Jak przysporzyć cierpienia kobietom i mężczyznom, wydrenować ich portfele i wygonić z kraju lekarzy? Nasi posłowie znaleźli sposób na to, by upiec aż trzy pieczenie na jednym ogniu - pracują nad projektem, który de facto wprowadza zakaz in vitro. Pierwsze czytanie ustawy antyinvitrowej odbędzie się w Sejmie już w środę. W 1993 r. wbrew woli społeczeństwa posłowie zakazali przerywania ciąży. Czy w 2016 roku władza narzuci społeczeństwu zakaz in vitro, mimo iż dostęp do tej metody leczenia popiera ponad 3/4 Polaków?
Podczas gdy rząd PiS odbiera kobietom antykoncepcję awaryjną, a na dniach będzie głosował nad odebraniem im możliwości przerwania ciąży nawet w najbardziej drastycznych okolicznościach (gwałt, ciężka choroba, zagrożenie życia kobiety), grupa 19 posłów z różnych klubów po cichu przepycha przez Sejm projekt, który de facto wprowadzi zakaz in vitro. Wśród nich jest polityk Paweł Kukiz, nacjonalista Robert Winnicki, członek PiS Jan Klawiter i przedstawiciel Platformy Obywatelskiej, Marek Biernacki.
O projekcie antyinvitrowym praktycznie się nie mówi, bo uwagę skupia wspierany przez biskupów radykalny projekt antyaborcyjny. Okazuje się jednak, że posłowie mają dla kobiet jeszcze więcej "atrakcji". O sprawie zaalarmował dziś Ośrodek Kontroli Obywatelskiej. Ponadpartyjny projekt antyinvitrowy, podobnie jak ustawa antyaborcyjna, nie ma w nazwie słowa "zakaz", ale jego uchwalenie doprowadzi do tego, że leczenie niepłodności metodą in vitro stanie się w Polsce bardzo drogie, nieskuteczne i praktycznie niedostępne dla społeczeństwa.
Zmiany, zmiany, zmiany
Stanie się tak dlatego, że projekt antyinvitrowy delegalizuje tworzenie więcej niż jednego zarodka (posłowie - tak jak biskupi - nazywają zarodek "nienarodzonym dzieckiem poczętym in vitro"). To pierwsza bardzo istotna zmiana. Drugą kluczową zmianą jest to, że zarodek będzie musiał trafić do macicy kobiety w ciągu 72 godzin. Dlaczego te zmiany przełożą się na niechcianą bezdzietność niepłodnych Polek i Polaków?
– Efektywność metody drastycznie spadnie – tłumaczy Marta van der Toolen, dyrektor zarządzająca Centrum Płodności FertiMedica. – Obecnie możliwe jest zapłodnienie sześciu komórek jajowych, a w wybranych przypadkach (wiek powyżej 35 roku życia, wskazania medyczne) nawet większej liczby – mówi.
– Z doświadczenia wiemy, że nie każdy transfer zarodka kończy się sukcesem - dokładnie tak samo jest zresztą w naturze. Nie każda zapłodniona komórka jajowa implantuje się w macicy. Zapłodnienie większej liczby komórek niż jedna zwiększa szansę pojawienia się na świecie dziecka i chroni zdrowie kobiety. Ważne jest, że w obecnie kobieta przechodzi tylko przez jedną stymulację hormonalną - podkreśla van der Toolen, która sama ma dwójkę dzieci dzięki zapłodnieniu metodą in vitro.
Projekt głupi i okrutny
– To projekt głupi i okrutny! – nie kryje wzburzenia Jolanta Drzewakowska z magazynu "Chcemy być rodzicami". Po chwili prosi, by nie cytować słowa "głupi", ale zmienia zdanie. Uważa, że leczenie niepłodności, a także politykę państwa w tej sprawie, należy opisywać w taki sposób, by każdy mógł to zrozumieć. – Skuteczność in vitro w Polsce z poziomu światowej średniej, czyli 30-40 proc., spadnie do nędznych 4-5 proc. – tłumaczy Drzewakowska.
Redaktorka przypomina, że rząd PiS już odebrał dofinansowanie leczenia niepłodności metodą in vitro, więc chore pary muszą wykładać z własnej kieszeni od 5 do 11 tysięcy złotych za jeden zabieg, podczas którego do ciała kobiety lekarz wprowadza kilka zarodków. Gdy posłowie zdelegalizują tworzenie więcej niż jednego zarodka na jeden zabieg, wtedy zdesperowani ludzie będą musieli wyłożyć kwotę kilku tysięcy złotych wielokrotnie, narażając zdrowie kobiet. Van der Toolen wśród zagrożeń dla zdrowia kobiet, które pojawiłyby się po przegłosowaniu poselskiego projektu, wymienia depresję.
Drzewakowska nie szczędzi gorzkich słów politykom. – To, że rząd PiS cofnie refundację in vitro, było jasne. Bardzo dziwne jest jednak, że partia, która twierdzi że jest blisko zwykłych ludzi sprawia, że na leczenie niepłodności metodą in vitro mogą sobie pozwolić tylko zamożni Polacy – uzasadnia. Od razu jednak dodaje, że ma pretensje do poprzedniego rządu PO-PSL. – Potrzebowali aż ośmiu lat, by przegłosować ustawę o in vitro. Gdyby to zrobili na początku pierwszej kadencji, to in vitro okrzepłoby i PiS-owi nie byłoby tak łatwo tego odkręcić – argumentuje.
