.
Ewa Stankiewicz nie dała dojść do słowa Adamowi Strzemboszowi. Fot. Screen z YouTube.com

Ewa Stankiewicz miała tezę i postanowiła za wszelką cenę jej bronić. Za cel wzięła sobie prof. Adama Strzembosza, byłego prezesa Sądu Najwyższego. Na każdą jego odpowiedź, zaraz pojawiała się podchodząca pod obrazę zaczepka.

REKLAMA
Dziennikarka prawicowego medium przez kilka minut rozmowy chciała potwierdzić, co już sama sobie wydedukowała. Zaczęło się od stwierdzenia, że sędziowie cieszą się najniższym zaufaniem społecznym.
To musi być zrozumiałe - tysiące z nich ma krew na rękach, skazywali przecież niewinnych na śmierć, a w wolnej Polsce nadal wydawali wyroki. Winien temu jest, zdaniem Stankiewicz, prof. Strzembosz. – Pan stanął w poprzek lustracji sądownictwa, pan ich [zbrodniarzy komunistycznych - red.] bronił – rzuciła.
Piła tym stwierdzeniem do zdania, że środowisko prawnicze "oczyści się samo". W to zdanie dawny przewodniczący Trybunału Stanu i prezes Sądu Najwyższego wierzył. Po latach ocenia, że w dużej mierze słusznie. Zdaniem Stankiewicz popełnił jednak niewybaczalny błąd. Podniesionym głosem chciała mu to udowodnić - przynajmniej takie wrażenie odnosi się słuchając wywiadu, nazwanego przez jej stację mistrzostwem. Co mistrzowskiego jest w braku szacunku do rozmówcy? Pytają o to nawet odbiorcy TV Republika.
Interesujące, że Stankiewicz odsuwała mikrofon, gdy Strzembosz przypominał, że dawni zbrodniarze zajmują dziś państwowe stanowiska. Sama nie wspomniała np. o PRL-owskim prokuratorze i obecnym Sekretarzu Stanu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, Stanisławie Piotrowiczu.