Czy za poselskim projektem antyinvitrowym stoją jakiekolwiek względy medyczne? Jak zaopiniowali go lekarze? Marta van der Toolen odpowiada, że nic jej nie wiadomo o konsultacjach z ekspertami w dziedzinie, którą chcą regulować posłowie.
Michał Stasiński, poseł .Nowoczesnej, który zaangażował się w umożliwianie Polkom i Polakom dostępu do in vitro dzięki dofinansowaniu zabiegu przez samorząd, ma świadomość, że przegłosowanie tej ustawy to koniec miejskiej polityki refundacyjnej.
Biskupia walka
Polityk twierdzi, że za poselskim projektem stoi Ordo Iuris, organizacja prawników opierająca się na ideologii katolickiej. Drzewakowska jako inspiratora nienaukowego projektu wskazuje biskupów. Gdy Platforma przegłosowała in vitro, członkowie episkopatu nie kryli oburzenia. Biskup Gądecki zapowiedział wtedy, że to jeszcze nie koniec.
Na zakończenie Jolanta Drzewakowska podkreśla, że lekarze, którym będzie groziło więzienie za stłuczenie próbówki z zarodkiem, po prostu wyjadą za granicę. Te Polki, które będzie na to stać, zdecydują się na turystykę invitrową. Będą mijać się na granicy z tymi kobietami, które wracają z legalnego u naszych sąsiadów zabiegu przerwania ciąży. A posłowie? Drzewakowska mówi, że też mają dzieci z in vitro. I są to politycy z wszystkich, nawet najbardziej konserwatywnych partii. Jak zachowają się, gdy przyjdzie do głosowania? Drzewakowska nie ma złudzeń.
– Rodzicielstwo dzięki in vitro jest większym tabu, niż bycie gejem. W polityce coming out zrobili Robert Biedroń i Paweł Rabiej. A o politykach, którzy mają dzieci z in vitro, jakoś nie słychać. Milczą zupełnie tak, jak celebryci, którzy też zostali rodzicami dzięki tej metodzie. Na odwagę zdobyły się tylko Małgorzata Rozenek i Bogna Swarowska – wzdycha Drzewakowska.
W czwartek Sejm będzie wytrwale debatował o tym, co kobiety w Polsce mogą, a czego nie mogą w świetle prawa zrobić ze swoim ciałem. Punkt drugi porządku obrad to pierwsze czytanie projektu o totalnym zakazie przerywania ciąży. Punkt trzeci to pierwsze czytanie projektu wprowadzającego standardy europejskie w dziedzinie edukacji seksualnej, antykoncepcji i aborcji. Punkt czwarty to projekt antyinvitrowy. Partia Razem zachęca, by przeciwniczki i przeciwnicy regulowania tego przez posłów, założyli w czwartek czarne ubrania.
Cel przeciwny do deklarowanego
Dr Katarzyna Kozioł, prezes Polskiego Towarzystwa Medycyny Rozrodu i Embriologii, zwraca uwagę na kolejny aspekt sprawy. Mówi, że projekt, wbrew deklarowanym intencjom posłów, doprowadzi do narażenia zarodków na śmierć. Dlaczego? Bo na transfer zarodka do macicy projekt przewiduje 72 godziny nieprzerwanej hodowli przed podaniem ich do macicy, a to oznacza, że nielegalne staje się ich zamrożenie.
– Wyobraźmy sobie, że w drodze do kliniki kobieta ma wypadek lub ciężko zachoruje.. Zarodek nie podany w odpowiednim czasie do macicy obumrze, a embriolodzy nie będą mogli go zamrozić. Mrożenie wbrew temu co głoszą osoby nie mające odpowiedniej wiedzy chroni zarodki i umożliwia ich przeżycie w sytuacjach, w których nie można ich podać do odpowiednio przygotowanej macicy kobiety - tłumaczy dr Kozioł.
Jest zdziwiona tym, że posłowie forsują projekt, który odbiera Polakom dostęp do nowoczesnego leczenia, a także obniży liczbę urodzeń o ok. 2 proc., bo tyle dzieci rodzi się teraz w Polsce dzięki temu, że ich rodzice mieli dostęp do nowoczesnych metod terapii niepłodności, w tym do zabiegów in vitro.
Pomysł karania lekarza za to, że nieumyślnie narazi zarodek na uszkodzenie, dr Kozioł nazywa paranoidalnym, gdyż planowana nowelizacja najbardziej naraża zarodki na śmierć. – Czy to znaczy, że trzeba będzie ukarać posłów, którzy ją wymyślili i przyczynili do jej uchwalenia? – pyta lekarka.
W ramach protestu przeciwko pomysłom posłów będzie ubrana na czarno.
Projekt oparty jest na potrzebie ingerencji w sumienia kobiet i na braku wiedzy medycznej.
Stanisław Gądecki
biskup Kościoła rzymskokatolickiego popiera zakaz in vitro (2015)
Rzecz sama w sobie jest grzeszna i sumienie jest błędne, jeśli ocenia in vitro jako metodę godziwą.
(...) Kompromis w sprawach moralnych jest niemoralny. Gdy nie da się w tej chwili osiągnąć stanu doskonałego [chodzi o zakaz in vitro - red.], to można przez chwilę czekać, ale nie w tym sensie żeby opuścić ręce i skończyć walkę.
Ta walka się rozpoczyna, tak jak wiele dziesiątków lat temu rozpoczęła się walka z aborcją (...) Przyniosła bardzo ładne rezultaty, bardzo duże osiągnięcia. Ufamy, że również w dziedzinie in vitro ta walka dopiero się rozpoczyna (...).Czytaj więcej